BRZĘCZEK: Piłkarz może się wyżyć na boisku, trener zostaje z emocjami sam i czasem może eksplodować

Autor wpisu: 8 czerwca 2016 11:02

O zakończonym właśnie sezonie pierwszej ligi, apetytach na Ekstraklasę, trudnych doświadczeniach z kibicami i przyszłości GieKSy, rozmawiamy z jej trenerem Jerzym Brzęczkiem.

FUTBOLFEJS.PL: Karierę rozpoczynał pan w Rakowie, następnie przyszły występy m.in. w Górniku i Lechu, a później udało się przez kilka lat z powodzeniem występować zagranicą. Ciężko chyba było rozstać się z piłką, bo zaraz po zakończeniu kariery został pan trenerem. Jakim szkoleniowcem jest zatem Jerzy Brzęczek z punktu widzenia piłkarza?
JERZY BRZĘCZEK: Takim, który wciąż nabiera doświadczenia. Staram się wyciągać wnioski z tego, co się wydarzyło w poprzednim czasie. Do piłkarzy podchodzę na relacjach partnerskich, ale z drugiej strony są pewne granice, jakich zawodnicy nie mogą przekroczyć. Wiele zmieniło się w ostatnich latach w podejściu, treningach – piłkarze są inaczej traktowani. Ich świadomość też jest inna. Teraz na pewno trudniej jest coś przekazywać zawodnikom, jeśli to coś nie jest w stu procentach sprawdzone, albo przyjść nieprzygotowanym do zajęć. Piłkarze mają większą wiedzę, a wielu szkoli się na kursach trenerskich. Poczucie wiedzy związanej z piłką jest dziś u zawodników dużo większe niż jakiś czas temu.

A jak pod względem piłkarskim powinien prezentować się na boisku zespół, żeby trener mógł z pełną świadomością powiedzieć: „Właśnie taką wizję gry realizowałem”?
Ja występowałem zawsze w pomocy, może właśnie dlatego dla mnie najważniejsze jest, by drużyna kontrolowała to, co dzieje się na boisku poprzez utrzymywanie się przy piłce i kreowanie sytuacji ofensywnych. Oczywiście nie ma to być na zasadzie sztuki dla sztuki. Bardziej chodzi o szukanie miejsca, momentu, kiedy przeciwnik się źle ustawi, i wykorzystanie tego w szybki sposób. Ważne też, kiedy straci się piłkę i kiedy się ją odzyskuje – to przejście z zadań defensywnych do ofensywnych i odwrotnie. Ta drużyna i ci zawodnicy którzy to opanują, mają szansę na sukces. No i przede wszystkim zdobywać bramki i wygrywać spotkania, bo to jest najistotniejsza rzecz.

Wiadomo, że nikt nie lubi przegrywać, ale odnoszę wrażenie, że spośród trenerów prowadzących drużyny w I lidze, pan najbardziej.
Na jakiej podstawie pan tak wnioskuje?

Zachowanie, emocje na twarzy. Powiedzmy, że mam takie wrażenie, iż pierwsze, co chciałby pan zrobić po meczu, to od razu zostawić piłkarzy na treningu i dosadnie wytłumaczyć im, w jakich elementach popełnili błędy.
Nikt nie lubi przegrywać, ja również. Tym bardziej że człowiek jest rozczarowany, patrząc z bliska na wydarzenia boiskowe, na to co się działo. Ma świadomość, że w wielu aspektach jego zespół miał przewagę, ale i tak zadecydowały niuanse. Nie zdobywasz bramki, tracisz ją w głupi sposób, i zamiast trzech punktów masz jeden albo zero. Piłkarz może się wyżyć na boisku, ale trener zostaje z emocjami poza boiskiem. W niektórych momentach trzeba eksplodować.

Kibice, jak i trener, też mają wysokie oczekiwania. Był moment, że przelała się u nich czara goryczy. Po meczu wygwizdali piłkarzy, poleciało też kilka epitetów. Trener wówczas wstawił się za swoimi podopiecznymi, stając twarzą w twarz z kibicami i krzycząc „oceniajcie ich sprawiedliwie”.
Każdy kibic ma prawo do własnej oceny. Każdy będzie miał inne spojrzenie i każdy będzie zwracał uwagę na inne detale. Piłka nożna to też emocje i wiadomo, że doprowadzają one do tego, że jednego dnia cię całują a drugiego kopią. To jest rzecz normalna. Ja zawsze jednak będę walczył za drużynę i będą za nią stał, kiedy będę widział, że są niesprawiedliwie oceniani. Mecz można przegrać, ale jeżeli w moim odczuciu w tym przegranym meczu zawodnicy dali z siebie sto procent, jeśli były z ich strony walka, determinacja i agresywna gra – to nie można im zarzucać, że czegoś nie chcą. Bo jeżeli byłaby taka sytuacja, to będę pierwszym, który wyciągnie konsekwencje. A powiem szczerze, że drużynie nie mogę zarzucić jednej rzeczy – że ona nie chce, że nie walczy. Widzę, jakie jest zaangażowanie na treningach i w meczach. Dla drużyny i poszczególnych zawodników nie jest to łatwe, kiedy po kwadransie gry słyszą z trybun: „Grajcie do przodu”. To nie ma nic wspólnego z wyrachowaniem, z taktyką. To powoduje tylko, że ci mniej odporni mogą tracić głowę. A zawsze zakładamy sobie, żeby mieć więcej cierpliwości w grze. Fakty są takie, że więcej punktowaliśmy na wyjazdach niż na własnym stadionie. Z czegoś to musiało wynikać. Kibice muszą patrzeć realnie. Ile lat obowiązuje to jedno pewne hasło? A przecież GKS nie był wcześniej na lepszej pozycji niż ósmej. Patrząc przez pryzmat nazwisk zawodników, jacy tu grali w ostatnich latach, to wielu z nich biega po boiskach w Ekstraklasie, inni zaś mieli ogromne doświadczenie, które procentowało w tym klubie. Kibice muszą zrozumieć, że każdemu zależy na zwycięstwach i na tym, aby GKS grał na poziomie Ekstraklasy. Trzeba jednak wiedzieć, że nie jest to łatwe do przeskoczenia. Nikt nie może nikomu tego zagwarantować, chociażby nazwiskami – to trzeba sobie wywalczyć. Drużyna też potrzebuje wsparcia i liczę, że w przyszłym sezonie, podobnie jak i w tym, kibice będą ważnym punktem dla zespołu.

W takim razie rozumiem, że gdyby doszło do sytuacji w której kibice chcieliby zabrać piłkarzom koszulki, jak zdarzyło się niedawno na kilku stadionach, pan by na to nie pozwolił?
Są pewne granice. W moim odczuciu eskalowało to nie w tym kierunku. To nic nie zmieni, że zawodnicy oddadzą koszulki. Zawsze potrzeba obiektywnej oceny. Nie chcę się odnosić do innych klubów. Mogę mówić tylko na temat moich zawodników, o ich zaangażowaniu i o tym, co robią na boisku. Takie typu akcje na pewno nie pomagają, wręcz przeciwnie.

GKS zakończył sezon na czwartym miejscu w tabeli. Jak trener podsumuje okres swojej pracy w klubie?
Mieliśmy różne etapy. Patrząc przez pryzmat tego, kiedy przychodziłem do Katowic, jaka była sytuacja, na jakim byliśmy miejscu, ile punktów miał zespół, to myślę, że są rzeczy, z których jestem zadowolony i z których nie jestem zadowolony. W moim odczuciu były przez ten sezon dwa momenty zwrotne, których nie powinno być. Pierwszy z nich to mecz w Sosnowcu z Zagłębiem. Nie powinniśmy tego spotkania przegrać. Zagraliśmy dobry mecz, i należało się nam zwycięstwo. Strzeliliśmy gola w 83. minucie, lecz po kilku sekundach padła bramka wyrównująca, a tuż przed ostatnim gwizdkiem straciliśmy drugą po rykoszecie. Myślę, że gdybyśmy to spotkanie wygrali, dodałoby nam to dodatkowego bodźca. A podkreślam – zagraliśmy tam bardzo dobry mecz. Drugi moment to spotkanie z Sandecją w Nowym Sączu i porażka 0:4. Tam zwycięstwo dawałoby nam z kolei dodatkowej motywacji i pozwoliło skrócić dystans do prowadzącej dwójki. Dawałoby też jakieś szanse, marzenia o tym, że później przy dobrej grze byłaby możliwość włączenia się do walki o awans. To były takie dwa kluczowe momenty które spowodowały, że ten nasz rozwój i bodziec psychologiczny trochę nas stłamsił.

Oceniając to już bardziej na chłodno, dlaczego nie udało się włączyć do walki o awans?
Mieliśmy zbyt dużą stratę punktową, zarówno wtedy, jak tu przychodziłem, jak i po rundzie jesiennej. Strata dziewięciu punktów to trzy, cztery spotkania. Oczywiście ten pierwszy mecz na wiosnę z Arką mógł skrócić ten dystans, ale obiektywnie trzeba powiedzieć, że rywale byli skuteczniejsi i mieli lepszą drużynę. Arka w ogóle miała bardzo dobry sezon, zwłaszcza w rundzie wiosennej. Zawodnicy, którzy zimą dołączeni do drużyny, mocno podnieśli jakoś tego zespołu.

GKS jesienią, a GKS wiosną to dwie zupełnie inne drużyny?
Zmieniła się na pewno nasza kultura gry, nasze zrozumienie tego, co chcemy robić. W moim odczuciu wiosną funkcjonowało to zdecydowanie lepiej niż jesienią. Różnica polega na tym, że wiosną byliśmy mało skuteczni. Stwarzaliśmy wiele sytuacji, ale nie potrafiliśmy ich wykorzystać. Jesienią w odpowiednich momentach zdobywaliśmy bramki, które dawały nam prowadzenie, co uskrzydlało drużynę, która była przecież w trudnej sytuacji w tabeli. Na wiosnę brakowało tej skuteczności w najważniejszych spotkaniach.

Po meczu z Chojniczanką powiedział pan otwarcie, że „brak zaangażowania u kilku zawodników jest nie do przyjęcia”. Zakładam, że to była nie pierwsza taka sytuacja, ale pierwszy raz, kiedy trener odważył się powiedzieć o tym wprost. Wzmocnienia niektórych formacji wydają się chyba nieuniknione.
Oczywiście. Proszę zobaczyć, jakie pozycje zajmował GKS w ostatnich sezonach. Dziś plasujemy się na najwyższej w tabeli I ligi od kilku lat. To pokazuje, że do miejsc dających awans jeszcze nam trochę brakuje. Poza tym musimy wzmocnić konkurencję wewnątrz zespołu, rywalizację o miejsce w składzie. Pod koniec rundy przy kontuzji podstawowych zawodników nasza kadra okazała się trochę za krótka. Nie ma dwóch zdań, musimy się wzmocnić, dokonać paru mądrych ruchów transferowych, aby zwiększyć nasz poziom i rywalizację.

Zimą w drużynie pojawił się Tomasz Zahorski. Głośne nazwisko.
Tomek po powrocie ze Stanów Zjednoczonych miał dłuższy okres, kiedy nie trenował razem z drużyną, tylko indywidualnie. To jest zawsze pewna różnica. Dołączył do nas z pewnym opóźnieniem, jeśli chodzi o start okresu przygotowawczego. Ale największy pech to była kontuzja, jakiej doznał kilka dni przed startem rundy wiosennej. Patrząc jednak na to, jak prezentował się pod koniec sezonu, widać, że jest to zdecydowanie inny zawodnik. On potrzebował czasu, żeby wejść w rytm treningowy, meczowy. Czas na pewno działał będzie na jego korzyść.

Jerzy Brzęczek zostaje w Katowicach na kolejny sezon?
Mam ważny kontrakt do końca czerwca 2017 roku.

Czyli może trener spokojnie pracować i myśleć o nowym sezonie? Pytam, bo w tym klubie oczekiwania zawsze są duże i nigdy nie wiadomo, czy brak awansu nie jest jednoznaczny z utratą pozycji.
Ha, ha… Nie wiem, czy w zawodzie trenera można spokojnie pracować. Na tę chwilę jednak myślę, że mogę spokojnie pracować.

GKS dokonał już pierwszych wzmocnień. Pojawili się Andreja Prokić ze Stali Mielec i Dawid Abramowicz z Puszczy Niepołomice.
Obserwowaliśmy wszyscy tych zawodników: ja, dyrektor, nasi skauci i analityk. Zwłaszcza Abramowicza. Chcieliśmy ściągnąć go już zimą, ale Puszcza się nie zgadzała, zresztą były też spore rozbieżności finansowe. To ciekawy chłopak, z dobrymi warunkami fizycznymi, lewonożny. Po odejściu Rafała Pietrzaka powinien być wzmocnieniem. Jego atutem jest również to, że może grać na lewej pomocy, jak i w środku obrony.

Ilu jeszcze nowych zawodników można się spodziewać?
Nie chciałbym mówić o konkretnej liczbie. Rozmawiamy z wieloma zawodnikami. Na pewno można spodziewać się jeszcze kilku transferów.

Wydaje się, że kluczową pozycją będzie dla GieKSy pozycja bramkarza. Mateusz Kuchta wraca z wypożyczenia do Górnika Zabrze. Pojawi się jakiś uznany bramkarz z nazwiskiem, który pomoże w walce o awans?
Rozmawiamy z kilkoma bramkarzami. Postaramy się oczywiście ściągnąć takiego zawodnika, który będzie dla nas wzmocnieniem. Mateusz miał dobry sezon, a warto wspomnieć, że to przecież młodzieżowiec. W następnych dniach powinno już być znane nazwisko bramkarza, który do nas dołączy.

W przyszłym sezonie łatwiej będzie walczyć o awans niż teraz?
Zdecydowanie trudniej. Na pewno nie będzie takiej sytuacji jak teraz, że dwie drużyny dość wcześnie odskoczą. W przyszłym sezonie będzie zdecydowanie więcej drużyn walczących o awans do Ekstraklasy. Myślę, że to będzie jeden z najciekawszych sezonów w I lidze ostatnich lat.

Na koniec chciałbym jeszcze porozmawiać o Kubie Błaszczykowskim. Wiadomo, jaką rolę odegrał pan w jego życiu. Jak odbiera pan jego ostatni sezon w Fiorentinie?
Trzeba go podzielić na dwa etapy. Jesień była w moim przekonaniu bardzo dobra. Kuba został wybrany najlepszym transferem we Włoszech. A przecież paru wyśmienitych piłkarzy tam przyszło. Spisywał się bardzo dobrze, a zespół był na pierwszym miejscu w Serie A. Ale niestety tak to bywa w życiu, pojechał na mecz reprezentacji, na którym odniósł kontuzję. Trener Fiorentiny nie chciał, żeby Kuba wtedy jechał. Chciał, żeby został. Kuba jednak, wbrew temu, co niektórzy próbują mu zarzucać i zapominają, co zrobił dla tej reprezentacji, przyjechał i… odniósł kontuzję. Wtedy w klubie trener przestał na niego stawiać. Na pewno ta wiosna, patrząc przez pryzmat jego liczby występów, jest rozczarowująca. Ja uważam, że coś w tym jest, że kiedy Kuba przestał grać, Fiorentina spisywała się nieco słabiej i ostatecznie zajęła piąte miejsce na koniec sezonu. Myślę, że było to jednak dobre doświadczenie dla niego. Poznał inną ligę i inną mentalność, zdecydowanie różną od tego, co jest w Niemczech. Zakończył się na pewno pewien pewien jego etap w karierze. Ma ważny kontrakt z Dortmundem i wiele wskazuje na to, że tam wróci. Najpierw jednak mistrzostwa Europy, a w piłce wszystko szybko się może zmienić.

Pozostanie w Borussii Dortmund nie będzie zbyt dużym ryzykiem?
Thomas Tuchel przed sezonem bardzo chciał, żeby Kuba został w Borussii. W prywatnych rozmowach podkreślał, że bardzo na niego liczy. Była jednak taka sytuacja, że krótko przed wyjazdem na obóz do Azji Kuba odniósł kontuzję i to spowodowało, że nie trenował przez dwa tygodnie. Po powrocie Tuchel zmienił zdanie, powiedział: „Nie brałeś udziału w przygotowaniach i w tej pierwszej fazie nie będę na ciebie liczył”. Są takie momenty, w których Kuba ma trochę pecha. A jak sobie przypomnimy, Łukasz Piszczek też nie był pierwszym wyborem Tuchela i trener chciał, żeby Łukasz odszedł. Teraz jest podstawowym zawodnikiem. Ja jestem pewny, że jeżeli Kuba będzie tam grał, to znowu będzie błyszczał.

Za chwilę startuje Euro 2016. Co reprezentacja Polski jest w stanie ugrać?
Na pewno mamy dużo zawodników na wysokim poziomie. W szczególności w ofensywie. Wielu z tych chłopaków odgrywa w swoich klubach znaczące role. Eliminacje przeszliśmy w bardzo dobrym stylu. Ważne, aby medialnie tego wszystkiego nie przepompować. Pierwszym celem powinno być wyjście z grupy. Jeżeli szczęście dopisze, możemy być czarnym koniem tych mistrzostw.

Rozmawiał Przemysław Rączka

Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | GKS Katowice | Hit | I Liga

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli