Żadnego zabitego, czterech rannych. Każdy coś stracił, nawet Legia
Autor wpisu: Marcin Kalita 22 maja 2017 20:40
Zamiast emocji był egzamin z murarki na poziomie szkoły gimnazjalnej. I co mi z tego, że zdany przez wszystkich celująco?
Cała czwórka liderów Lotto Ekstraklasy założyła sobie, że najważniejsze w trzeciej kolejce od końca – to nie zginąć. Przykre to, bo świadczy, jak bardzo niepewni siebie to liderzy.
Dwa razy po 0:0. Po drugiej kolejce „na szczycie” (pierwsza – gdy Legia wygrała z Lechem, a Lechia z Jagiellonią; trzecia będzie w kolejce ostatniej) spodziewaliśmy się feerii emocji i niebywałych zmian akcji. Zamiast tego był egzamin z murarki na poziomie szkoły gimnazjalnej. I co mi z tego, że zdany przez wszystkich celująco?
Trenerzy zgodnie udają, że każdy coś na tym zyskał.
Jacek Magiera: „Mecz był pod kontrolą, aczkolwiek tylko w defensywie. Na dwie kolejki przed końcem jesteśmy liderem i jestem z tego zadowolony. Wynik meczu Lecha z Lechią nie miał wpływu na naszą grę.” Może szkoda?
Michał Probierz: „Chcemy być mistrzem, ale nie mamy żadnej presji. Atuty Legii mieliśmy pod kontrolą. Jesteśmy wciąż w grze o mistrzostwo”. Ale nadal o krok za Legią.
Nenad Bjelica: „Byliśmy zdyscyplinowani i dobrze zorganizowani taktycznie. Jestem zadowolony z gry mojej drużyny, ale nie z wyniku”. Z gry drużyny Bjelica był zadowolony nawet po finale Pucharu Polski.
Piotr Nowak: „Zagraliśmy mądre spotkanie. Traciliśmy siły z każdą minutą, ale wytrzymaliśmy. Zagraliśmy w tydzień trzy ważne mecze i nie straciliśmy z nich bramki. To pokazuje, że ten zespół zaczyna dojrzewać.” Dwie kolejki przed końcem sezonu dopiero zaczyna? To kiedy dojrzeje?
Ale tak naprawdę każdy z nich coś stracił.
Legia – możliwość zapewnienia tytułu już z Koroną, bez oglądania się na innych. Wygrywając w Białymstoku Legia miałaby cztery punkty przewagi i do Kielc jechałaby po tytuł. Co więcej, nawet przy… porażce w Kielcach, nadal byłaby liderem (!) i wciąż tytuł zależałby tylko od niej. W obecnej sytuacji – owszem Legia także może mieć tytuł już w Kielcach, ale tylko pod warunkiem, że sama wygra a zwycięstwa nie odniesie żaden z rywali. To mało prawdopodobne, szczególnie, że Jagiellonia gra z Bruk-Betem a Lechia z Pogonią, czyli drużynami, które w grupie mistrzowskiej spisują się cieniutko i słabiutko.
Jagiellonia – oczywiście możliwość powrotu na pozycję lidera i w kontekście najbliższego meczu z Bruk-Betem nie oddania tego lidera do kolejki ostatniej. Co więcej – nawet remis z Lechią mógłby dać tytuł, bo to Legia grałaby dwa mecze z nożem na gardle (by zdobyć tytuł bezwzględnie musiałaby wygrać oba i jeszcze liczyć na potknięcie Jagi).
Lechia – możliwość przeskoczenia Jagiellonii i Lecha (wreszcie!). Lechia cały czas jest czwarta i cały czas jest poza europejskimi pucharami. To koszt najmniejszego z czołówki dorobku punktowego po sezonie zasadniczym (to on decyduje o miejscu w tabeli w przypadku równej liczby punktów po meczach obecnej fazy). Mając przed sobą mecz z Pogonią, dodatkowo mogłaby liczyć na potknięcie Legii w Kielcach – dające w takiej sytuacji przewagę nad legionistami.
Lech – znaczące zwiększenie gwarancji gry w europejskich pucharach. Zwycięstwo dawałoby 3-punktową przewagę nad Lechią, a to by oznaczało, że Lech potrzebowałby jednej wygranej w pozostałych dwóch spotkaniach (obojętnie którym – czy z Wisłą, czy z Jagą), by zapewnić sobie puchary. Bo wtedy Lechia co najwyżej mogłaby zrównać się punktami z Lechem, czyli już nie wyprzedziłaby go w tabeli.
KALINOWSKI: Status quo, czyli kibel – czytaj TUTAJ
To niby tylko matematyka, ale ta matematyka jednak determinuje zdarzenia w ostatnich dwóch kolejkach sezonu. Można powiedzieć, że największym wygranym dwóch 0:0 jest Legia, bo utrzymała korzystne dla siebie status quo. A można powiedzieć, że jest największym przegranym, bo mogła uciec reszcie na cztery punkty – czyli dystans, którego roztrwonienie w ostatnich dwóch kolejkach ocierałoby się o dywersję.
Co ciekawe, jedyną drużyną, która może przeskoczyć Legię licząc tylko na własne siły jest Lechia. Ale wcale nie gwarantuje jej to mistrzostwa. Bo jednocześnie musi liczyć na to, że – aby tytuł pojechał do Gdańska – zarówno Lech, jak i Jagiellonia nie zdobędą w dwóch ostatnich kolejkach kompletu punktów.
Na dziś zaś sytuacja jest taka, że każdy z czwórki jest w grze, ale też nikt z tej czwórki tej gry jeszcze nie wygrał i nie zrobił niczego, by tę grę wygrać.
Inne artykuły o: Blogi | Ekstraklasa | Jagiellonia Białystok | Lech Poznań | Lechia Gdańsk | Legia Warszawa