Artur Derbin: Niektórzy mówią, że padłem ofiarą własnego sukcesu

Autor wpisu: 3 sierpnia 2016 12:22

W ubiegłym sezonie był jedną z największych trenerskich gwiazd w pierwszej lidze. Aż nagle w trzy miesiące przeszedł przyspieszony kurs z nieba do piekła. Nie da się jednak ukryć, że w Zagłębiu Sosnowiec wykonał kawał dobrej roboty. Nam opowiada między innymi o tym, dlaczego skończyło się tak, jak się skończyło. Choć miało być przecież inaczej…

FUTBOLFEJS.PL: Co pan teraz porabia? Odpoczywa, pokutuje, pracuje?
ARTUR DERBIN: Jestem na stażu w Jagiellonii u trenera Probierza. Wykorzystuję wolny czas na tyle, na ile tylko można. Zainwestowałem w siebie dość mocno. Jeżdżę na staże, poznaję ludzi, warsztat pracy na tych wyższych szczeblach, do tego uczestniczę w kursie UEFA PRO, szlifuję angielski. Tak więc mam co robić.

Emocje po tym wszystkim, co działo się w rundzie wiosennej, już opadły?
Można powiedzieć, że tak.

Przeszedł pan przyspieszony kurs – w trzy miesiące z nieba do piekła.
Ja bym tak do tego nie podchodził, nie sprowadzałbym swojej pracy w Zagłębiu tylko do tego okresu, nie zamykałbym jej w tych trzech miesiącach. Wolałbym zebrać całość do kupy. Ostatni rok w tej pierwszej lidze to było dla mnie coś nieprawdopodobnego. Były chwile radości, wręcz euforii, ale były też takie, kiedy ciężko nam było spać po nocach. Przez ten rok zebrałem tak ogromne doświadczenie, że naprawdę nie mam prawa narzekać. Poznałem mnóstwo nowych ludzi, a przede wszystkim w roli szkoleniowca powąchałem trochę tej poważnej piłki.

Nie da się jednak ukryć, że nie taki miał być koniec. Długo wydawało się, że trzyma pan to wszystko mocno w garści, aż tu nagle zaczęło się to wylewać przez palce. Wie pan już dlaczego?
Pewnie, że wiem.

To co się stało?
Wiem, co się stało, ale uważam, że teraz nie ma już sensu głośno o tym mówić. Wnioski wyciągnąłem, jestem na pewno mądrzejszy o to wszystko, co się stało, ale życie toczy się dalej.

Rozmawiałem niedawno z byłym trenerem Zawiszy Zbigniewem Smółką (TUTAJ), z którym się doskonale znacie, i on mi mówi, że ani Zawisza, ani Zagłębie nie były gotowe do gry na dwóch frontach. Że żaden trener nie jest w stanie zmotywować zespołu po tak ważnym meczu jak półfinał Pucharu Polski z Legią czy z Lechem, na pierwszoligowe spotkanie z Sandecją czy Kluczborkiem.
Dużo w tym racji. Rozmawialiśmy zresztą ze sobą na ten temat. Ale nie tylko Zbyszek Smółka, ale wiele innych osób, ostatnio Michał Probierz, wcześniej Jan Urban, czy prezes Legii Bogusław Leśnodorski, mówiło mi po zakończeniu sezonu, że gdyby Zagłębie nie grało tak długo w Pucharze Polski, nie angażowało się na dwóch frontach, to prawdopodobnie wywalczyłoby awans do ekstraklasy. A już na pewno do końca sezonu byłoby w grze o ten awans.

Ale po pierwszej wiosennej porażce, z Kluczborkiem, gdy zapytałem pana, czy nie uważa, że ten Puchar Polski, choć fajna przygoda, to w lidze wyjdzie wam bokiem, mówił pan: „Nie po to w tych rozgrywkach tak wysoko zaszliśmy, by teraz odpuszczać. Wszyscy tu w Sosnowcu są bardzo dumni, że mogą oglądać Zagłębie na takim szczeblu, w meczach półfinałowych, gdzie z ekstraklasy dotarły tylko mistrz i wicemistrz”.
No bo przecież po to się gra w piłkę, by wygrywać i radzić sobie na dwóch, a czasem nawet trzech frontach. A w przypadku Zagłębia, nie czarujmy się, na starcie pierwszoligowych rozgrywek nikt w Sosnowcu nie zakładał, że będziemy walczyć o awans i finał Pucharu Polski. Ale skoro tak długo się udawało to łączyć, to trudno było, byśmy coś celowo odpuścili.

Czyli za dobrze pan zaczął.
Pół żartem można tak powiedzieć. No i po udanej jesieni priorytety się zmieniły. Niektórzy mówią, że padłem ofiarą własnego sukcesu. Pazerność na sukcesy i wygrywanie może czasem trenera zgubić, jednak ja na pewno z tego powodu nie mam sobie nic do zarzucenia, bo wiem, że przez cały czas robiliśmy wszystko, co tylko było w naszej mocy.

Miał pan za złe, biorąc to wszystko pod uwagę, że nie pozwolono panu dokończyć sezonu w roli pierwszego trenera Zagłębia?
Hmm… Zastanawiam się, jak tu się do tego odnieść… Sportowa złość na pewno była. Ale chyba podskórnie byłem już na taki ruch przygotowany, dlatego jakoś łatwiej było mi to znieść. Zaczęło się od tego, że bodajże po dwóch porażkach ogłoszono w klubie, że ciężar decyzyjności odnośnie pierwszej drużyny zostaje przesunięty na dyrektora sportowego. I to już był dla mnie czytelny sygnał: „O, człowieku, pakuj się!”. W takim momencie nie mogłem tego inaczej odebrać. Jedyne, co mi przyszło do głowy, to że mamy jeszcze rewanżowy półfinał Pucharu Polski z Lechem i powiedziałem sobie, że na pewno zasłużyłem na to, by w tym meczu poprowadzić Zagłębie. No a później to już byłem mentalnie przygotowany, że nadchodzi czas rozstania. Choć widać było, że ta decyzja wcale nie była korzystna dla zespołu. Przykre to było dla mnie, nie ma co ukrywać, ale wolę pamiętać te dużo milsze chwile, jakie przeżyłem z chłopakami. I na szczęście tych milszych chwil było dużo więcej.

Śledzi pan nadal pierwszą ligę?
Oczywiście. Byłem w sobotę w Pruszkowie na meczu Znicza z Drutexem.

I rzeczywiście Drutex to drużyna, która ma potencjał na to, by skutecznie walczyć o awans?
Wszem i wobec ogłaszają, że idą po ekstraklasę, więc jak siadałem przed meczem na trybunie w Pruszkowie, to tak sobie myślę, że będzie szybkie 3:0 dla gości. A tu proszę, wcale ten bytowski diabeł nie okazał się taki straszny. Znicz spokojnie mógł się pokusić o remis. Zaskoczył mnie na plus, szczególnie po tym całym zamieszaniu, jakie tam było w przerwie między rozgrywkami. Ale z drugiej strony po pierwszej kolejce nie ma co wysuwać daleko idących wniosków.

A Zagłębie na co będzie stać?
Na razie trudno powiedzieć. Zdaje się, że ośmiu czy dziewięciu zawodników odeszło z klubu, ale w to miejsce przyszło kilku ciekawych graczy, między innymi Tomek Nowak. Natomiast mam wrażenie, że na tę chwilę brakuje tam napastnika. Odszedł Arak, kontuzjowany jest Fidziukiewicz. Nie ma teraz chyba nikogo, kto tę lukę mógłby wypełnić, dlatego przypuszczam, że działacze będą chcieli jeszcze kogoś na pozycję numer dziewięć ściągnąć. Ale to nadal bardzo silny zespół.

Będzie walczyć o awans? Na razie pół ligi zapowiada, że zamierza grać o ekstraklasę.
I bardzo dobrze. Zapowiada się naprawdę fajny sezon. Zagłębie, GKS Katowice, Miedź, Drutex, Górnik, Podbeskidzie. Bardzo jestem ciekawy postawy Wigier i Stomilu. To według mnie drużyny, spośród których wyłoni się czołowa dwójka.

A kiedy Artur Derbin wróci na ławkę trenerską?
Muszę być cierpliwy i czekać. Trenerów jest dużo, drużyn do prowadzenia trochę mniej. Ale liczę, że w końcu coś się trafi.

To zachęcam w wolnej chwili do gry w Fantasy 1. Liga. Trener zna pierwszoligowe realia jak mało kto.
Ja to bym najchętniej stworzył sobie całą drużynę z piłkarzy Zagłębia.

Wejdź do naszej gry:

fantasy 1 liga zajawka

Nie da rady. Najwyżej po trzech z jednego zespołu. Taki jest regulamin.
Szkoda… Choć to oczywiście bardzo fajna inicjatywa. Jedyne, czego się trochę obawiam, to czy będę miał czas. Bo jak mi dobrze pójdzie i się wciągnę, to nie wiem… jak się skończy. Ale z drugiej strony dzięki tej zabawie człowiek bardziej się w tę pierwszą ligę zagłębia, baczniej przygląda się piłkarzom i śledzi ich dokonania. Więc na pewno warto.

Rozmawiał Krzysztof Budka

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli