Marek PAPSZUN: To, co jeszcze latem było dla nas nierealne, teraz mamy na wyciągnięcie ręki
Autor wpisu: Krzysztof Budka 6 grudnia 2017 08:45
Marek Papszun wrócił właśnie ze stażu w Queens Park Rangers, a u nas głosami Czytelników wygrał plebiscyt na najlepszego jesienią trenera w pierwszej lidze. No to była okazja się spotkać i porozmawiać. O tym, co tak naprawdę działo się jesienią, i jaki Raków zobaczymy po nowym roku.
FUTBOLFEJS.PL: Na początek cytat: „Marek Papszun jest menedżerem Rakowa w brytyjskim rozumieniu tego słowa – rządzi i dzieli w Częstochowie niczym prezydent, król, tytan”. To uzasadnienie jednego z naszych Czytelników, który zagłosował na pana w wyborach na najlepszego trenera jesieni w pierwszej lidze. Jest pan w tym Rakowie prezydentem, królem czy tytanem?
MAREK PAPSZUN: Hmm…. (dłuższa chwila zastanowienia).
A coś z tego brytyjskiego menedżera jest?
Trochę tak. Z tym, że u nas, w polskiej piłce jest nieco inny sposób funkcjonowania niż w Anglii, czy ogólnie na Wyspach. Tam menedżerowie zarządzają w klubie niemal wszystkim. No i mają przede wszystkim kluczowy głos w sprawie transferów. W Rakowie funkcjonuje to tak, że jest właściciel, jest zarząd klubu i jestem ja jako trener. Choć ta moja pozycja faktycznie jest dość mocna. W klubie nie dzieje się nic poza moimi plecami. Zresztą uważam, że nie do pomyślenia, by cokolwiek działo się poza plecami jakiegokolwiek trenera w jakimkolwiek klubie. Takie sytuacje, jak ściąganie zawodników bez wiedzy i zgody szkoleniowca, w ogóle nie powinny mieć miejsca. Przecież na końcu to trener odpowiada za efekt. Ma robotę do wykonania i wie, jacy ludzie są mu do tej roboty potrzebni. To powinno działać na podobnej zasadzie jak w korporacji. Tam zazwyczaj rekrutację przeprowadza właśnie menedżer, a nie właściciel firmy. To on dobiera sobie współpracowników.
Latem do Rakowa przyszedł nowy prezes. W tej kwestii też miał pan coś do powiedzenia?
Wiele razy rozmawialiśmy na ten temat z właścicielem klubu Michałem Świerczewskim. I jeśli można takiego stwierdzenia użyć, to wręcz nalegałem na to, by taka osoba w Rakowie się pojawiła. Była niezbędna do stworzenia i scalenia całej struktury organizacyjnej. Nie ma co ukrywać, że to u nas szwankowało. Zadaniem prezesa jest właśnie to wszystko poukładać.
SPRAWDŹ WYNIKI GŁOSOWANIA NA NAJLEPSZYCH PIŁKARZY I TRENERA W I LIDZE
Czytając komentarze, czy opinie fanów – nie tylko Rakowa, można dojść do wniosku, że bardzo szybko „kupił” pan sobie większość kibiców. Ma pan poczucie, że wszedł do tej pierwszej ligi z przytupem, zaliczył takie prawdziwe wejście smoka?
Nie. Robię swoje, dokładnie tak samo jak robiłem do tej pory.
Czyli to taki efekt przy okazji?
Może… Nie da się ukryć, że wynik, jaki jesienią osiągnęliśmy, jest…
Zaskoczeniem?
No właśnie nie chcę użyć tego słowa. Nie chcę mówić, że to jakieś mega zaskoczenie. Ale już mała niespodzianka na pewno. Szczególnie biorąc pod uwagę ten ciężki początek, trudno było sobie wyobrazić, że skończymy rok na takim miejscu, z dorobkiem 32 punktów. Widać było w klubie po tych kilku pierwszy kolejkach pewien taki niepokój. Byle jakoś dotrwać do zimy, w przerwie między rundami przeprowadzić jakieś zmiany, by w ogóle się w tej lidze utrzymać. Taki zresztą jest nasz cel – w tym pierwszym sezonie zapewnić sobie utrzymanie i to na tyle szybko, by nie drżeć o to do ostatniej kolejki.
No właśnie, latem, gdy rozmawialiśmy przed startem sezonu, mówił pan: „Zdaję sobie sprawę, że nie jesteśmy jakąś wielką marką, nie mamy jakiegoś wielkiego budżetu, więc głoszenie teraz, że będziemy bić się o awans, byłoby zupełnie niepoważne. Do tego muszą być podstawy. I przez najbliższe dwa lata chcemy te podstawy zbudować. Zwiększyć budżet, może pojawią się w tym czasie poważne plany przebudowy stadionu i tak dalej. Ale też żebyście mnie dobrze zrozumieli – nie znaczy to, że teraz skazujemy się na rozpaczliwą walkę o utrzymanie”. Coś się od tego czasu zmieniło? Nie kusi walka o ekstraklasę? Taka pozycja wyjściowa szybko może się nie powtórzyć.
Nie rozmawiamy w klubie w tych kategoriach: „Tak, teraz jesteśmy na trzecim miejscu i to jest ten moment, w którym musimy o to powalczyć”. Z drugiej strony, każdy tę szansę czuje. Przecież nie może być inaczej. Musielibyśmy być mało ambitni, żeby teraz powiedzieć: „Brakuje nam sześciu punktów do utrzymania. Robimy te sześć punktów i mamy wakacje”. Ktoś kiedyś powiedział, że praca trenera to świetna robota. Gdyby tylko nie te mecze…. To co – wygrywamy szybko dwa mecze i mamy pół roku spokoju, prawda? Nie, absolutnie nie myślimy w tych kategoriach. Zresztą już pierwszy transfer pokazał, że plany będą dużo ambitniejsze.
No to jak już jesteśmy przy tym transferze – Zachara bardziej potrzebuje Rakowa, czy Raków Zachary?
To ma być transfer z korzyścią dla obu stron. Tak to widzę i na to liczę. Zobaczymy, co życie przyniesie, bo nie takie transfery okazywały się niewypałami, natomiast my na pewno chcemy się wzmocnić, a Mateusz w tej chwili potrzebuje miejsca, w którym z powrotem mógłby zacząć regularnie grać. Przecież dawno go w akcji nie widzieliśmy.
Ten transfer to sygnał, że nie jest pan do końca zadowolony z napastników, którzy są w kadrze?
Nie. Dlaczego? To sygnał, że chcemy się wzmacniać.
Gdy nominowaliśmy piłkarzy w naszym plebiscycie, jeśli chodzi o Raków, to nie mieliśmy żadnych problemów z bramkarzem, obrońcą i pomocnikiem. Z napastników nikt nas jednak nie przekonał. Choć, paradoksalnie, macie najwięcej strzelonych goli w lidze – aż 34. Drugie pod tym względem Chojniczanka i Stal zdobyły aż o sześć bramek mniej. To jak to z tymi pańskimi napastnikami jest?
Jeśli prześledzicie moją dotychczasową karierę trenerską, to zobaczycie, że ja nigdy nie miałem takiego typowego snajpera.
To znaczy, że go pan nie potrzebuje?
Potrzebuję. Każdy trener potrzebuje. Natomiast rozłożyliśmy ciężar zdobywanie bramek na cały zespół. A jeśli już chcecie rozliczać napastników, to nasi jesienią strzelili 10 goli. To nie jest mało. Jeśli stawiałbym tylko na jednego, to miałby ich tyle, ile ma lider klasyfikacji strzelców. Ja mam trzech i stawiam na każdego. Tyle że w moim systemie naraz grać może tylko jeden. Najwięcej grał Czerkas – 6 goli, Embalo – 3 i Piceluk – 1. Mamy trzech bardzo dobrych jak na tę ligę napastników, którzy razem ustrzelili całkiem niezły wynik. Taka Olimpia Grudziądz jako cały zespół zdobyła 11 bramek.
Konflikt klubu z władzami miasta, o czym w pewnym momencie pisało się więcej niż o waszej grze, to był dla drużyny dodatkowy bodziec? Pytam, bo mam wrażenie, że odkąd zrobiło się o tym głośno, od momentu, gdy miasto wycofało się z umowy, pana zespół zaliczył najlepszy fragment rundy.
Może to tylko wrażenie. Mnie się wydawało, że mimo tego, że w pewnym momencie sprawa nabrała takiego rozgłosu, to jako drużyna cały czas staliśmy w tym całym konflikcie nieco z boku. Aczkolwiek był taki moment przed meczem z Pogonią Siedlce, kiedy nastąpił punkt kulminacyjny w rozmowach, że zwycięstwo było klubowi bardzo potrzebne. Ono oczywiście zawsze jest potrzebne, ale wtedy – można powiedzieć – bardziej niż zwykle. Jako taka karta przetargowa. Wygraliśmy przekonująco (3:0 na wyjeździe – przyp. red.).
Często temat tej zerwanej umowy z miastem przewijał się w szatni?
Nie powiem, że to był dla piłkarzy jakiś szok, bo część z nich ma za sobą różne doświadczenia, często dużo trudniejsze. Przemek Oziębała na przykład powiedział, że w Siarce nie płacili mu przez osiem miesięcy, więc mało co jest go teraz w stanie ruszyć. U nas nie było żadnego problemu pod tym względem. Mieliśmy zapewnienie właściciela, że płynność finansowa zostanie zachowana.
Czyli poślizgu żadnego w wypłatach nie było?
Był jeden – tygodniowy, ale tylko dlatego, że miasto te środki odebrało z dnia na dzień. One już były w klubie zabudżetowane, więc trzeba było zrobić pewne przesunięcia. Nikt nagle nie wrzuci na konto pół miliona złotych, stąd ten poślizg. Ale wszystko zostało wypłacone bez żadnych problemów.
Tak czy inaczej, zgodzi się pan, że na dłuższą metę nie da się walczyć o awans do ekstraklasy z takim bagażem na plecach, jakim jest konflikt z władzami miasta? Trudno w ogóle w takiej sytuacji o czymś takim poważnie myśleć, prawda?
Oczywiście, że tak. Tutaj nie ma co zaciemniać rzeczywistości. Nie widzę żadnej drużyny ani w ekstraklasie, ani w pierwszej lidze, która funkcjonowałaby bez wsparcia miasta. Jedne w większym stopniu, inne w mniejszym, ale ta współpraca być musi. Na dziś to nie do pomyślenia. Weźmy chociażby problem infrastruktury. My wciąż borykamy się z bazą treningową i boiskiem, które nie spełnia norm w tej lidze. Obiekt, na którym gramy, to obiekt czwartoligowy. Trzeba to sobie powiedzieć wprost. Numer jeden wśród najgorszych stadionów w tej lidze i to w zasadzie bezkonkurencyjny numer jeden. Boisko treningowe ze sztuczną nawierzchnią, na którym za chwilę przyjdzie nam ćwiczyć, ma jedenaście lat. Mnie już na samą myśl łapią nerwy, bo wiem, że na dzień dobry powrót do zajęć skończy się tym, że kilku chłopaków wyląduje na kozetkach. W takich warunkach musimy pracować. Dlatego, tak jak pan powiedział, na dłuższą metę bez wsparcia miasta nie da się niczego poważnego zbudować. Jesteśmy skazani na współpracę. Mam nadzieję, że władze Częstochowy wreszcie to dostrzegą. Bo wszystko tak naprawdę zależy od dobrej woli dwóch stron. Od tego powinno się zacząć. Bez tej dobrej woli nic nie da się zrobić.
W połowie rundy mocno ponarzekał pan na arbitrów. „Poziom sędziowania w tej lidze jest skandaliczny” – mówił nam pan. Pomogło? Coś się zmieniło?
Zmieniło, ale na gorsze. Dlatego zamilkłem i od tej pory ani słowa o sędziach. Nie chcę tego komentować.
Aż tak?
Tak. Sędziowie to czytają, wysyłają to sobie po Twitterach i potem reagują. Zdania natomiast nie zmieniam – sędziowie mają swoich przełożonych, którzy ich obserwują i z błędów, jakie popełniają, powinni być rozliczani. Wszystkie mecze są nagrywane, więc to chyba nie problem odtworzyć sporną sytuację i odpowiednio ją przeanalizować. Może nie ma tyle kamer co w ekstraklasie, niemniej na pewno da się to zrobić. Ta liga jest coraz bardziej profesjonalna, więc i sędziowie powinni być zawodowcami. Liczę, że mimo wszystko będzie to szło w dobrym kierunku. Trochę tych sędziów mamy, więc myślę, że można wyselekcjonować grupę na odpowiednio wysokim poziomie. Coraz więcej czasu upływa od afery korupcyjnej, która zmyła z powierzchni ponad 90 procent arbitrów. Rozumiem, że tak z dnia na dzień trudno było oczekiwać, że wskoczą młodzi i zaczną gwizdać tak, jak ci najbardziej doświadczeni, tym bardziej że przecież teoretycznie najlepsi trafili do ekstraklasy. Jednak na pewno da się ten poziom w pierwszej lidze poprawić.
W drugiej lidze też mieliście takie problemy z sędziami?
Nie. Ale pewnie wynikało to z tego, że tamta liga nie była tak wyrównana. W tej niemal każdy mecz jest na styku, więc jedna błędna decyzja arbitra z reguły ma wpływ na wynik. W drugiej lidze nawet jak sędzia się pomylił, to nie miało to aż takiego wpływu na wynik. Tutaj ma, bo tu wszystkie mecze są niesamowicie wyrównane. W trzech spotkaniach nie uznano nam trzech prawidłowo zdobytych bramek, karnego dla Miedzi w meczu w Legnicy też naszym zdaniem być nie powinno. Tak to wygląda.
Tomaš Petrašek zostaje? Pewnie pojawiło się zainteresowanie klubów z ekstraklasy.
Pojawiło się. Były sygnały już w trakcie rundy o tym, że kilku naszych chłopaków jest na celowniku, w tym oczywiście Tomek. Ale mam nadzieję, że zostanie.
Kto jeszcze?
Chociażby Jakub Łabojko. Ale to nie jest jakieś wielkie zaskoczenie. Natomiast nie sądzę, by ktoś z tych kluczowych piłkarzy odszedł w tym okienku. Mamy stosowne umowy, mamy swoje cele, więc na pewno jeszcze nie czas, by się ich pozbywać. Zobaczymy latem. Będziemy wiedzieć, jak ten sezon się dla nas skończył, co udało się nam osiągnąć, co ci chłopcy zrobili wiosną i wtedy będziemy się ewentualnie zastanawiać.
Mateusza Lisa Lech nie chce zimą ściągnąć z powrotem do siebie?
Nie, zostanie u nas do końca sezonu. Lech jest zadowolony z tego, jak on się tu rozwija, ma szansę na regularną grę, więc nie widzi potrzeby, by to wypożyczenie kończyć. Wiadomo, że w Poznaniu nie miałby tylu okazji do gry, ile ma u nas.
Jesienią był jednym z najlepszym bramkarzy w tej lidze.
Końcówkę miał dobrą, ale początek taki sobie. W kilku sytuacjach, po których traciliśmy gole, mógł zachować się lepiej. Z drugiej strony nie miał jakichś poważnych wpadek, może poza meczem z Chojniczanką. Rzeczywiście, jak na tak młodego chłopaka bronił bardzo solidnie.
Dużo nowych piłkarzy pojawi się zimą w Rakowie?
Myślę, że czterech, może pięciu. Tylu od nas odejdzie. Musi być lekkie wietrzenie, roszady w każdym oknie transferowym są potrzebne. Nie ma sensu trzymać w klubie kogoś, kto jesienią nie grał. Tym bardziej że chcemy się jeszcze wzmocnić, więc szanse tego kogoś będą jeszcze mniejsze. Dla dobra tych chłopaków trzeba się z nimi rozstać, by mogli w kolejnej rundzie gdzie indziej po prostu grać. Z Tomkiem Wróblem już się rozstaliśmy. Mówi, że chce jeszcze pograć na przyzwoitym poziomie, to jaki jest sens, by u nas biegał w rezerwach? Żaden. Dogadamy się z tymi, z którymi chcemy się rozstać, jeszcze w tym miesiącu, żeby spokojnie mogli sobie zaplanować przyszłość i od stycznia mogli przygotowywać się w nowych klubach. Uważam, że tak będzie po prostu fair.
Napastnika nowego już macie, rozumiem, że teraz szukacie pomocników i obrońców?
Największe problemy mieliśmy w obronie. Ďuriška zerwał więzadła, Petrašek też miał jesienią problemy ze zdrowiem – przecież zagrał tylko w 11 meczach od początku. Gdyby mógł grać we wszystkich, to pewnie do tych swoich pięciu bramek jeszcze ze dwie, trzy by dorzucił. Do tego doszły kartki – a to dla Góry, a to dla Boatenga i robiło się wąsko. W Legnicy na stoperze z konieczności zagrał Łabojko. Dlatego tutaj koniecznie musimy poszukać wzmocnień. Zresztą w przodzie też kilka miejsc się zwolni. Mamy już upatrzonych kandydatów, natomiast co z tego wyjdzie, zobaczymy. Zimą jest bardzo trudno o tego typu transfery, bo większość piłkarzy ma ważne kontrakty.
Szukacie w niższych ligach, czy polujecie na tych, którzy nie łapią się w zespołach ekstraklasy?
Raczej w tej samej lidze, w której gramy. Ale też zagranicą. No i głównie chcemy postawić na młodych. Myślę, że już w tym tygodniu uda się sfinalizować dwa transfery. Ważne, by ci nowi zaczęli z nami treningi już od początku stycznia.
Jak dziś, po tym półrocznym pobycie w pierwszej lidze, reagują piłkarze na propozycję z Rakowa? Łatwiej się ich przekonuje niż jeszcze latem, czy poprzedniej zimy?
Zdecydowana różnica. Powiem tak: to, co latem było dla nas nierealne, teraz mamy na wyciągnięcie ręki. Latem nie było w ogóle tematu zawodników, z którymi dziś rozmawiamy. Tak to wygląda. I to jest kolejny wielki plus tego, co ten zespół dokonał w ostatnim czasie.
Rozmawiał Krzysztof Budka
Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | I Liga | Raków Częstochowa