HAJTO: Nie będę pracował w ekstraklasie za 20 tysięcy
Autor wpisu: Piotr Wierzbicki 3 lutego 2016 07:20
Zawód trenera wymaga tyle poświęcenia, że nie będę pracował w ekstraklasie za frytki. A do pierwszej ligi nie pójdę za żadne pieniądze – druga część naszej rozmowy z Tomaszem Hajtą. Dziś rozmawiamy na temat trenerki – jego pracy w Jagiellonii, GKS Tychy, relacjach z Dariuszem Dźwigałą i wecie Andrzeja Juskowiaka w Lechii.
FUTBOLFEJS: Miałeś kiedyś taką refleksję: powiedziałem o dwa słowa za dużo?
TOMASZ HAJTO (były reprezentant Polski, trener, komentator): Jako piłkarz – tak. Z tym, że jak coś powiedziałem, to potem mogłem to udowodnić wychodząc na boisko. Jako trener, jeśli powiesz dwa słowa za dużo, to jesteś uzależniony od piłkarzy, a to jest problem. Bo nie na wszystko masz wpływ. Jeden się nie wyśpi, bo mu się dziecko urodziło i wstaje w nocy osiem razy, drugiego bolał ząb, a trzeci ma biegunkę. O tym nikt nie wie. Cały twój wkład, pomysł na mecz bierze w łeb, bo okazuje się, że nie masz na to wpływu.
Dla faceta, który chce być trenerem, to jest wyzwanie, żeby radzić sobie w takich trudnych sytuacjach. Ty ciągle chcesz być trenerem?
Tak, chcę być trenerem, ale na pewno nigdzie nie pójdę pracować za drobne. Tak jak robią niektórzy. Są brani tylko dlatego, że są tani. Ja w ekstraklasie nie będę pracował za 20 tysięcy złotych. To jest dla mnie chore. Mówię to szczerze – nie pójdę do żadnego klubu za taką kasę. Bo wiem, jakie to jest zobowiązanie – 24 godziny pracy, cały czas w stresie, cierpi rodzina, nie masz takiego sztabu szkoleniowego, jaki byś chciał. Bo u nas trener robi wszystko. W normalnej piłce ma od tego grono ludzi – człowieka od przygotowania fizycznego, dietetyka, trenera od rozgrzewki, od siłowni.
W Polsce też są kluby, gdzie są szerokie sztaby – Legia, Lech…
I finito. Dwa kluby. I to też nie powiedziałbym, by sztaby w tych drużynach liczyły po 10 osób.
Janusz Wójcik powiedział kiedyś, że on nie rusza się z domu za 5 tysięcy. Przebiłeś go.
Nie będę pracował za 20 tysięcy, bo wiem, jaki to jest zawód, jak trzeba się poświęcić.
Wydaje ci się, że pokazałeś się w tym zawodzie na tyle, że na dzień dobry ktoś da ci 50 tysięcy?
Ale ja nie mam z tym żadnego problemu. Najwyżej nie będę miał pracy przez kolejny rok. Czas wszystko zweryfikuje. Ja wiem, jak pracowałem w Jagiellonii, wiem, jakie mam wspomnienia i kontakt z właścicielami. Wiem, jaki to był ciężki okres.
Są trenerzy, którzy na początku kariery biorą 20 tysięcy, bo chcą się pokazać w ekstraklasie.
To niech idą i za 5 tysięcy. Ja nie. Nigdy też nie pójdę już do klubu z pierwszej ligi, za żadne pieniądze.
Dlaczego?
Po prostu.
Posiedzisz na bezrobociu, to zaczniesz inaczej śpiewać.
Dam radę, mam co robić. Jestem ekspertem w Eurosporcie i dostaję na tyle godziwe pieniądze, że żyję sobie spokojnie, bez żadnego stresu. Nie narzekam.
Nie wierzę, że dla samej szansy wrócenia na rynek w ekstraklasie nie poświęcisz się za dwie dychy?
Nie. Jest kilka rzeczy, które po pracy w dwóch klubach wiem: jeśli mam stracić pracę, to przez moje decyzje, a nie podpowiadaczy. Dwa – jeśli jest tydzień do meczu i ja w ciągu tego tygodnia mam schudnąć 6-7 kilo przez stres, jeśli ma ucierpieć na tym moje życie prywatne, to na pewno nie poświęcę się za frytki. W żadnym wypadku.
Tyle zdrowia kosztuje cię praca trenerska?
Nie tylko mnie, każdego. Niektórzy tylko dobrze udają. Jak jest dobrze, to jest dobrze, ale przy porażkach jest tragedia. Ja nigdy nie potrafiłem przegrywać, nie umiałem pogodzić się na boisku z porażką. Czasem w tych nerwach to i głupio się sfaulowało, nieetycznie i niesportowo. Po przegranej wracałem do domu i wszystko analizowałem – mecz, treningi przed. Jeżeli mam żyć w takim stresie, to chciałbym w jakiś sposób wynagrodzić rodzinie za moje nieobecności.
Opowiadasz o tym zawodzie, jakbyś miał już dość, albo za 5 lat się wypalisz i rzucisz w cholerę.
To zależy, gdzie idziesz. W drużynie walczącej o utrzymanie jest inny stres niż w takiej, która bije się o mistrza. Walka o górę to przyjemny stres. Akurat trafiłem dwa razy do drużyn, które trzeba było diametralnie przebudować. Podziękować zawodnikom, którzy byli za starzy, albo zamieszani w korupcję. Mam na myśli Hermesa i zawsze będę piętnował za ten proceder. Facet dalej pracuje w polskiej piłce – to jest paranoja. A jeszcze słyszę od niektórych, że to fajny chłopak. Przebudowywałem Jagiellonię, to samo miałem w Tychach, tylko jeszcze mniej czasu. Podjąłem się wyzwania, nie udało się, zabrakło jednego remisu. Co ja poradzę.
A propos Tychów i układów w polskiej piłce – dowodem, że w układy nie wchodzisz, jest chyba ostatni przegrany mecz z Dolcanem, prowadzonym przez Dariusza Dźwigałę. Twój były asystent spuścił cię z pierwszej ligi.
Nie, to nie Darek mnie spuścił, ani Dolcan. Spadliśmy sami brakiem konsekwencji w ostatnich siedmiu kolejkach. Traciliśmy gole w końcówkach – raz w 95. minucie przy stanie 3:2, innym razem z karnego w 90. minucie. Marnowaliśmy okazje sam na sam. Przykro mi, ale trener nie będzie ich wykorzystywał, bo stoi z boku. To są te detale, których zabrakło.
Jak jest między tobą i Darkiem Dźwigałą?
Były jakieś niesnaski po pracy w Białymstoku. Darek obrał taką drogę, że chciał pracować sam. Ludzie plotkują, jedna rzecz mnie zabolała. Teraz mamy taki kontakt, że wysyłamy sobie życzenia na święta. Miło mi, że mu się jakoś układa.
Co takiego cię zabolało? To, że Darek powiedział, że robił za ciebie całą robotę trenerską?
Czas leczy rany, już mi przeszło.
Tutaj przeczytasz pierwszą część rozmowy. O tym dlaczego Tomasz Hajto nie pojedzie na EURO 2016
A jak to wyglądało przed meczem w Ząbkach? Mieliście jakiś kontakt?
Śmiać mi się chciało, bo wszyscy węszyli spisek. Mało kto wiedział, że po Jagiellonii byliśmy z Darkiem skonfliktowani. Przed meczem „Dźwigu” mówi: chodź na kawę. Odpowiedziałem: nie ma sensu, bo w tym polskim, kurewskim piekle zaraz będą coś gadać, że jakiś układ był. Ustaliliśmy, że zgadamy się po meczu. Przed wypiłem kawę z prezesem Dolcanu. Wypiłem kawę, zapaliłem papierosa i poszedłem do szatni. Przegraliśmy 1:2, przy 1:1 mieliśmy dwie setki, ale nie wykorzystaliśmy i spadliśmy. To mnie kosztowało dużo zdrowia.
Dźwigale zależało więc bardziej na tym, żeby zrobić ci krzywdę niż pomóc.
Darek walczył o swoją posadę, bo prezes Dolcanu powiedział, że musi wygrać, bo też mu nie idzie za dobrze. On walczył o swoje, ja o swoje.
Po meczu była kawa?
Nie było czasu. Przegraliśmy, przeżywałem to, wiedziałem, że będzie kolejne zawirowanie. Znam polską piłkę od podszewki.
W Kamilu Gliku widzisz siebie?
Tak. To taki zdrowy cham, caban, który idzie do każdej piłki. Taka optymalna para stoperów, to Glik – Pazdan. Wielu ekspertów miało obiekcje, gdy Michał przechodził do Legii. A ja wiedziałem, że ten buldog wyjdzie i charyzmą i pracą wywalczy dla siebie miejsce i zaraz będzie kapitanem Legii. W jego przypadku jestem szczęśliwy, bo miałem jakiś udział w jego rozwoju. W wieku 18 lat grał obok mnie w Górniku, popełniał wiele błędów, które musiałem naprawiać za niego, a potem Adam Nawałka przekazał mu wiedzę na pozycję numer 6. Wziąłem go do Jagiellonii na zasadzie wolnego transferu i zarobiła na nim trochę pieniędzy.
W Białymstoku ściągnąłeś kilku niezłych piłkarzy, jak się potem okazało.
Stworzyłem fajną grupę, zabrakło jednego sezonu, żeby ich do siebie przekonać. Pazdan, Gajos, Drągowski, Makuszewki, młody Dźwigała, Straus. Trochę tych chłopaków było i jest satysfakcja, jeśli z 10 transferów trafiasz 8. Miałem też dobre relacje z piłkarzami. Gdy w meczu z Ruchem, a już wszyscy wiedzieli, że odchodzę, Quintana strzelił gola, przybiegła do mnie cała drużyna. Miałem z tego wielką satysfakcję, łza zakręciła mi się w oku. Byłem wobec nich fair i drużyna za mną stała. Wszyscy cieszyli się z tego zwycięstwa (1:0), jakby dawało nam ono mistrzostwo. Byłem dumny, że wytrzymałem ciśnienie, chociaż nie miałem doświadczenia trenerskiego.
Z perspektywy czasu, dużo byś teraz zmienił w tym, co robiłeś wtedy?
Być może podjąłbym kilka innych decyzji personalnych. Ale kierunku – szukanie gry, chęć utrzymywania się przy piłce – bym nie zmieniał. Jak wyszedł nam mecz, to potrafiliśmy rozklepać najlepsze drużyny – Legię, Lecha. To mnie przekonywało, że gra w piłkę zawsze się obroni.
Jak to się stało, że nie pracowałeś jeszcze jako trener Lechii? Adam Mandziara to przecież twój dobry kolega.
Miałem propozycję, ale została spalona przez kolegę po fachu Andrzeja Juskowiaka. Były już dogadane warunki. Ale gdy mój kolega z reprezentacji zorientował się, że leci ze stanowiska dyrektora sportowego, to stwierdził: skoro ja nie mam mieć pracy, to i on nie będzie miał. Wprowadził swoją idiotyczną politykę. Od tamtego czasu jeszcze się z nim nie widziałem. Nie wiem, czy się mnie boi i unika. Dziwna sytuacja, nie wiem, czym to było spowodowane. Jeśli ktoś uważa, że jestem ch…, to niech mi to powie w twarz. A od Juskowiaka dostałem potem tylko sms-a: „Przepraszam bardzo, że tak wyszło”. Wyszło więc na moje, ale jego zachowanie było słabe. Zwłaszcza, że nie miałem z nim żadnego konfliktu. A jednym wywiadem mogłem go wbić w ziemię, bo trochę razem przeżyliśmy i znam pewną sprawę, przy której by klęknął. Nie chciałem jednak schodzić do jego poziomu.
I trzymasz tę sprawę ciągle dla siebie?
Tak, bo to nie jest mój poziom. Ale kiedyś jeszcze się gdzieś stykniemy.
Powiedziałeś w jednym z wywiadów: „nazwisko Hajto wywołuje skrajne emocje i to nie moja wina”. To czyja?
Nie mam wpływu na to, jak jestem postrzegany. Kilka błędów popełniłem i przylepiło się to do mnie. Afera z papierosami, w której dostało mi się za to, że chciałem wyświadczyć przysługę znajomym. Druga sprawa – śmiertelny wypadek. Trzy – udzieliłem kilku mocnych wywiadów. Ale taki jestem, nie lubię beblać tego, co wszyscy, tylko mam swoje zdanie. Nie jestem dupowłazem, który mówi i kręci, żeby tylko coś zarobić. Ale od kiedy jestem trenerem, nie dałem nawet pół kontrowersyjnego wywiadu.
Z wiekiem ludzie zaczynają kalkulować: co się będę szarpał, lepiej odpuścić. Przychodzi ci czasem taka myśl do głowy?
W niektórych sprawach kalkuluję pod jednym względem: co bym nie powiedział, to i tak niczego nie zmienię. Dotyczy to na przykład moich opinii na temat ekstraklasy.
ROZMAWIAŁ: Piotr Wierzbicki
Śledź mnie i dyskutuj ze mną na Twitterze @wierzbikPW
Inne artykuły o: Fejs 2 fejs | Hit
-
zawadiaka2001
-
Syga
-
dadw
-
Olo