PIOTR NOWAK: Wiem już, że nie mogę robić z moich podopiecznych mini-Nowaków

Autor wpisu: 10 maja 2016 09:42

Przez 12 lat pracy w roli trenera nie miałem zespołu, który w tak krótkim czasie zrobił tak wielki postęp jeśli chodzi o kulturę i sposób gry, co Lechia – mówi Piotr Nowak. Z trenerem drużyny z Gdańska rozmawiamy o jego filozofii futbolu, o tym jak ważna w grze jest kreatywność,  jak zmienia się Lechia pod jego wodzą. A także o tym dlaczego jego piłkarze nie boją się Legii.

FUTBOLFEJS.PL: Tacy rozgrywający, jakim był pan, to gatunek na wymarciu?
PIOTR NOWAK: Nie ma już ich wielu, bo w środku boiska jest coraz mniej miejsca, jest on mocno zagęszczony. Coraz częściej tacy piłkarze ustawiani są na bokach, bo tam jest trochę więcej miejsca. Można kiwnąć rywala, rozegrać piłkę. Poza tym niewielu jest już na świecie piłkarzy, którzy indywidualną akcją potrafią zrobić różnicę. Najważniejszą statystyką staje się liczba podań. Podaniami można wiele zdziałać, ale gdy dochodzimy do tego momentu, że przydałaby się jakaś indywidualna akcja, to nie ma kto jej zrobić.

Pan w drużynie ma kilku takich piłkarzy.
Tak, jest kilku, którzy potrafią wziąć sprawy w swoje ręce. I to jest dobre, bo podania podaniami, statystyki statystykami, ale potrzebna jest kreatywność. Tego wymagam od naszych piłkarzy – kreatywności i ryzyka w podejmowaniu decyzji. Ostatnio rozmawiałem o tym ze Sławkiem Peszko. Mobilizowałem i przekonywałem go, żeby w sytuacji jeden na jednego nie rozglądał się komu ma podać, tylko próbował dryblować, iść w pole karne. Takimi akcjami najłatwiej zmienić oblicze meczu. Wolę jeśli w meczu piłkarz zrobi 3-4 rajdy niż będzie tylko podawał wszerz boiska przed polem karnym rywala. Drybling powoduje zmianę tempa gry, otwiera nowe opcje w akcji, daje przewagę liczebną.

MK_Legia-Lechia_pn111

W reprezentacji Polski mamy takiego zawodnika, który trochę gra jak pan – Piotr Zieliński. 
No właśnie. Kiedyś grał tak Kuba Błaszczykowski, mimo że na boku. Ja patrzę na futbol również przez pryzmat matematyki, dla mnie ważne jest stwarzanie przewagi liczebnej. Gdy mijasz pewne strefy, zyskujesz przewagę i trzeba ją wykorzystać. Pracujemy nad tym mocno.

Czyli nie jest pan zwolennikiem teorii, że im dłużej jesteśmy przy piłce, tym rywal jest przy niej krócej i bardziej się męczy?
Zawsze uważałem, że utrzymywanie się przy piłce jest dobre, gdy trzeba trochę odpocząć. Nie da się 90 minut biegać non stop do przodu i do tyłu. Z nami był problem taki, że odpoczywaliśmy w złych momentach, gdy nie mieliśmy piłki. Robiły się dziury, rywale stwarzali zagrożenie. Teraz staramy się to kontrolować. Idee, które staramy się wdrażać naszym piłkarzom da się streścić w kilku słowach: mamy grać prosto, efektywnie i efektownie.  I fajnie zaczyna to wyglądać, najważniejsze, że piłkarze zaczęli się cieszyć grą. Chodzi o to, żeby wchodząc do szatni nie czuli, że przychodzą do pracy jak na skazanie, tylko by mieli z tego przyjemność. Trzeba pracować z głową i z radością. Bo jeśli tego nie ma, pojawia się zmęczenie. Gdy przychodziłem do Lechii widziałem, że nie byli mentalnie gotowi na to, co chcielibyśmy wspólnie zrobić. Trzeba było ich odbudować, pozwolić im wyrazić się na boisku, pozwolić im być sobą.

Niektórzy piłkarze byli wręcz zaszczuci przez poprzedniego trenera Thomasa Von Heesena.
Może to za mocno słowo, ale z pewnością nie byli sobą. Spędziliśmy trochę czasu nad tym, by uwierzyli na nowo w swoje umiejętności i w cel, który nam przyświeca. Wydaje mi się, że teraz przychodzą do pracy z uśmiechem, że wszyscy czujemy się ze sobą dobrze.

Słyszałem od piłkarzy, że czasem zawstydza pan ich swoimi zagraniami.
Nie, nic podobnego. Gdy zaczynałem pracę w roli trenera, moje myślenie było inne. Ponieważ przechodziłem do roli szkoleniowca zaraz po zakończeniu kariery piłkarskiej, często sam brałem udział ćwiczeniach i grach. Wydawało mi się, że w ten sposób lepiej poznam sposób myślenia moich piłkarzy, poznam ich reakcję i nauczę odpowiedniego zachowania. Przerywałem akcje i tłumaczyłem jak bym ją rozwiązał. Dopiero po pewnym czasie doszedłem do wniosku, że tak się nie da, że nie mogę robić z moich podopiecznych mini-Nowaków. Trzeba pozwolić im podejmować decyzje na boisku, tak w treningu jak i w meczu. Można im pokazać różne opcje, ale to oni muszą wybrać tę najlepszą. Gdybym im mówił: to trzeba zrobić tak, to po pewnym czasie usłyszałbym: trenerze, to niech pan wyjdzie na boisko i gra. Można nauczyć zespół kilku schematów, automatyzmu, ale dalej musi być kreatywność.

SEBASTIAN MILA: Podoba mi się, gdy trener Nowa pokazuje coś na zajęciach, na przykład wali zewniakiem na drugą stronę boiska. Robi to perfekcyjnie

Powiedział pan w jednym z wywiadów: „Amerykanie łatwiej przyswajają wiedzę, gdy im się rozrysuje schematy to wiedzą, że niektórych linii przekraczać nie można.”
Z Amerykanami jest tak, że tam przygotowuje się i rysuje się schematy we wszystkich grach zespołowych. Gdy grałem w MLS, miałem w drużynie piłkarzy, którzy wkładali sobie ściągawki do getrów. Ale w ten sposób oni zamieniają się w mini-roboty. Nie komunikują się ze sobą na boisku, tylko patrzą na ławkę rezerwowych i czekają aż trener im pokaże czy dobrze wykonują zadania czy też nie. Dopiero po jakimś czasie doszli do tego, że tak się nie da. Że oprócz schematów musi być kreatywność, czytanie gry, wyrachowanie. Nie da się napisać na to recepty. Dlatego w drużynach, które zdobywały tytuły mistrzowskie, dominowali w większości piłkarze spoza USA.

Amerykanie są za to mocni mentalnie, bardzo wierzą w siebie, nakręcają się. A co pan zastał w szatni Lechii?
Można się pozytywnie nakręcać, gdy są wyniki. Jeśli ich nie ma, trzeba dodać piłkarzom wiary, upewnić ich, że są dobrzy i pozwolić na ekspresję na boisku. Myślę, że selekcjoner Adam Nawałka to właśnie zrobił w reprezentacji Polski – sprawił, że zespół uwierzył w swoje umiejętności i możliwości. Przekonał swoich piłkarzy, że są takimi samymi piłkarzami jak Niemcy, Anglicy czy Francuzi, a w pewnych momentach nawet lepszymi. Trener musi też przystosować się też do nowych warunków. Gdy pracowałem na Antidze, ustalałem, że trening jest na przykład o 10, a oni przychodzili o wpół do jedenastej. Nie mogłem sobie z tym poradzić, aż zrozumiałem, że oni tacy po prostu są. W Gdańsku tłumaczymy piłkarzom, że musimy stwarzać widowisko dla kibiców. Ludzie przychodzą na stadion dla widowiska, dla emocji.

Do tego potrzebna jest wyrozumiałość ze strony właścicieli. Pewność, że nie przyjdą i nie powiedzą: zaraz, zaraz, miały być europejskie puchary. 
Takie rzeczy najczęściej wychodzą nie od właścicieli. Mieliśmy ostatnio dyskusję na ten temat kto chce grać w Europie, a kto nie chce. Sami się nakręcamy. Podobnie jest, gdy sędzia podejmie jakąś złą decyzję. Zaraz wyskakuje do niego cała ławka. To się udziela piłkarzom, traci na tym widowisko, robi się bałagan i chaos. Oczywiście presja wyniku jest wszędzie, ważna jest stabilność pracy, ale trzeba to opanować i być sobą bez względu na to, co się dzieje.

Polska jeszcze nie sprowadziła pana na ziemię?
Nie spotkałem w Gdańsku jeszcze ani jednej osoby, która zaraziłaby mnie swoim negatywnym podejściem – ani w klubie, ani w mieście. Nie zdarzyło mi się jeszcze wrócić do domu i pomyśleć: „ten to ciągle mówi to, a tamten to i ciągle negatywnie”. Mimo że jestem tutaj sam, bo rodzina została w Stanach i trochę mi to doskwiera, jestem bardzo zadowolony.

Powiedział pan, że zostawił w USA rodzinę, bo chce się pan skoncentrować na pracy. A może to świadczyć o takiej postawie: przyjadę, zobaczę, postawię jedną nogę, zobaczymy co z drugą…
Z pewnością nie, choć nie była to łatwa decyzja. Ale po tych kilku miesiącach jestem bardziej niż zadowolony. Nie jest tak, że jedną nogą jestem tutaj, a drugą w Stanach tylko dlatego, że nie sprowadziłem rodziny. Przyjechałem tutaj, bo uznałem, że jest coś fajnego do zrobienia – ze względu na miejsce, ze względu na kibiców, miasto i piłkarzy których Lechia posiada w swoim składzie. Rodzina to rozumie, bo wie, że jestem w piłce od dziecka, że jest to moja pasja i miłość. Żona wie, że tego nie zmieni. Chcę też, żeby wiedzieli o tym piłkarze, że jestem dla nich 24 godziny na dobę i oczekuję od nich, żeby byli ze mną na sto procent przez te kilka godzin, kiedy są w klubie.

Jest opcja, że rodzina Nowaków wróci do Polski?
To nie są rozmowy na dziś, jest mnóstwo spraw, które trzeba wziąć pod uwagę i w odpowiednim czasie podejmiemy decyzję. Dziś świat, dzięki technologiom, jest bardzo mały. Do USA nie płynie się już z Gdańska dwa tygodnie „Batorym”. Teraz w 6 czy 8 godzin jestem w Filadelfii. Czyli szybciej niż trwa powrót autokarem z meczu z Podbeskidziem w Bielsku-Białej.

A tak w ogóle ta Polska wypadła niespodziewanie czy jednym okiem patrzył pan co się tu dzieje i czekał albo szukał możliwości pracy?
Miałem jeszcze rok kontraktu na Antidze i bardzo fajną pracę. W Polsce do nikogo nie dzwoniłem, z nikim się nie kontaktowałem w sprawie pracy. Miałem kilka zapytań wcześniej, ale nie było to nic tak interesującego jak Lechia.

Milos Krasić i Michaił Aleksandrow. Fot. Marcin Kalita

Milos Krasić i Michaił Aleksandrow. Fot. Marcin Kalita

Przed wami mecz z Legią. Podoba się panu styl gry lidera Ekstraklasy? Stanisław Czerczesow postawił na siłę fizyczną, na pressing. Pan zdaje się idzie w innym kierunku.
Ja lubię grę techniczną. Co prawda uwarunkowania na świecie nieco się zmieniają. Weźmy mecze Bayernu z Atletico w półfinale Ligi Mistrzów. Triumfował futbol „defensywny”. Ale moim zdaniem na dłuższą metą to się nie sprawdzi. Takie Atletico może być tylko jedno, 99 procent drużyn, które będą dochodzić do ćwierćfinału LM, będzie grać przede wszystkim w piłkę. Czasy Wimbledonu czy Atletico, czyli filozofia – wychodzimy na boisko, by demolować rywala – już minęły. Pamiętam mecz Chelsea z West Hamem, na którym byłem chyba w 2008 roku. „Młoty” zaczęły od walki. Co zrobiła Chelsea? Chcecie tak grać – OK. I przez 40 minut na boisku dominował futbol siłowy. Ale na końcu wygrała piłka, bo West Ham doszedł do momentu, w którym stwierdził, że fizycznie nie zdemolują Chelsea. O wygranej zdecydowały umiejętności piłkarskie, skończyło się chyba wygraną The Blues 4:0. Uważam, że przy odpowiednim przygotowaniu fizycznym w większości przypadków zwycięży zespół, który ma więcej kreatywnych piłkarzy.

Czyli Legia…
Przypomnijmy sobie pierwszy nasz mecz z Legią. Wyszliśmy z siedmioma ofensywnymi piłkarzami i trzema obrońcami. Mówili „Nowak kamikaze, nie ma szans, żeby to się sprawdziło”. A my graliśmy szybciej, mądrzej i niekonwencjonalnie. Nie było wiadomo co my zrobimy, kiedy ich i czym zaskoczymy. Oni chcieli nas przycisnąć, ale my szybko wychodziliśmy piłką spod pressingu. Tu nas zaatakowali to zmieniliśmy stronę lub zagęściliśmy środek. To jest esencja dobrej gry – nie chodzi o dostosowanie się do fizycznej konfrontacji, tylko o mądrą grę w piłkę. Nie liczy się tylko wydolność i agresywność, powyżej pewnego poziomu decydują czynniki piłkarskie.

Ten mecz podobno był dla was przełomowy, bo zdobyliście ważny punkt, ale też uwierzyliście w siebie.
Bo my potrafimy grać z najlepszymi, jeżeli trzymamy się planu, który sobie nakreślimy. Jesteśmy bardzo dobrze przygotowani motorycznie, gramy szybko. Od początku nasze krótkie motto brzmiało: „Można? Można”. I to był przełomowy moment. Powiem panu, że przez 12 lat pracy w roli trenera nie miałem zespołu, który w tak krótkim czasie zrobiłby tak wielki postęp jeśli chodzi o kulturę i sposób gry. Oczywiście jeszcze wiele pracy przed nami, ale żadna z drużyn, które miałem przyjemność trenować nie wdrożyła tej filozofii tak szybko. Mówię to szczerze, z ręką na sercu. I nie ukrywam, że napawa mnie to optymizmem i dumą.

Dużo pracy musiał pan włożyć, żeby tę kulturę zaszczepić? Musiał pan kogoś bardziej dyscyplinować?
Odkąd pracuję, żaden z piłkarzy nie musiał płacić żadnej kary finansowej. Są rzeczy, które trzeba sobie wyjaśnić czy grupowo czy indywidualnie. Do tego dochodzi się etapami na zasadzie wzajemnego zrozumienia i zaufania. Jesteśmy profesjonalistami i dorosłymi ludźmi. Doszliśmy do konsensusu. Tak jak oni oczekują, że sztab szkoleniowy przygotuje im wszystko, co jest potrzebne do treningu i meczu, tak ja oczekuję, że gdy skończą zajęcia, np. przed wejściem do szatni zdejmą buty i je wyczyszczą. I nie będę musiał za nimi chodzić i sprawdzać, czy to zrobili. Nie można być trenero-piłkarzem, ani zamordystą, trzeba to wypośrodkować.

Jaką karę płaci trener za spóźnienie na trening?
Trenera nie można ukarać, bo trener jest instytucją. Ja tu ustalam prawa. Oczywiście żartuję.

Jak piłkarz może nie być przygotowany do treningu?
W sensie mentalnym. Gdy mijają bramę ośrodka treningowego, to wszystkie inne sprawy które mogą ich rozpraszać, oprócz piłki, muszą zostawić przed tą bramą. Powinni być maksymalnie skoncentrowani na każdym treningu i mieć świadomość co i po co robimy na zajęciach oraz jak będziemy grali w meczu.

Podpisuje się pan pod hasłem kilku piłkarzy, że Lechia ma najmocniejszą paczkę w Polsce. 
Powiedziałbym, że Lechia ma najbardziej rodzinną paczkę. W każdym klubie są grupy, podgrupy, ten się lubi z tym, ten z tamtym, a tego u nas nie ma i mam nadzieję, że nie będzie.

ROZMAWIAŁ: Piotr Wierzbicki

 

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli