Peszko: Nie przyjechałem do Polski pomieszkać nad morzem
Autor wpisu: Piotr Wierzbicki 27 listopada 2015 00:49
Sławomir Peszko porozmawiał z nami przed niedzielnym meczem Lechia – Lech. Poznajcie piłkarza reprezentacji Polski z trochę innej strony.
FUTBOLFEJS.PL: Ciebie to trzeba kijem gonić, czy wolisz mieć przed nosem marchewkę?
SŁAWOMIR PESZKO: Bat.
A jednak.
Żartuję. Wolę, gdy ktoś mnie chwali.
Każdy lubi pochwały. Kwestia jak ktoś na nie reaguje.
No, ostatnio zauważyłem, że krytyka ma coraz lepszy wpływ na mnie.
Masz opinię szkolnego łobuziaka, którego trzeba złapać za ucho i posadzić do kąta.
Ale ja byłem grzeczny w szkole, w pierwszej ławce siedziałem, dobrze się uczyłem. Jeszcze w ósmej klasie miałem świadectwo z czerwonym paskiem. W liceum też było dobrze.
I nie trzeba było cię gonić do nauki?
Nie. Zawsze miałem dobrą pamięć, wszystko łatwo mi wchodziło. Do tej pory tak jest. Po szkole wracałem do domu, lekcje pach, pach i na boisko.
A resztę spisywałeś od innych na przerwach?
To inni spisywali ode mnie. Poważnie. Problem miałem tylko z matematyką, z liczeniem.
Wypracowania z polskiego?
Szły bez problemu, szybciutko na kolanie.
Czyli na odwal robiłeś te lekcje?
Nie, spieszyło mi się po prostu.
Mama mówiła, że często broiłeś?
Jak każdy chłopak, zdarzały się wezwania do dyrektora. Kiedyś wkurzyłem się na WF-ie i kopnąłem kogoś piłką w głowę.
Słyszałem, że ty leń jesteś.
Leń?! Nie wiem, kto ci to powiedział, jakiś debil chyba. Dużo można mi zarzucić, ale nie to, że jestem leniem. Ktoś może powiedzieć, że jestem słabym piłkarzem. OK, ma prawo tak myśleć, już bardziej by to pasowało do mnie. Ale nie, że leń.
Rozumiesz, dlaczego ludzie się ciebie czepiają?
Bo nie spełniam oczekiwań po powrocie do Polski?
Bo kiedyś pokazałeś, że z ciebie może być kawał piłkarza. Jesteś szybki, potrafiłeś dośrodkować spod linii bocznej, miałeś niezły strzał.
Mówisz pewnie o drugim sezonie w Lechu. Bo w pierwszym zero bramek i jedna asysta.
Ale potem było lepiej.
Mistrzostwo, dwa razy Puchar Polski, gra w Lidze Europy, transfer do FC Köln. Awans z Kolonią do Bundesligi.
O tym właśnie mówię – narobiłeś smaku kibicom.
Ale mam jeszcze trochę grania przed sobą.
To co się stało, że się… zepsuło? Nie masz wrażenia, że czas uciekł ci trochę przez palce?
Może w Wolverhampton, bo miałem kontuzję, straciłem trzy miesiące, a gdy wróciłem, to kolejne trzy miesiące nie grałem. A w Köln? To nie jest drużyna, która walczyła o jakieś duże cele. W Bundeslidze graliśmy o utrzymanie, skupialiśmy się głównie na defensywie. Nie atakowaliśmy jak Borussia Dortmund. Nie kreowaliśmy tylu sytuacji, że każdy mógł strzelać gole.
Nie pasowała ci ta defensywa?
Wolę grać do przodu, ale nauczyłem się tam cierpliwości, gry bez piłki.
Dlaczego takich rajdów, jak w ostatnim meczu z Cracovią, nie robisz częściej? Czego ci brakuje? Zdrowia? Nie zaaklimatyzowałeś się jeszcze w Lechii?
Jestem tu od trzech miesięcy, więc czas na aklimatyzację miałem. Jestem w Polsce, w swoim kraju, więc tym bardziej. Fizycznie – bywało lepiej, ale nie narzekam – dobrze się czuję, nie mam kontuzji. Wszystko wydaje się być tak, jak zawsze. Trenuję na sto procent, a nie czterdzieści…
Gdy pojawiasz się na boisku, to bardzo chcesz. Może za bardzo?
To też. Brakuje mi pewności siebie. Potrzebuję jakiegoś gola, który doda mi wiary. Jak nie czujesz się pewnie, to nie myślisz, co zrobić, gdy dostaniesz piłkę, tylko skupiasz się na tym, by ją dobrze przyjąć. Gdy masz luz, to przed podaniem masz w głowie kolejny ruch. Jeśli drużyna zacznie wygrywać, to i ja zacznę dobrze grać.
Ale gra drużyny zależy też od ciebie.
Sam meczu nie wygram, na boisku jest nas jedenastu. To raz. Po drugie, nigdy nie byłem jakimś wirtuozem. Nawet w swoim najlepszym sezonie w Lechu zdobyłem tylko osiem bramek.
Ta twoja kariera to taki rollercoaster.
Trochę tak, raz bywam na górze, raz na dole. Nawet w kadrze – miałem do niej już nie wrócić, a wróciłem, strzeliłem ważnego gola. Nawet ostatnio miałem nie grać, a zagrałem. Taka sinusoida, zupełnie inaczej niż w życiu prywatnym. Tu wszystko mam poukładane od lat.
Pamiętasz taką historię: byłeś z rodziną na spacerze, nagle z drzewa narobił na ciebie ptak. Mama powiedziała: ooo, będziesz miał szczęście. Tak ogólnie masz chyba szczęście, co?
Tak, mam duże szczęście: gram w reprezentacji, zdobyłem mistrzostwo Polski, dwa razy Puchar Polski, grałem w Bundeslidze, zaliczyłem epizod w Anglii. Szczęście to jedno, ale też cieszę się, że sam to wypracowałem, bo nie miałem mega talentu do gry. Dopiero od 14. roku życia zacząłem trenować piłkę pięć dni w tygodniu. Wcześniej tylko po osiedlach kopałem, najwyżej dwa razy w tygodniu w miejscowym klubie (Nafta Jedlicze – przyp. red.).
Skoro mowa o wróżbach: Cyganka wywróżyła ci, że zrobisz karierę zagraniczną. Ona akurat chyba się pomyliła.
Sam wyjazd to był ogromny krok do przodu, ale kariery wielkiej zagranicą nie zrobiłem. Największym sukcesem był awans z Köln do Bundesligi, potem zagrałem tam kilkadziesiąt meczów. Nie zapominajmy o Lidze Europy z Lechem – Juventus, Manchester City.
Masz 35 występów w kadrze. Ile dobrych?
Przez to, że grywałem w meczach towarzyskich, to niewiele, może z dziesięć. Każdy eliminacyjny był lepszy niż sparing. Wierzę, że te najlepsze przede mną. Może na EURO. Jeśli pojadę.
„Lewy” też miał gorsze chwile. Wygwizdano go kiedyś podczas sparingu w Gdańsku.
A teraz każdy chciałby dostać od niego koszulkę, bo poprowadził nas na EURO. Gdyby nie on, to turniej oglądalibyśmy w telewizji.
Na boisku jesteś bardzo nerwowy. Gdy wypomniał ci to kiedyś trener Smuda, powiedziałeś, że nie potrzebujesz psychologa. Może jednak by się przydał?
A to cię zaskoczę: od roku pracuję z trenerem mentalnym. Łatwo ulegam emocjom na boisku, ale od jakiegoś czasu nie łapię głupich żółtych kartek, nie mówiąc o czerwonych. Nie zwracam już uwagi na sędziego na boisku.
Mimo to, gdy wchodzisz, to ciągle wyglądasz, jakbyś komuś chciał łeb ukręcić. To twoje słowa.
Taki jestem, taki mam temperament. Po mamie. Wkurzam się, jak mi w robocie coś nie wychodzi. Przegrywamy 0:3 i jeszcze dobijają cię kibice rywali, którzy śpiewają coś na twój temat. Myślę sobie wtedy: dawać tutaj, po kolei.
Na solo?
Nie, no śmieję się. Panuję nad tym.
Po słabym meczu nie robisz demolki w domu?
Przychodzę i się nie odzywam. Ani się nie wyładowuję, ani nie szukam pocieszenia. Żona mnie zna, wie, że sam muszę spuścić powietrze. Przechodzi zazwyczaj na drugi dzień.
A jak publicznie jedzie po tobie trener von Heesen, to jak się czujesz?
Nie jest to przyjemne. Nie komentowałem tego do tej pory, bo chcę pokazać na treningach, że nie miał racji.
Nie chciałeś tego wyjaśnić z nim w cztery oczy?
Nie chodzę do niego do biura i nie pytam: po co trener to powiedział? Trener to mój szef, może robić wszystko.
Szef nie zaprosił cię na rozmowę?
Nie. Na samym początku trener powiedział, że nie będzie się tłumaczył ze swoich decyzji.
„Spojrzałem na skład Lechii i nie mogłem uwierzyć, że taka ekipa po siedmiu kolejkach ma siedem punktów” – powiedziałeś. Pamiętasz, ile teraz macie?
Osiemnaście po szesnastu kolejkach.
To nie ugraliście za dużo.
Nie. I dalej nie mogę w to uwierzyć. Taka jest rzeczywistość, ale nie z takich sytuacji już się podnosiłem. Teraz też się podniosę i drużyna, mam nadzieję, też.
Tak jak podnosi się Lech, do którego mogłeś się przenieść latem.
Nie mogłem. Gdy podejmowałem decyzję o powrocie, Lech nie był już specjalnie zainteresowany. Mieli dogadanego Gajosa.
Ale wcześniej był?
Tak, gdy ja nie brałem pod uwagę powrotu. Chciałem dalej grać w Bundeslidze.
W niedzielę mecz z Lechem. Sentymenty na bok?
Nie możemy pozwolić sobie na stracone punkty. O tym tylko myślę. A sentyment? Jak mogę nie mieć, jeśli tam osiągnąłem największe życiowe sukcesy. W Poznaniu urodziła mi się córka, mam tam wielu kolegów i przyjaciół.
Najgorsza decyzja w karierze?
Za późno wyjechałem z Polski, dopiero w wieku 25 lat.
Teraz wszyscy podpowiadają Bartoszowi Kapustce co ma zrobić. Co mu radzisz?
Podpisać zimą kontrakt z zagranicznym klubem i zostać pół roku, czyli do EURO 2016 na wypożyczeniu w Cracovii.
Po EURO cena może wzrosnąć.
A kontuzja? Generalnie uważam, że im szybciej się wyjedzie, tym lepiej.
(W tym momencie dzwoni telefon Peszki. To Kamil Grosicki.
– Grosik, nie mogę rozmawiać, udzielam wywiadu. Zadzwonię później.
– Ty się za granie weź, a nie za wywiady. Nara)
Jeśli chodzi o błędy pozasportowe, który największy?
Było kilka.
Mama powiedziała ci kiedyś? „Wiedz o tym, że ja wolę mieć syna alkoholika niż karciarza. Bo karciarz w ciągu jednego dnia przegra wszystko, a pijak najwyżej straci stówkę”.
To ma jednego i drugiego. Żartuję. Grało się kiedyś w karty, ale nie mam z tym problemu.
Czyli już tylko pijesz?
Ale tylko butelkę dziennie (śmiech). Dawno bym skończył z graniem, gdybym był pijakiem.
Koszulka z numerem 21 świadczy o tym…
…Black Jack…
… że lubisz ryzyko?
Że zaryzykowałem, wracając do Polski.
To jak to było z tym taksometrem? Podobno ciągnąłeś go, jak świeży boczek. To słowa Smudy.
To nie był taksometr tylko nawigacja, z tego co pamiętam.
Wyrywałeś czy kopałeś?
Nie odpowiem.
Jak się skończyła sprawa z Maciejem Szczęsnym o zniesławienie?
Właśnie dostałem pismo z sądu, że dostał wyrok. Ma zapłacić jakieś pieniądze, które przeznaczam na cel charytatywny. Ale złożyłem odwołanie, bo w wyroku nie było decyzji, że ma mnie przeprosić publicznie, a o to mi głównie chodziło. Ludzie mnie krytykowali, ale nikt mnie nie znieważył aż tak. Jak bym ci teraz powiedział: Wierzbicki, ty jesteś debilem, kołkiem i głąbem.
To bym cię pozwał. Mam nagranie.
No właśnie. Szczęsny się za bardzo mądrzy.
Na wasze relacje z Wojtkiem ta sprawa nie wpłynęła?
Nie, Wojtek nawet o tym nie wie i nie interesuje się. Wiadomo, jakie ma relacje z ojcem.
Z Jackiem Zielińskim wyjaśniłeś zajście?
Tak, bardzo szybko. Ale to była chora sytuacja. Na kolacji trener oświadczył, że zgrupowanie się zakończyło, przebrał się w cywilne rzeczy. Zostaliśmy w hotelu na urodzinach, gadaliśmy o piłce.
I Zieliński przyszedł was uciszyć?
Nie, spotkaliśmy się na korytarzu, wracałem do pokoju. Jeszcze byłem w stanie iść. Niektórzy nie byli, tak na marginesie.
Twoja mama mówiła kiedyś, że to ona najczęściej stawiała cię do pionu. Ciągle cie stawia?
Od dłuższego czasu nie ma na co reagować. Od roku jestem spokojny. Zero. Teraz tylko przygotowania do wyjazdu na EURO. Jedno już straciłem, nie chcę stracić drugiego. Po co wróciłem do Polski? Chyba nie po to, żeby sobie nad morzem pomieszkać.
ROZMAWIAŁ: Piotr Wierzbicki
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Fejs 2 fejs | Lech Poznań | Lechia Gdańsk | Polecane