PIEKARSKI: Jedni wrzucają zdjęcia jajecznicy, inni wodospadu. Ja wrzucam fotki jak ruszam w podróż
Autor wpisu: Piotr Wierzbicki 12 stycznia 2017 13:57
Z Mariuszem Piekarskim, jednym z czołowych agentów piłkarskich w Polsce, porozmawialiśmy o Arturze Jędrzejczyku, Tomaszu Jodłowcu i Igorze Lewczuku. Jest też o burzy, którą wywołał jednym wpisem na Twitterze. Pojawia się też wątek lotów wynajmowanym odrzutowcem. O co chodzi? Zapraszamy do lektury.
FUTBOLFEJS.PL: Artur Jędrzejczyk w twoich rękach to przykład jak można zjeść ciastko i mieć ciasto. Ile razy już go sprzedałeś?
MARIUSZ PIEKARSKI: Tylko dwa razy – najpierw do z Legii do Krasnodaru, teraz z Krasnodaru do Legii. Zimą był przecież tylko wypożyczony do Legii.
Można powiedzieć: dzięki „Jędzy” nie masz nędzy.
Nie jest źle.
Jak to się stało, że Rosjanie zgodzili się puścić Artura za milion euro?
A skąd wiesz, że za tyle?
Artur Jędrzejczyk w Legii? To byłby transferowy hit zimy
Mówi się, że tyle kosztował.
Mówi się wiele rzeczy. Nie mogę rozmawiać o konkretnych kwotach, ale rzeczywiście kręcimy się w tych okolicach. Zaistniała taka sytuacja, że Krasnodar szukał lewonożnego lewego obrońcy. I znalazł. Sprowadził reprezentanta Ekwadoru (Cristiana Ramireza – red.). A jeśli ktoś kupuje takiego zawodnika, to wiadomo, że on będzie grał. Pamiętajmy, że w Rosji jest limit obcokrajowców, którzy mogą występować w meczu. Nie jest powiedziane, że Artur by nie grał, ale dostaliśmy atrakcyjną ofertę z Legii. Ofertę, która daje stabilizację. Krasnodar nie robił przeszkód i wszyscy są zadowoleni.
Na konto transferów Jędrzejczyka możesz też zaliczyć sprzedaż Igora Lewczuka do Bordeaux. Bo najpierw Francuzi chcieli Artura.
Tak czasem bywa, że piłkarz X trafia do klubu Y, bo ktoś odmówił. Nic w tym nadzwyczajnego. Poleciłem Bordeaux Igora, bo wiedziałem jakiego piłkarza szukają. Igor pasował do tego profilu. Wpisali go na listę kandydatów i ostatecznie znalazł się w klubie.
A ty nie musisz się tego transferu wstydzić. Wręcz przeciwnie chyba?
Myślę, że dzięki tej transakcji uwiarygodniłem się na tym rynku. Przekonałem, że nie robię transferu dla transferu, tylko z poczuciem, że dany zawodnik będzie wzmocnieniem. I dostałem niedawno informację, że w Bordeaux są z niego zadowoleni.
Igor LEWCZUK, czyli konfitura z 75-procentową zawartością owoców
Czego Lewczukowi brakuje, żeby grać w kadrze? Jako jeden z niewielu piłkarzy powoływanych przez Adama Nawałkę w 2016 roku nie zagrał ani minuty.
Brakuje mu szansy na występ. Ale wiadomo, że każdy trener ma zawodników, którym ufa, na których stawia. Myślę, że wcześniej czy później Igor tę szansę dostanie, jeśli będzie trzymał wysoki poziom w lidze francuskiej.
Miałeś obawy, że w Bordeaux może sobie nie poradzić? To jego pierwszy zagraniczny klub. I pewnie ostatni.
Nie. Uważam, że wiosną w Legii Igor miał lepszą rundę niż Michał Pazdan. Michałowi przytrafiały się kontuzje, co wybijało go z rytmu. Igor trzymał równą formę. W skali 1-10 za wiosnę dałbym Lewczukowi 8, Michałowi 7. Ale wracamy do tego, co powiedziałem: rolą trenera jest to, żeby piłkarza, który pasuje mu do koncepcji, doprowadzić do formy. Między innymi dając mu grać, gdy jest w słabszej formie.
Jesteś agentem Tomasza Jodłowca…
Nie jestem jego agentem, pomagam mu po koleżeńsku, na za zasadzie dżentelmeńskiej umowy.
To jako kolega powiedz dlaczego o jego problemach z hazardem zaczęło się mówić dopiero wtedy, gdy zaczęły mu przeszkadzać na boisku? Dlaczego nikt nie pomagał mu wcześniej?
Spokojnie. Tomek rozegrał gorsze pół roku i wcale nie przez problemy, o których się pisze. Popatrzmy na to jak wyglądał jego rok. Około 20 maja zakończył rozgrywki, praktycznie bez żadnej przerwy rozpoczął przygotowania z kadrą do EURO 2016. Treningi przed turniejem wyglądają inaczej, niż te w klubie przed sezonem, są lżejsze. We Francji Tomek za dużo nie pograł, ale cały czas fizycznie i psychicznie musiał być gotowy. Z EURO wrócił na początku lipca. Następne bez przygotowania zaczął grać w Legii, bo drużynie nie szło i trener Besnik Hasi potrzebował go jak najszybciej. Przez dwa miesiące więc ani nie odpoczął, żeby nabrać głodu piłki, ani ciężko nie potrenował, ani nie pograł. I ta runda jesienna wyglądała dokładnie tak, jak te dwa miesiące latem – nijak. Nie szukajmy dziury w całym.
Jodłowiec zniknął. Pytanie czy wróci…
No dobrze…
Tyle mam do powiedzenia na ten temat, nie będę się odnosił ani komentował żadnych plotek, o które pewnie chcesz zapytać. Zwróć tylko uwagę, że wiosną po okresie przygotowawczym ze Stanisławem Czerczesowem wszyscy piali z zachwytu nad formą „Jodły”, nikt sobie nie wyobrażał drużyny bez niego. Myślę, że wiosną, po kilku tygodniach odpoczynku i przepracowaniu okresu przygotowawczego Tomek zagra podobnie albo lepiej niż wiosną poprzedniego roku. Jestem o to spokojny.
Niedawno na Twitterze, chyba z nudów, wdałeś się w pewną dość ostrą dyskusję, którą zresztą sam wywołałeś takim wpisem: „Po właścicielach klubów następną grupą, która wydaje w naszej piłce własne pieniądze są agenci”. Co chciałeś przez to powiedzieć?
Ja powiem tak po właścicielach klubów następną grupa która wydaje w naszej piłce własne pieniądze są agenci /agencje,proszę o kontry …..
— Mariusz Piekarski (@sportmar_mario) December 10, 2016
To, że aby wejść to tego zawodu, trzeba mieć pieniądze i je zainwestować. Mówię o poważnych agencjach, które działają globalnie. Nie powiedziałem, że na tym nie zarabiamy, tylko wkładamy własne pieniądze. Tak jak wkładają je właściciele klubów, oczywiście z zachowaniem proporcji. Nie zawsze jest gwarancja zwrotu. Kto jeszcze w ten sposób postępuje? Trenerzy? Mają co miesiąc wypłatę. Piłkarze? Tak samo. Wkładają jeszcze sponsorzy, ale to w ramach budżetu na promocję. Koszty agencji menedżerskiej, to są dziesiątki tysięcy złotych miesięcznie. Nie wiem, czy wszyscy zdają sobie z tego sprawę.
Na drugi dzień wrzuciłeś zdjęcie jak wsiadasz do odrzutowca. Czyli chyba nie masz na co narzekać?
Ja nie narzekam, ale nie wszyscy potrafią czytać ze zrozumieniem. Wielu niby inteligentnych ludzi nie rozumie albo nie chce zrozumieć pewnych spraw.
Kierunek Lyon i starcie Orłów Nawalki OL Rybka -Rennes Turbo Grosik ???????? pic.twitter.com/D23i27DFPb
— Mariusz Piekarski (@sportmar_mario) December 11, 2016
No to wytłumacz mi jaki był sens tego wpisu, bo wciąż nie bardzo rozumiem?
Chodzi mi o to, że należy nam się trochę szacunku. Nam agentom. To się już zmienia, ale jeszcze nie wszyscy zauważają nasz wkład w futbol. I nie zdają sobie sprawy z ryzyka, jakie ponosimy. Zdarza się, że pracujesz miesiącami nad jakąś transakcją, a tu nagle piłkarz łapie kontuzję, zmienia zdanie, albo prezes klubu nie wyraża zgody i transfer upada. I kolejną okazję, żeby go wytransferować masz dopiero za pół roku, albo za rok.
Byłeś kiedyś finansowo w podbramkowej sytuacji odkąd pracujesz jako agent? W sensie, że skończyłeś rok na minusie?
Miałem trudny początek, zaraz po zakończeniu kariery piłkarskiej. Straciłem sporo pieniędzy na kryzysie w Brazylii, źle zainwestowałem w różne biznesy. To dało mi w kość, ale nie poddałem się. Nie jest tanio latać pięć tygodni po Brazylii, w poszukiwaniu piłkarzy. Podróże, hotele – to nie są koszty rzędu 20-30 tysięcy, tylko znacznie więcej. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, bo wszyscy widzą efekt końcowy: byłeś tam i zarobiłeś.
Teraz, jak chcesz gdzieś polecieć, to wynajmujesz odrzutowiec…
Wynajmuję, jeśli wymaga tego sytuacja. Nie jest tak, że w każdą podróż latam jetem, zdarza się to sporadycznie. Ale mało kto już pamięta jak do tego doszedłem, żeby sobie pozwolić na takie rzeczy. Mało kto pyta jak to było, gdy zaczynałem 11 lat temu. Nie wiedzą, ile kosztowało mnie to nerwów, zdrowia i pieniędzy. Wiedzą to moi najbliżsi i przyjaciele.
No bo agenci nie wrzucają zdjęć na Twittera, gdy wsiadają do pociągu TLK albo autobusu PKS.
Jedni wrzucają zdjęcia jajecznicy, inni jak stoją nad wodospadem. Ja wrzucam foty jak ruszam w podróż. Nie chcę wzbudzać złych emocji, chcę pokazać, że warto pracować, że trzeba wierzyć w sukces, mieć cele i marzenia. I nie wstydzę się tego, że doszedłem do jakichś pieniędzy. Jestem trochę przykładem historii pod hasłem: od pucybuta do milionera. A to zdjęcie przy odrzutowcu, to też takie puszczone oko w stronę moich kolegów i przyjaciół, którzy pamiętają czasy, kiedy pożyczałem pieniądze, żeby doładować kartę „Sami Swoi”, bo ledwo wiązałem koniec z końcem. Nie stać mnie było prawie na nic. Nie miałem nawet jak się przemieszczać z miejsca na miejsce. Pamiętam, że za pożyczone pieniądze zabrałem żonę, którą wtedy dopiero poznałem, na wakacje w trzygwiazdkowym hotelu w Turcji. A wiadomo, że trzy gwiazdki w Turcji, to żaden luksus. Mało tego – żona zapłaciła za siebie. Ale okazało się, że dobrze zainwestowaliśmy w uczucie, do dziś jesteśmy szczęśliwym małżeństwem i mamy wspaniałego synka.
Kiedy byłeś na tych wakacjach?
To był 2005 rok. Rok później zrobiłem transfery Rogera i Edsona do Legii, wyszedłem na prostą, wystrzeliłem. Dziś jestem w momencie, że dzięki tej pracy mogę sobie pozwolić na trochę więcej. Nigdy nie byłem sknerą, nie bałem się wydawać i nigdy nie będę bogaczem z pierwszej setki. Nie mam wielkich wymagań, chcę dobrze i wygodnie żyć. Inna sprawa, że w Polsce jest duża zawiść – on ma, ja nie mam. Ale powtarzam: nikt mi niczego nie przyniósł na tacy. Nie miałem, ale chciałem mieć. Szukałem sposobu jak zarobić, jak wrócić do poziomu z czasów gry w piłkę. Siedziałem i myślałem. Nie załamywałem się, nie poszedłem w alkohol, nie zabiłem się. Wierzyłem, że zrobię w końcu transfery, dzięki którym wyjdę na prostą.
Nie kusi cię, żeby zrobić kolejny krok i zostać właścicielem klubu?
Myślałem o tym kilka razy, znajomi czasem mnie namawiają, ale na razie chyba nie chcę. Gdzieś tam trochę mnie to wkręcało, ale gdy myślę z jakimi problemami właściciele się zmagają – choćby kary za race, czy za okrzyki kibiców – to myślę sobie, że nie warto. Wolę polecieć na mecz, zjeść z piłkarzem dobrą kolację, porozmawiać o planach. Jestem chyba zbyt nerwowy na właściciela, za dużo kłód pod nogi im się rzuca.
Mariusz PIEKARSKI: Tępota niektórych czasem mnie roznosi, dlatego bywam agresywny
A przede wszystkim chyba mimo wszystko inwestując pieniądze w pracę agenta masz większą pewność, że ta inwestycja ci się zwróci. W przypadku właścicieli klubów ta pewność jest znacznie mniejsza.
Niekoniecznie. To kwestia mądrego zarządzania. Są w Polsce kluby, których właściciele zarabiają. Na pewno lepiej funkcjonują te, które są w rękach prywatnych, a nie w rękach miast. Bo żeby prowadzić klub, trzeba znać się na piłce i na biznesie, stworzyć całą strukturę. Jest to możliwe do poukładania, ale też jest to bardzo ciężka praca. Na dzisiaj, mówię „dziękuję”. Kiedyś kolega powiedział mi taką mądrą rzecz: „Mario, rób to, na czym znasz się najlepiej”. Do dziś to pamiętam i jestem mu wdzięczny za tę radę.
Rozmawiał: Piotr Wierzbicki
Inne artykuły o: Fejs 2 fejs