Kiedy wreszcie skończy się rozpieprzanie pierwszej ligi?
Autor wpisu: Krzysztof Budka 6 października 2017 10:32
Problem najpierw trzeba dostrzec, a nam się wydaje, że PZPN jak na razie go nie dostrzega. A jeśli dostrzega, to czemu nic z nim nie robi?
To są poważne, profesjonalne rozgrywki, czy jakaś amatorska liga, gdzie każdy orze, jak może i jak mu wygodnie? Przed nami kolejna wykastrowana kolejka Nice 1. ligi. Ponad połowa meczów (pięć z dziewięciu) została odwołana. Może pora wreszcie coś z tym zrobić, a nie udawać, że wszystko jest… Nice?
Tym bardziej że nie chodzi o żaden pomór czy dopust boży, ale o jeden przepis, z którym spokojnie można sobie poradzić. Wystarczy chcieć. No, ale przede wszystkim trzeba problem najpierw dostrzec, a nam się wydaje, że organizator rozgrywek, czyli PZPN, jak na razie problemu nie dostrzega. Bo jeśli dostrzega, to czemu nic z nim nie robi?
Przepis mówiący o obowiązku wystawienia przez każdą z pierwszoligowych drużyn co najmniej jednego młodzieżowca w trakcie meczu ma wielu zwolenników, ale – jak każdy kij (z wyjątkiem rzecz jasna procy) – również dwa końce. Ten drugi jest taki, że gdy tylko nadchodzi termin FIFA i spływają do klubów powołania do reprezentacji różnych kategorii wiekowych, kluby skrzętnie korzystają z przysługującego im prawa przełożenia meczu. Trudno mieć o to do nich pretensję, szczególnie że w większości przypadków młodzieżowcy, którzy u nich grają, stanowią o sile drużyny (słabszych nikt by przecież do reprezentacji nie powoływał). Trenerzy z jednej strony się cieszą, bo modna w ekstraklasie „przerwa na mecze reprezentacji” przenosi się piętro niżej, a ma ona podobno zbawienne skutki, bo pomaga „odpowiednio popracować nad elementami, które trzeba poprawić”, tyle że później – gdy już trzeba szukać terminów na odrobienie tych zaległości i przychodzi do meczów co trzy dni – psioczą na maraton, w którym ich zespół musi w ciągu tygodnia rozegrać trzy mecze. A jeszcze jak dojdzie do wycieczki typu Suwałki – Głogów – Mielec (przykładowo), no to już robi się grubszy problem.
Ostatnio taki wyjazdowy maraton padł na Raków, ale szczęście w nieszczęściu beniaminka było takie, że dwa wyjazdowe mecze (27 i 30 września) trafiły im się w Suwałkach i Olsztynie. Logistycznie na pewno łatwiejsze do ogarnięcia i mniej męczące niż podróż z Suwałk załóżmy do Legnicy.
Albo dochodzi do takiej sytuacji, jak ta z meczami GieKSy: 14 października mecz w Bielsku, 18 października u siebie ze Stomilem (zaległy z najbliższej kolejki) i… 20 października z Ruchem. Na tego dnia Polsat pierwotnie wrzucił na swoją ramówkę spotkanie 14. kolejki GKS – Ruch. Później co prawda trzeba było go przenosić na 22 października, bo okazało się, że 48 godzin to za krótka przerwa, ale to tylko kolejny przykład na to, że sprawę trzeba uporządkować. Tym bardziej że trzeba się jeszcze liczyć z tym, że pod koniec listopada gdzieś tam znów aura nie będzie sprzyjać grze w piłkę, więc kluby po raz kolejny zaczną wysyłać pisma o przełożenie spotkań na rundę wiosenną i po raz kolejny zrobi się burdel.
Krótko mówiąc, widać, że grzebanie w terminarzu i przekładania spotkań na dłuższą metę nie służy nikomu. Widać też, że dotychczasowe przepisy nie nadążają za piłkarskim poziomem pierwszej ligi (o co oczywiście trudno mieć do klubów pretensję, ale już do PZPN-u jak najbardziej), który z sezonu na sezon ostro idzie w górę. Dziś na zapleczu ekstraklasy gra coraz więcej reprezentantów i potencjalnych reprezentantów różnej maści młodzieżówek, a nawet trafiają się kadrowicze z seniorskich reprezentacji (w tym przypadku oczywiście zagranicznych).
No i dotychczas za każdym razem, gdy tylko na horyzoncie pojawia się hasło „termin FIFA”, kolejka niemal natychmiast jest niemiłosiernie kastrowana. Doświadczyliśmy tego dobitnie w poprzednim sezonie, doświadczyliśmy już w tym, gdy miesiąc temu również odwołano pięć spotkań. Kibiców zwyczajnie robi się w wała. A szkoda, bo od pewnego czasu pierwsza liga organizacyjnie mocno się poprawiła i dba o to, by nie tylko mówiono i pisano o niej w samych superlatywach, ale by na te superlatywy zwyczajnie zasługiwać. Czas, by prezes Martyna Pajączek, która przecież zasiada również w Zarządzie PZPN, powalczyła o to, by ten problem jak najszybciej uporządkować. A wyjścia są dwa i żadne nie wydaje się jakoś wyjątkowo skomplikowane. Wystarczy:
– albo w kolejkach, które przypadają na „termin FIFA”, zawieszać przepis o obowiązku wystawienia młodzieżowca – wtedy nie ma podstaw do przekładania meczów, a zapewniamy, że od tego szkolenie młodzieży i inne tego typu związkowe „priorytety” z pewnością nie ucierpią
– albo, jak ma się to w ekstraklasie, nie wyznaczać kolejek pierwszej ligi w weekendy, które zarezerwowane są przez FIFA na mecze reprezentacji (nota bene, jak słusznie zauważył Darek Stolarczyk z „Przeglądu Sportowego”, teraz z ekstraklasy do reprezentacji powołano zaledwie pięciu piłkarzy, więc w tym przypadku istniałaby konieczność odwołania zaledwie trzech spotkań, a w pierwszej lidze – jakby się uparł – to i siedmiu…).
Proste?