Ryszard Tarasiewicz: Dla mnie 5:4, 4:3 to nie jest piłka nożna. Wolę wygrać 1:0. Nienawidzę tracić bramek
Autor wpisu: Marcin Kalita 16 stycznia 2017 17:42
Ryszard Tarasiewicz w rozmowie z Futbolfejs.pl. O arbitrach, którzy grają mu na nerwach, Miedzi, która mimo średniej wieku jest w stanie zdominować każdego, 19 straconych golach w 33 meczach minionego roku, zimowych transferach, dlaczego 4:8 to nie piłka nożna, a także o filozofii podpisywania umów przez trenera. Jest też o… „staruchach, w których wystarczy się wp…”.
FUTBOLFEJS.PL: Celem Miedzi jest awans?
RYSZARD TARASIEWICZ: Tak. Choć uważałem i uważam nadal, że jest sześć, siedem zespołów, które mogą realnie myśleć o awansie – i nie jest to żaden minimalizm z mojej strony, po prostu tak jest. Nie jesteśmy w takiej sytuacji, w jakiej Miedź była w drugiej lidze, gdy miała dobrych piłkarzy i dużą różnicę finansową w stosunku do pozostałych klubów. Teraz mamy czwarty czy piąty budżet w lidze, a jednak ta łatka bogatego nam towarzyszy. To wpływa na zawodników, ale też na przykład na sędziów. Czasami mam wrażenie, że uważają, że trzeba chronić rywali, bo są słabsi, biedniejsi. A my i tak damy sobie radę, bo mamy pieniądze. Nie. Trzeba pamiętać, że z naszego budżetu 30 procent to wydatki na akademię, a jeszcze na dodatek jest kilka zespołów, które i tak mają większy budżet.
Do sędziowania jesienią było dużo uwag, to fakt.
Już na koniec rundy powiedziałem, że całkiem poważnie się obawiam, co będzie się działo z sędziowaniem wiosną. Bo my nie jesteśmy zespołem o dwie czy trzy klasy lepszym, żeby zrobić różnicę niezależnie od wszystkich warunków, w jakich przychodzi nam funkcjonować na boisku. W ważnych meczach decydują detale, a tabela jest bardzo ściśnięta. Dołóżmy do tego fakt, że tylko dwie drużyny awansują. Te nasze rozgrywki są bardzo ciężkie. Dlatego problemem dla nas będzie brak sędziowania na odpowiednim poziomie.
No tak, ale sędziowie tacy, a nie inni, rozstrzygają w pierwszej lidze. Tego się nie zmieni. I nie ma co liczyć na to, że przestaną popełniać błędy.
Przecież po to nastawiam zespół do takiej a nie innej gry, po to biorę zawodników szybkich, dynamicznych, żeby prowokować przeciwnika do błędu. Gramy szybciej, kiedy trzeba kiwnąć, kiwniemy. Jak ogrywamy przeciwnika, musi nas łapać, musi skakać nam na plecy i musi nas pchać w polu karnym. Gra w piłkę nożna to gra kontaktowa, w której poprzez określone zachowania, poprzez większe umiejętności, prowokuje się rywala do błędu. Czasami tym błędem jest faul. A za taki błąd powinny być sankcje. To element gry w piłkę nożną! Czemu sobie w pucharach europejskich nie dajemy rady? I machamy rękoma, bo nam sędzia gwiżdże? No gwiżdże, bo jak atak z tyłu, jest faul. Jak łapanie – to jest faul. Jak drugi faul na żółtą kartkę, to jest druga żółta kartka. U nas to przechodzi, nabieramy złych nawyków i na końcu nie dajemy rady. Sędzia nie może mi mówić: „po co wam drugi karny, skoro jednego już mieliście?”
A tak się zdarzyło?
Tak – tak się zdarzyło! My faulujemy w polu karnym, dobra – jest karny dla rywala, nasz obrońca dostaje żółtą kartkę. Wcześniej przeciwnik dostał już drugą żółtą, ma czerwoną. Parę minut później to nasz zawodnik jest faulowany i jest rzut karny dla nas, ale nie ma drugiej żółtej kartki dla tego faulującego. Bo co? Bo już jedną czerwoną mają? Ludzie, nie trzeba być Einsteinem, by wiedzieć, że już pewnych reguł trzeba się trzymać.
Wyjdzie na to, że znowu Tarasiewicz kontra sędziowie.
Starałem się unikać mówienia tego na konferencjach prasowych, żeby nie zaogniać. Ale teraz mamy czas po rundzie i nie zamierzam nikogo atakować, wspominam tylko o problemach, z jakimi się borykamy. Można się pomylić w sędziowaniu, ja to naprawdę rozumiem i staram się być obiektywny. Wiem, że można nie zauważyć kwestii stykowych. Ten kopie w jedną nogę, ten w drugą, piłka gdzieś przy linii. Kwestia interpretacji. Nie widać, co się stało. Zgadzam się… Ale niestety zdarzają się rzeczy tak ewidentne, że aż człowiek zaczyna się zastanawiać, o co tu chodzi. Jest zagrana długa piłka, mój zawodnik jest pierwszy przy piłce, rywal spóźniony – atak w plecy, mój zawodnik się przewraca, sędzia nie gwiżdże, rywal zabiera piłkę i wyprowadza kontrę. No nie, to ja się nie zgadzam! Nie można takich rzeczy nie widzieć.
No, ale nie widzą – jak… widać.
A już boczni… Nie wiadomo, czy grać wysoko, czy nisko. Grasz pressingiem wyżej, to się narażasz, bo jest więcej miejsca. Myśmy przecież tak trzy bramki stracili ze spalonego. 90 minuta, dwumetrowy spalony i wracam po przegranym meczu 0:1 w ostatniej akcji. Ja to widzę z ławki, potem mam potwierdzenie z nagrania, a sędzia stoi na linii spalonego i nie widzi. To jak? My gramy przynajmniej o te wyższe cele. Ale jak ktoś gra o utrzymanie i w taki sposób traci gola? To jest tragedia.
Ale to nie jest tak, że po prostu poziom sędziowania w pierwszej lidze jest słaby? Widzieliśmy to w wielu meczach nie tylko Miedzi.
No, ale co to znaczy „słaby poziom”? No jak wytłumaczyć, że w meczu, w którym mieliśmy już jednego karnego, piłka leci w polu karnym rywali do mojego zawodnika, obrońca jest ewidentnie spóźniony, pcha go w plecy, co ja widzę z 50 metrów. Ale sędzia nie przerywa gry, choć nawet ten faulujący czeka tylko na wyrok. A tu nic… Tego nie jestem w stanie zrozumieć. Nie jesteśmy Barceloną, żeby przejść obok takich decyzji. Teraz nie będzie karnego, to my i tak w 15 minut strzelimy dwie bramki.
No tak, ale na to chyba nie ma recepty i wszyscy obrywają po równo. Nawet Stefański i Marciniak oddelegowani do pierwszej ligi, mieli jakieś tam słabsze momenty. To problem na dziś wydający się nie do rozwiązania.
Akurat Marciniak sędziował nam mecz z Górnikiem Zabrze i robił to rewelacyjnie. Nawet jeśli można się czegoś doszukać – to i tak na 100 meczów 90 gwiżdże dobrze, to jest olbrzymi procent poprawności.
Wielu z was, trenerów, porusza ten problem w pierwszej lidze. Nie macie szans, by po prostu porozmawiać ze środowiskiem sędziowskim, zwrócić uwagę, próbować wpłynąć na pewne kwestie?
A jakie my mamy możliwości? Powiem tak – ja muszę mecz swojej drużyny, żeby wyciągnąć wnioski, obejrzeć z odtworzenia jeszcze dwa, trzy razy – zrobić analizy, pokazać błędy. I po to pracujemy nad sobą, żeby błędów nie powielać, choć oczywiście ich się nigdy do końca nie wyeliminuje. Nie wiem, po prostu nie wiem, czy sędziowie – tak z ręką na sercu – robią to samo. A powinni. Nie tylko w ekstraklasie, mecze dziś są nagrywane też w niższych ligach.
Obawiam się, że wiosną kontrowersji sędziowskich znów nie zabraknie, ale tego nie unikniemy. Wy ostro walczycie o ekstraklasę. Czy o tym zespole Miedzi myślicie przyszłościowo?
Nie możemy. Wszystko jest uzależnione od tego, czy awansujemy. Pan Dadełło to pasjonat, ale nie wiem, jakie decyzje będzie chciał podejmować, jeśli tego awansu jednak nie będzie. Na pewno będą zmiany. Zresztą one będą tak czy siak, aczkolwiek w zależności od rozstrzygnięcia sezonu mogą pójść w zupełnie przeciwne strony. Jeśli awansujemy, myślę że z czterech pięciu zawodników naprawdę dużej jakości będzie trzeba pozyskać. I tacy się znajdą, tylko trzeba umieć szukać. A jeśli awansu nie będzie… cóż, okaże się, że pewni ludzie nie podołali i trzeba innego rozdania.
Wyniki świadczą na korzyść Miedzi, ale przed drugą rundą sezonu da się słyszeć takie komentarze, że Miedź może mieć w cudzysłowie „za starą ekipę”, by wytrzymać tempo.
A… to chciałbym, by ktoś, kto tak mówi, pokazał mi mecz, w którym rywal nas w tej lidze potrafił zdominować. Bo ja nie pamiętam. Wiem, są takie głosy – skoro ktoś zarzuca nam „starość”, to co nam zarzuca? Ta piłkarska „starość” kojarzy się z brakiem siły – do biegania, do skakania, mniej mocy. No to graliśmy z zespołami, które bazują na tym, że przedkładają element walki nad aspekty piłkarskie. Przez trzy czwarte gry to my dyktowaliśmy warunki, strzelaliśmy gole w ostatnim kwadransie. Mamy najlepszą defensywę w lidze. Jak przyszedłem jesienią 2015 roku, to potrzebowaliśmy trochę czasu, żeby się ułożyć. Ale potem przepracowaliśmy zimę i 12 meczów z rzędu nie przegraliśmy. W 33 meczach 2016 roku straciliśmy 19 goli. Ci zawodnicy cały czas są w meczu aktywni fizycznie, nie uciekają od kontaktu, mimo że gra bywa na pograniczu brutalności. Nieraz zdarza się, że szatnie są blisko, a pewne przekazy od rywali są, powiedzmy, niesympatyczne. „Wystarczy się wp… w tych staruchów i nie będą grali”.
Zdarzają się takie hasła?
Wiem to. Ten przekaz słychać.
Ale chyba takiego piłkarza jak Garguła czy Łobodzński nie jest łatwo przestraszyć?
Oczywiście. Ale problem w tym, że jak dostaje piłkę nieprzygotowaną, której nie chce stracić, musi się zasłonić. I jeśli wtedy jest atak na nogi, nie na piłkę, może się skończyć tragicznie. Katastrofą. Mieliśmy trzy czy cztery takie mecze, że dobrze, że ci moi piłkarze ustali na nogach do końca.
Ta defensywa, nietracenie goli to główny atut Miedzi?
Nie defensywa. Organizacja gry.
Ale podporządkowana obronie bramki?
Nie. To samo tłumaczyłem zawodnikom. Defensywa to nie jest czterech obrońców. To jest organizacja gry całego zespołu. My przez 70 minut meczu dyktujemy swoje warunki gry, to gdzie tu gra „defensywna”? Każdy ma swoje zadania na boisku i je realizuje. Ponieważ robi to dobrze, antycypuje wydarzenia boiskowe, zostawiamy przeciwnikowi mało możliwości zbliżenia się do naszej bramki i stworzenia sytuacji. Nie można zachwiać żadnego elementu. Nie można też postawić tylko na grę piłką. Atakujemy – stracimy dwie, strzelimy trzy. Ja wolę wygrać 1:0 niż 5:4. Dla mnie 5:4, 4:3 to nie jest piłka nożna. Nienawidzę tracić bramek.
I kto to mówi? Mistrz strzelania kapitalnych goli!
No tak, byłem zawodnikiem ofensywnym. Ale tracenie goli z punktu widzenia trenera nie świadczy dobrze o zespole. Bo można i dobrze grać ofensywnie, ale zarazem trzeba być dobrze zorganizowanym w tyle. Do ofensywy trzeba być bardzo aktywnym, żeby się pokazywać, ale potem trzeba umieć przejść – po stracie piłki – do odbudowania swojego ustawienia. Do tego też trzeba tracić siły.
Czyli 4:8 Legii się nie podobało?
Nie jest to moja bajka.
Zwłaszcza w końcówce rundy graliście w zasadzie bez napastnika, z wykorzystywanym w tej roli Forsellem. To jest problem?
Tak, mamy tu problem. Forsell grał jako ten najbardziej wysunięty, bo dobrze gra tyłem do bramki. Ale w takim ustawieniu tracę jego atut – z głębi pola jest dużo bardziej niebezpieczny, ma dużą swobodę gry jeden na jeden, bardzo dobre uderzenie z lewej i z prawej nogi. Nie miałem jednak kogo tam wstawić. Batin miał trochę problemów zdrowotnych – to po pierwsze, poza tym to zawodnik, który lubi atakować z głębi pola. Za często cofa się do linii pomocy. Wtedy nie mamy głębi ofensywnej. On lubi wychodzić na prostopadłe piłki, szukać ich, tyle że my częściej gramy w ataku pozycyjnym, na 20. metrze – tam jest już mało miejsca. Stąd kłopoty. Szukamy napastnika takiego, jaki by nam odpowiadał. Jeśli nie znajdziemy, będziemy żonglować między Łobodzińskim, który znów jest bardziej niebezpieczny z boku, Forsellem, Batinem. Nie będziemy brali napastnika tylko dla sztuki, dla zapełnienia pozycji na liście.
Najpóźniej z pierwszej ligi zaczynacie przygotowania, a najwcześniej gracie mecz.
Trenowaliśmy do 17 grudnia, większość zespołów kończyła jednak wcześniej. Zawodnicy dostali rozpiski, są monitorowani. Nie chciałem też zaczynać za wcześnie, bo latem mieliśmy bardzo krótką przerwę, a potem większość kluczowych zawodników rozgrywała całe mecze, eksploatując się znacząco. Potrzebują teraz odpoczynku, a uważam, że sześć tygodni przygotowań będzie wystarczające. Nasze badania wydolnościowe – zwłaszcza jeśli chodzi o aspekty mocy, siły, pojemności tlenowej wykazały, że przez rok wyniki poszły w górę i zawodnicy teraz tego nie zgubią. To też jest naszą siłą. Mówiliśmy o tym, że wiele zespołów ma niższą średnią wieku, a ich aktywność na boisku wcale nie jest większa.
Słyszałem już zapowiedzi, że na początek przygotowań będzie „mocno”.
Tak, zresztą po każdej zimie moje zespoły dobrze grały. Były dobrze przygotowane fizycznie i „goniły” rywali. Na razie będziemy się przygotowywać na miejscu, dopiero na początku lutego lecimy na 10 dni do Turcji.
Minął już czas słynnego „biegania po górach”?
Niekoniecznie. Robiliśmy to na przykład ze Śląskiem, gdy był w niższych ligach. Wtedy ta przerwa była bardzo długa i uważałem, że takie 10 dni pobiegania po górach nikomu nie zaszkodzi. Sam przez to przechodziłem. Nie byłem żadnym „maratończykiem”, ale mimo to po tak przepracowanej zimie bardzo dobrze się czułem. Teraz po prostu jest tak, że zespoły ekstraklasy mają za mało czasu na takie rzeczy. My – jak wspomniałem – jesienią się bardzo wyeksploatowaliśmy. Gdyby nie to, pewnie można by taki kilkudniowy akcent zrobić. To dotlenia organizm.
Wydaje się jednak, że większość zespołów od tego odchodzi.
Jednak radykalnie zmieniony system rozgrywek determinuje sytuację. Sztuczne murawy dobrej jakości, podgrzewane. Łatwość i dostępność zagranicznych obozów dla większości zespołów. Jest szerszy wachlarz przygotowań.
Forsell znów na reprezentację pojechał. Jak rok temu. Nie przytyje?
Nie, na pewno nie. Nie mam pojęcia, jak to jest możliwe, żeby jechać na reprezentację tak wyglądając jak on rok temu. Miał prawie 82 kilogramów. Dopiero z nami to gubił. Teraz doszedł do 76. Często rozmawialiśmy ze sobą o wielu aspektach. Zaczął też obserwować innych zawodników, zrozumiał, co zaniedbał w – powiedzmy – swojej diecie. To charakterny i butny chłopak. Trzeba mieć do niego podejście. Tylko przysłowiowym „batem” nie da rady. A to jest chłopak z ogromnym potencjałem i sądzę, że tegoroczny wyjazd na kadrę dobrze mu zrobi.
Dwaj piłkarze już wiadomo, że do was dojdą. Marquitos i Pennanen. Marquitos wraca niespecjalnie poradziwszy sobie w Łęcznej.
Chciał spróbować ekstraklasy z przekonaniem, że dostaje szansę, która może się nie powtórzyć. Nie wiem, czemu mu nie poszło. U nas miał na początku problemy z adaptacją – wiadomo Hiszpan, który trafił na ciężkie boiska. Ale szybko to przezwyciężył i zaczął bardzo fajnie funkcjonować na lewej stronie, byłem bardzo zadowolony z tego, co wnosił do gry. Nie kalkulował, szarpał, ma świetną lewą nogę. Teraz chciał do nas wrócić, zna zawodników, więc liczę, że dla nas to będzie wzmocnienie.
A Pennanen?
To taki niby skrzydłowy, ale jednak bardziej ciągnie go do środka pola. Zawodnik kreatywny, dobrze operujący piłką. Dobra wizja gry.
Czyli taki „drugi Forsell”.
Z mniejszą mocą i nie z takim uderzeniem. Ale za to zachowujący dużo rozsądku w grze. Gdyby szukać jakichś porównań, to można powiedzieć, że to taki Morioka i to w dobrej formie.
O, to ciekawie się zapowiadacie wiosną…
Tak – nasza linia pomocy powinna być bardzo mocna. Jak jeszcze dojdzie napastnik, to… będzie musiał ktoś z niej wypaść. W sensie jedenastki meczowej oczywiście. A jeszcze nie zapominajmy, że mamy dwóch dobrych młodzieżowców: Rasaka i Bartkowiaka. Jeden i tak musi grać, ale mi zależy na tym, by obaj grali jak najwięcej. Plus Łobodziński, Rybicki, Garguła i pozostali, którzy grali jesienią… Normalna konkurencja.
Tylko na końcu ktoś jest niezadowolony.
Zawsze tak jest. Ale uważam, że zawodnik, jeśli jest inteligentny, powinien zrozumieć – obserwując kolegów i siebie na treningach, dlaczego ktoś gra, a ktoś nie.
Chyba że wcale nie jest gorszy.
Rzadko zdarza się, by kilku graczy było w takiej samej dyspozycji, a jeszcze proszę pamiętać, że zespół też czasami ustawia się pod jakiegoś rywala. Jeśli się gra z rywalem bardziej stawiającym na aspekty piłkarskie, to sięga się po zawodnika, który odpowie tym samym. Ale jeśli trafia się na zespół, który lubuje się w walce, że tak powiem, bezpośredniej, to też trzeba poszukać innego rozwiązania.
Zapowiada się, że wiosną będziecie jeszcze groźniejsi niż jesienią, co w gruncie rzeczy… niczego wam nie gwarantuje. To, jak bardzo wyrównana jest ta pierwsza liga w tym sezonie, to niebywałe.
Zagraliśmy na koniec jesieni siedem razy z rzędu na wyjeździe. Wiedziałem, że powinniśmy sobie poradzić, ale to nigdy do końca nie jest oczywiste. Przy takiej liczbie meczów wyjazdowych niejeden zespól, by skończył na 19 czy 20 punktach i byłoby „pozamiatane”. Na wyjazdach nie jest łatwo grać, szczególnie w tej lidze, w której kandydatów do awansu nie brakuje, a na dodatek nikt tak na dobrą sprawę nie odstaje na dole tabeli. I olbrzymią rolę odgrywają detale. Jeden mecz, jedna akcja w tym sezonie mogą decydować o powodzeniu.
Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | I Liga | Miedź Legnica