Wdowczyk: O co chodziło? O traktowanie ludzi. Mam swoją godność
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 10 listopada 2016 23:36
To głośne, choć niespodziewane rozstanie. Dariusz Wdowczyk złożył rezygnację z pracy w Wiśle Kraków. Klub poinformował w oficjalnym komunikacie, że rezygnacja ta wynika z 3-miesięcznych zaległości finansowych Wisły wobec trenera. I że – jednocześnie – nie jest to zgodne ze stanem faktycznym. Spór może się skończyć w sądzie.
FUTBOLFEJS.PL: Ktoś kto przetrwał takie zawieruchy w Wiśle, jak wycofanie się Cupiała, zamieszanie z Meresińskim, odchodzi teraz, bo klub mu nie płaci lub płaci z opóźnieniem? Kupy się to nie trzyma. Odejść teraz kiedy są wyniki? Jakoś nie myślę, żeby kwestia opóźnień w wypłatach była kluczowa w pana przypadku. Chodziło o coś innego, prawda?
DARIUSZ WDOWCZYK: Faktem jest, że nie była to główna przyczyna, bo każdy ma jakąś własną odporność na to jak się go traktuje. Wiele w tym klubie przeszedłem, ale teraz musiałem powiedzieć: dość. Nie mogę dalej współpracować z tym zarządem, nie mogę pracować z tymi ludźmi.
A co się takiego wydarzyło, że się panu już… ulało, że powiedział pan: dość!? Czekał pan tyle czasu na zaległości, był zawsze cierpliwy, a teraz hamulce puściły? Jaka była ta bezpośrednia przyczyna, że opuszcza pan Wisłę? Co przelało czarę goryczy?
Nie wszystko mogę powiedzieć. Od czasu, gdy zgłosiłem do PZPN, że Wisła ma wobec mnie 3-miesięczne zaległości traktowano mnie w klubie jak intruza i natręta. W końcu uznano, że można mnie w ogóle ignorować.
Klub, w oświadczeniu podaje, że te 3-miesięczne zaległości to nie jest stan faktyczny.
No muszą to sobie dobrze policzyć.
Widzę, że miał pan naprawdę dość tej sytuacji, że coś w panu pękło. Ale czemu akurat teraz, gdy zespół zaczął wygrywać? 9 meczów bez porażki, jest szansa na górną „ósemkę” w Ekstraklasie i na półfinał Pucharu Polski. Dlaczego zrezygnował pan właśnie w tym momencie?
Postanowiłem – mimo tego, co się przez ten burzliwy okres w Wiśle działo – że nie zostawię klubu w kryzysie i na dnie, bo to w przyszłości będzie biło we mnie. Zostałem w klubie, wyprowadziłem drugi raz drużynę z kryzysu. Jaką miałem gwarancję, że to się uda? Żadnej! A miałem powody, żeby już wcześniej rzucić papierami na stół.
Jakie? Na przykład takie, że zwolniono panu asystentów – Marcina Broniszewskiego i Pawła Primela, bez konsultacji z panem?
Żeby było jasne: to nie był sztab, który ja przyprowadziłem do klubu. Oni już w Wiśle byli, gdy ja przychodziłem. Ale skoro z nimi pracowałem, to chyba wypadało mnie choćby zapytać, co ja sądzę o pomyśle zwolnienia moich najbliższych współpracowników, prawda? Myśli pan, że ktoś zapytał? Tak się w tym klubie od lat traktuje trenerów. Mnie również tak potraktowano. Na pewne sprawy nie wolno się zgadzać. I ja się właśnie nie zgadzam.
Pan, po zwolnieniu swoich asystentów, też pożegnał się z piłkarzami Wisły w szatni. Był pan przekonany, że odchodzi. A jednak pan został.
Nie chciałem komentarzy, że opuszczam tonący okręt. Teraz też, pod względem sportowym, nie jest mi łatwo rezygnować. Żal mi, naprawdę… I szkoda, bo właśnie przyszły wyniki. Bo potwierdziło się, że jeśli się odpowiedniemu trenerowi zaufa i da mu się czas, to przyjdą też rezultaty. A w tych warunkach, jakie miałem w Wiśle, o te rezultaty naprawdę nie było łatwo. Myśli pan, że ktoś mi podziękował? Jedyny telefon otrzymałem od Ludwika Miętty-Mikołajewicza. Bardzo to doceniam. Ale on nie był moim prezesem.
Udało się z tą, niemal upadłą już, Wisłą sporo zrobić. No i odbudował pan Patryka Małeckiego.
To jego zasługa. Ciężko na to pracował i absolutnie sobie zasłużył. Ja mu tylko trochę pomogłem.
Pana wrogowie będą podkreślać, że zrezygnował pan, bo chodziło panu o kasę.
Ja przecież przyszedłem do Wisły w trudnej sytuacji. Nie byłem trenerem pierwszego wyboru. Z panem Kapką szybko się dogadaliśmy, kwestia finansowa nie była decydująca. Proszę pamiętać, że ja przychodziłem tu w określonych warunkach. To jaką ja ofertę mogłem dostać? Ja tu nie zarabiałem jak Smuda czy Maaskant. Nie te czasy. Pieniądze nie były i nie są czynnikiem decydującym. Nie to zdecydowało o moim rozstaniu.
Życie ostatnio bardzo pana doświadcza. Mam wrażenie, że w Wiśle uznano, że i tak będzie pan pracował w klubie, cokolwiek by się nie działo, bo zależy panu na pracy, bo jest pan bardzo zdeterminowany.
Dobrze, że to pan powiedział (śmiech).
Wygląda na to, że pana spór z Wisłą skończy się w sądzie. W oświadczeniu na stronie klubu czytamy: „…klub również będzie prowadził działania formalnoprawne, dotyczące nierealizowania przez Dariusza Wdowczyka zapisanych w umowie z Wisłą Kraków SA obowiązków”. Mają na pana jakieś haki?
Nie, nie mają. Proszę, czekam na jakieś konkretne zarzuty, które trzeba w sądzie udowodnić.
Może spóźniał się pan na treningi?
(Śmiech) Nie, ani razu się nie spóźniłem.
To o co chodzi?
O traktowanie ludzi. Mam swoją godność.
Czuł się pan w klubie niechciany? Może pańska rezygnacja jest komuś na rękę? Może o to chodziło?
Nie wiem, może.
Nieżyczliwi panu już sugerują, że ma pan ofertę z innego klubu i po prostu szukał pan pretekstu.
Bzdura. Nie mam żadnej oferty.
To co pan będzie teraz robił? Będzie pan się wgapiał w telefon, oczekując propozycji?
W telefon? Aż tak to nie. Odpocznę trochę, a potem – taki los trenera – ustawię się grzecznie w kolejce.
Rozmawiał: Dariusz Tuzimek
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Hit | Polecane | Wisła Kraków