Marek PAPSZUN: Raków trzeba było wyczyścić niemal do spodu. Dziś nikt nie ma już wątpliwości, że było warto

Autor wpisu: 12 lipca 2017 08:00

Marek Papszun, trener Rakowa Częstochowa, w rozmowie z Futbolfejs.pl. Długo, szczerze i konkretnie – o sprzątaniu wielkiego bałaganu w szatni, transferach, nieładnym zachowaniu Fidziukiewicza, testach Kosznika, trzyletnim planie związanym z walką o awans do ekstraklasy, podobieństwach do Tomasza Kafarskiego i tym, skąd się… Papszun w tej Częstochowie w ogóle wziął.

FUTBOLFEJS.PL: W co będziecie mierzyć w tej pierwszej lidze?
MAREK PAPSZUN: Trudno powiedzieć… Jesteśmy beniaminkiem, a beniaminkowie zazwyczaj nie mają łatwego życia. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie, byśmy mieli rozpaczliwie walczyć o utrzymanie.

To z innej strony – z czym wchodzicie do pierwszej ligi?
Na pewno z nadziejami i bez obaw. Mamy solidne podstawy, patrząc chociażby po naszych sparingach, by nie bać się tej ligi. Wiem, że znajdą się tacy, którzy powiedzą, że sparingi nie są w żadnym wypadku miarodajne, ale te, w których graliśmy pierwszym składem, wyglądały naprawdę bardzo przyzwoicie. Trzy mecze z drużynami z ekstraklasy, z których dwa zwycięskie (po 2:1 z Termaliką i Wisłą Kraków oraz 1:4 ze Śląskiem – red.), do tego 2:1 z Legionovią. Jestem optymistą. Nawet w tym przegranym wysoko meczu ze Śląskiem szliśmy cios za cios, rywale byli po prostu skuteczniejsi. Bilans bardzo przyzwoity. Wiadomo, że będzie trochę inaczej, bo dojdzie presja i tak dalej, ale z drugiej strony my grę pod presją mamy już przerobioną. Mieliśmy w ubiegłym sezonie jasny cel – nie tylko wywalczyć awans, ale wygrać drugą ligę. Takie było oczekiwanie właściciela. Przecież to, co zrobił z karnetami, na pewno nam nie pomagało, ale jeszcze podniosło ciśnienie.

A co zrobił?
Obiecał przed sezonem, że jeśli nie wywalczymy awansu, zwróci wszystkim kibicom za karnety. Wiecie, jak to się z takim bagażem gra. Awans albo śmierć. Ale chłopcy dźwignęli, więc myślę, że i teraz przed niczym nie pękną.

Dźwignęli, ale z mnóstwem z nich się rozstaliście. Naliczyliśmy dziesięciu. Jak na zespół, który osiągnął sukces i zrealizował cel – bardzo dużo. Dlaczego?
Dużo, to prawda. Rzadkością jest, by z drużyny, która wywalczyła awans, odeszło tak dużo piłkarzy. I to tak znaczących. Mazan, Margol, Płonka, czy Kowalczyk – to byli bardzo istotni dla nas piłkarze w tamtym sezonie. Ale musiałem im podziękować, bo uznałem, że pewnego pułapu już nie przeskoczą.

To są trudne decyzje.
Bardzo trudne. Bo nie dość, że to świetni piłkarze, to jeszcze świetni ludzie. Żal, ale takie jest życie. Wyobraźcie sobie, wygrywamy na Polonii Warszawa ostatni mecz sezonu, zajmujemy pierwsze miejsce, jest feta, świętowanie, bankiet, a ty wiesz, że następnego dnia w klubie kilku chłopakom powiesz: „Dzięki, ale w nowy sezon startujemy bez was”. Cholernie trudna sprawa, ale od tego jestem trenerem, by się też z takimi rzeczami mierzyć. I tak zrobiliśmy to, co tylko mogliśmy. Od razu poinformowaliśmy ich razem z prezesem o tym, że nie przedłużymy kontraktu, by mieli jasną sytuację. Za czerwiec normalnie dostali pensję plus wszystkie premie za awans, no i od razu mogli sobie szukać nowego klubu. Niektórym sam w tym pomagałem. Dzwoniłem, pytałem, rekomendowałem.

Ale miał pan wprawę w pozbywaniu się piłkarzy, bo przecież rok wcześniej wymieniliście jeszcze więcej zawodników.
Tak, bodajże 21. Niektórych z nich nigdy nie widziałem, bo byli na wypożyczeniach. Z kolei tych starszych, jak Pawlusiński, Mielcarz i Radler, zluzowałem jeszcze w trakcie sezonu.

Takie ostre czyszczenie było potrzebne?
Bez niego nie byłoby rok później awansu. Tak, potrzebna była radykalna przebudowa. Odkąd ja przyszedłem, z tych kluczowych zostali Malinowski i Figiel. Do tego jeszcze Mesjasz, Góra i Kos. Pięciu.

I bez problemów mógł sobie pan na to pozwolić? Mało który klub stać na to, by w tak krótkim czasie tak radykalnie wymienić kadrę, a jeszcze mniej pewnie ma właścicieli, którzy by się na to zgodzili.
Zdecydowało zaufanie właściciela do mnie, do tego, co robię. Bo w stosunku do niektórych zawodników był opór. Nie ma co tego ukrywać. Niektórzy, jak chociażby Klepczyński, mieli ważne kontrakty. To były bardzo trudne i kosztowne decyzje, do niektórych trzeba było dopłacać. Ale w ogromnej większości byliśmy z właścicielem zbieżni, dlatego łatwiej i w miarę bezboleśnie to poszło. Fajnie, że – mówiąc potocznie – na tak rozumnego człowieka trafiłem. Widział, co się w drużynie dzieje, odpowiednio postrzegał sytuację i potrafił wyciągać wnioski. Szatnia była totalnie zepsuta i trzeba ją było wyczyścić niemal do spodu. Wiedział, że jeśli tego nie zrobimy, stracimy kolejny rok. Zgnilizna co chwila wyłaziła na wierzch, co chwila dochodziło do spięć. Nie było innego wyjścia. I nikt już nie ma wątpliwości, że słusznie postąpiliśmy. Trzeba było tylko ponieść tego wszystkiego konsekwencje finansowe.

Dziś nikt już w szatni nie robi kwasów, atmosfera się wyczyściła?
Po takim sukcesie jak awans ta atmosfera musi być dobra. Choć na początku rundy mieliśmy mały kryzys. Natomiast ja nie dopuszczę do tego, by jakieś tego typu kryzysy mogły przerodzić się w coś poważnego. U mnie nie ma narzekania na to, czy na tamto. Widzicie, co się dzieje, do czego dochodzi, jeśli toleruje się tego typu zachowanie. Piłkarze od czasu do czasu lubią spychać odpowiedzialność na innych. A to trening nie taki, a to jesteśmy zajechani. Albo nieprzygotowani fizycznie. O, to jest najlepsze. Coś takiego u mnie dyskwalifikuje takiego delikwenta na zawsze. Jak piłkarz zawodowy może być nieprzygotowany? To co ci potrzeba? Jak nie masz siły, to wskakuj w dres i zapieprzaj. Wróciłeś z treningu i nie masz siły? To biegaj. Czujesz się zmęczony? To dawaj na regenerację – masaż, odnowa i tak dalej. Człowieku, ty pracujesz fizycznie. Twoim narzędziem pracy jest twoje ciało. Jeśli nie jest przygotowane, to nie nadajesz się do tej roboty. Nie masz narzędzia, nie masz kwalifikacji. I tyle. To tak jakby księgowa szła do pracy i nie znała Excela. „Dzień dobry, jestem księgową, ale dziś nie umiem. Musicie mnie nauczyć”.

W jakim miejscu jesteście dziś, jeśli chodzi o transfery? Na ile możecie sobie pozwolić? Bo z tego, co na razie widzimy, raczej pod tym względem daleko wam do pierwszoligowego topu.
To jest kwestia budowy drużyny i strategii klubu. Byłoby nas stać, żeby zatrudnić zawodników z pierwszej ligi, a nawet z ekstraklasy. Tylko biorąc pod uwagę ich jakość, możliwości i bardzo często również wiek, to na końcu zawsze jest pytanie: „Po co płacić takiemu piłkarzowi dwa razy więcej niż mniej znanemu i młodszemu?”. Trenował z nami niedawno Rafał Kosznik. Piłkarz, jak na warunki pierwszej ligi, przez duże P. Ekstraklasa, swego czasu próbowany w reprezentacji. Profilowo też do nas pasujący. Ale gdy zderzyliśmy jego wiek z wymaganiami finansowymi, doszliśmy do wniosku, że lepiej wziąć zawodnika, którego utrzymanie będzie kosztowało połowę, ale będzie młodszy. Powiecie, że taki transfer obarczony jest większym ryzykiem. Zgoda. Wiem. Ale wolę takiego, z którym mogę pracować, którego mogę uczyć i który może się jeszcze rozwijać. Rafał to super chłopak, ale nie oszukujmy się – zawodnik w tym wieku ile może się jeszcze nauczyć? Bym musiał podtrzymywać jego piłkarskie życie, by nie zjechał z formą, bo do przodu już nie pójdzie. Uznaliśmy wspólnie z właścicielem, że stawiamy na takich, którzy mogą się u nas rozwijać. I każdy transfer jest właśnie rozpatrywany pod tym kątem. Każdy piłkarz, który do nas przyszedł, może się jeszcze rozwinąć. I na to liczymy.

Słyszeliśmy, że Joao Embalo to kandydat na pierwszoligową gwiazdę.
CV ma bardzo ciekawe. Był w Limassol, skąd odszedł tylko dlatego, że przyszedł Orlando Sa, z którym na dziś nie ma szans wygrać rywalizacji. Czy będzie tu gwiazdą? Trudno mi powiedzieć. Zobaczymy, jak będzie się u nas rozwijał. W ostatnim czasie miał trochę przygód – na Cyprze nie miał szans wygryźć Orlando Sa, potem wylądował w Bukareszcie, gdzie mu nie płacili, wrócił na Cypr, ale już do drugiej ligi. Strzelił bodajże 12 goli w 26 meczach, ale tam się liga skończyła w marcu i od tamtej pory nic nie robił. Musi się odbudować.

Boateng dołączył do Embalo w Rakowie. Okażą się transferowymi hitami? 

Podobnie jak Boateng?
Zgadza się. On ma bardzo duży potencjał, natomiast też braki taktyczne i fizyczne. Z drugiej strony to nie są zawodnicy z siódmej czy ósmej ligi angielskiej, tylko mieli styczność z poważnym futbolem i to widać.

A nie szukaliście nikogo, kto zostałby w szatni liderem, kto zna bardzo dobrze pierwszą ligę i pomoże chłopakom wejść w tę nową rzeczywistość bez szoku?
Wzięliśmy chociażby Niewulisa. Superchłopak, doświadczony na tym poziomie. Zwróćcie uwagę, że nie braliśmy żółtodziobów, tylko piłkarzy z jednej strony wciąż jeszcze rokujących na rozwój, ale z drugiej już ten poziom znający. Hubert Tomalski, rocznik 1993, ale w pierwszej lidze już grał, w Pogoni Siedlce. Krystian Wójcik, rocznik 1989, tak samo – grał w Siedlcach. Paweł Piceluk, ostatnio druga liga, ale przecież wcześniej strzelał gole na zapleczu ekstraklasy – w Warcie i Stomilu. Nie mówiąc już o Aghwanie Papikjanie. Każdy z nich ma potencjał, ale też niemały bagaż doświadczeń za sobą. Tomalski w pewnym momencie spadł do trzeciej ligi.

Papikjan ma za sobą występy i w ekstraklasie, i nawet w reprezentacji Armenii.
To jest kandydat na pierwszoligową gwiazdę w tym sezonie. Pod warunkiem, że nie będą prześladować go kontuzje. Papikjan nie grałby w drugiej lidze, tylko miał ważny kontrakt z Bełchatowem i po spadku nie chcieli go stamtąd puścić. Andrzej Konwiński jak przyszedł do Bełchatowa, to powiedział, że wszyscy mogą odejść, tylko nie Papikjan. Zatrzymali go tam niemalże siłą. I gdyby nie to, że w jesiennym meczu z nami zerwał więzadła, gdyby grał przez cały sezon, to Bełchatów nie walczyłby o utrzymanie, ale moim zdaniem co najmniej grałby w barażu o awans. Papikjan ciągnął ten zespół, mówiąc obrazowo, niemal w pojedynkę. Miał ogromny udział w punktowaniu.

Należy pan do tych trenerów „narzekających”, którzy lubią sobie pomarudzić na warunki i wszystko dokoła, czy raczej do optymistów trzymających zawsze fason i w razie czego robiących dobrą minę do złej gry?
Myślę, że jestem gdzieś pośrodku. Raczej staram się nie narzekać, bo co mi to da? Wiem, jaki mam budżet, jakie warunki, jaką koncepcję budowy zespołu. Wierzę w tych chłopaków, których mam i tyle. Po co mam gadać o tych, których nie ma? Jaka będzie motywacja do pracy, skoro co chwila będę mówił: „tego mi zabrali”, „tamten nie chce tu przyjść” i tak dalej? Co miałbym mówić? Że zostawili mi kulawych? Mam takich, na których postawiłem, i będę z nimi pracował, by grali jak najlepiej. Nie zazdroszczę nikomu.

Podobno byliście już dogadani z Fidziukiewiczem?
Tak. Wystawił nas. Ale nie chodziłem z tego powodu do mediów i się nie żaliłem. Wystawił? Trudno. Jego sprawa.

O co poszło? O kasę?
Oczywiście. Był już z nami dogadany, dostał tyle, ile sobie zażyczył, ale ostatecznie zachował się nieelegancko. Próbował jeszcze ratować twarz, tłumacząc, że w Tychach dostał dłuższy kontrakt, na czym mu zależało, ale powtarzam – zgodził się na to, co mu zaproponowaliśmy. Miał przyjechać na badania i podpisać umowę, ale nas wystawił. Ale nawet pięciu minut po nim nie płakałem. Stwierdziłem, że skoro teraz tak się zachował, to jeśli przyjdzie moment kryzysowy, to za ten zespół na pewno – jak to się mówi – życia by nie oddał.

System gry będzie pan w pierwszej lidze zmieniał, czy zostaje po staremu? Pytamy, bo gracie nietypowo – trójką środkowych obrońców. W tamtym sezonie w pierwszej lidze tylko Drutex-Bytovia próbowała tak grać.
Zgadza się, na szczeblu centralnym tylko ja i Tomek Kafarski preferowaliśmy taki system.

Jemu akurat nie wyszło to na dobre.
No tak, „Kafar” grał 3-5-2, a my głównie 3-4-3. To był nasz podstawowy system, choć mamy też w zanadrzu kilka wariantów alternatywnych, bo graliśmy również w ustawieniu 3-5-2, a czasem 4-3-3. Jak będzie teraz? Zobaczymy. Musimy być elastyczni. Natomiast plus takiej taktyki był taki, że dla każdej kolejnej drużyny byliśmy zaskoczeniem. Nikt tak nie grał prócz nas. Rywale specjalnie pod nas musieli się przygotować. I mieli na to mało czasu. My mieliśmy łatwiej, bo przeciw takim samym systemom, z niewielką modyfikacją, graliśmy co tydzień.

Zeszły sezon w pierwszej lidze pokazał, że los beniaminków nie jest łatwy. Nie chcemy być złośliwi, ale żaden z trenerów, który rozpoczynał sezon, nie dotrwał do końca. To pokazuje, że przeskok jest bardzo duży.
Wiem. Lampka z tyłu głowy wciąż mi się świeci, ja o tym doskonale pamiętam. Natomiast zupełnie inna sytuacja była rok temu w drugiej lidze – tam trwał wyścig żółwi. Prócz Stali Mielec nikt nie chciał awansować. Nie wiadomo, jak do pierwszej ligi wszedł Znicz, Tychy o mało nie zjadła presja, załapała się nawet totalnie rozbita w pewnym momencie Wisła Puławy. Teraz był o wiele wyższy poziom, szczególnie wśród drużyn czołowej czwórki, mam na myśli nas, Odrę, Puszczę i Radomiaka.

No, ale Radomiaka Bytovia w barażu zmiotła, pokazując, jaka różnica dzieli pierwszą ligę od drugiej.
Zmiotła, ale prawda jest taka, że ten Radomiak trafił najgorzej, jak mógł. Przecież Bytovia to był zespół do awansu. Miał zawodników, którzy o ten awans mieli walczyć. Jak przymierzałem się do transferów i popatrzyłem na ich kadrę, to każdego z tych piłkarzy chciałbym u siebie. Nawet osiemnastego, czy dziewiętnastego. Personalnie to była mega mocna ekipa. Coś nie zagrało w trakcie sezonu, ale porównywać potencjałów Radomiaka i Bytovii nie ma sensu. Natomiast ogólnie zgadzam się z tym, co mówicie. Jest duża różnica między tymi ligami, stąd u nas właśnie tyle zmian.

Trafiliśmy niedawno na wywiad z Michałem Świerczewskim, właścicielem Rakowa, już po waszym awansie, w którym powiedział, że ma plan, by w ciągu trzech lat zespół walczył o ekstraklasę.
Zgadza się. To kolejny argument świadczący o mądrości tego człowieka. Do wszystkiego podchodzi bardzo racjonalnie. Zdaje sobie sprawę, że nie jesteśmy jakąś wielką marką, nie mamy jakiegoś wielkiego budżetu, więc głoszenie teraz, że będziemy bić się o awans, byłoby zupełnie niepoważne. Do tego muszą być podstawy. I przez najbliższe dwa lata chce te podstawy zbudować. Zwiększyć budżet, może pojawią się w tym czasie poważne plany przebudowy stadionu i tak dalej. Ale też żebyście mnie dobrze zrozumieli – nie znaczy to, że teraz skazujemy się na rozpaczliwą walkę o utrzymanie. W tym sezonie chcemy się w tej lidze spokojnie zadomowić, okrzesać się w tym towarzystwie i pomału zwiększać siłę zespołu, budować go tak, by w niedalekiej przyszłości był gotowy podjąć się walki o ekstraklasę. Projekt fajny i ma tę poważną zaletę, że jest jak najbardziej realny. Na razie jednak jak najszybciej musimy się nauczyć tej pierwszej ligi.

Na koniec niech pan jeszcze powie, jak się w ogóle w tej Częstochowie znalazł. Bo patrząc na pana trenerskie CV, to widać w nim Warszawę i jej najbliższe okolice – Białołęka, Targówek, Legionovia, Dolcan Ząbki, KS Łomianki, Świt Nowy Dwór. A tu raptem Raków… Ziemia obiecana?
To kolejna historia związana z właścicielem Rakowa. To on mnie wynalazł. Nie wiem, w jaki sposób i gdzie, bo prawdę mówiąc ani razu o tym tak do końca nie rozmawialiśmy. Obiecał, że kiedyś mi powie, jak na to wpadł, bo przecież nie byłem żadną znaną trenerską postacią. Na Mazowszu owszem, byłem znany, ale w Polsce nie. No ale gdzieś  mnie wynalazł i trafiłem do klubu z dużymi aspiracjami. Rekrutacja była przedziwna. Trudna, bo absolutnie nietypowa jak dla trenera. Kompletnie biznesowa – prezentacja, przygotowanie zagadnień określonych przez właściciela, musiałem je później referować, dyskutowaliśmy na ich temat. Jedno nasze spotkanie w Częstochowie trwało osiem godzin. Była na nim obecna pani psycholog. Biorąc pod uwagę, że w ekstraklasie trenerów zatrudnia się przez telefon w pięć minut, w moim przypadku cały proces rekrutacyjny trwał naprawdę bardzo długo i był przygotowany niesamowicie profesjonalnie.

Rozmawiali Krzysztof Budka i Marcin Kalita

Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | I Liga | Raków Częstochowa

  • Tylko Tyski GKS

    Powodzenia ale patrząc na grę i pozycje beniaminków z zeszłego sezonu którzy jednak byli lepsi od Rakowa w sezonie 15/16 Częstochowian czeka jednak ciężka i rozpaczliwa walka o utrzymanie. Mimo wszystko powodzenia !!

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli