Mróz zmroził ESA 37, ale póki co nie zamroził. Pierwsza kolejka 2017 w okowach lodu
Autor wpisu: Marcin Kalita 9 lutego 2017 13:07
Czesi, którzy też mają ligę 16-zespołową i w europejskich pucharach zazwyczaj grywają liczniej i dłużej, jesień skończyli w pierwszy weekend grudnia. Wiosnę zaczynają tydzień później niż my
Aura postanowiła wtrącić swoje trzy grosze do dyskusji o ESA 37. Nie do końca wiadomo, co nią powodowało, ale opowiedziała się za przeciwnikami obecnej koncepcji rozgrywek. Według prognoz w piątkowy wieczór piłkarzom Lotto Ekstraklasy przyjdzie grać przy -5 stopniach (w Chorzowie) i -7 (w Poznaniu).
Piłkarzom grać – to pół biedy, oni przynajmniej są rozgrzani ganianiem i walką. Gorzej, że kibicom – na to patrzeć. Tym oczywiście, którzy ubrani na „cebulkę” pójdą śledzić ligowy futbol na stadiony. Bo tym, co przed telewizorami, wszystko jedno oczywiście. Może nawet podbija to jakoś dodatkowe emocje związane ze słupkiem rtęci. Legia ma zagrać w Gdyni, wedle obecnych prognoz, przy -7, hit Lechia – Jagiellonia przy -6. Całe szczęście, że starcia na ligowym szczycie terminarz nie zapisał na piątkowy wieczór w Białymstoku. Tam prognozują nawet minus 11. A i tak mówimy o temperaturze mierzalnej a nie odczuwalnej, zaś ta przecież będzie o wiele, wiele niższa.
Prawdę mówiąc tym, którzy mimo mrozu wybiorą się jednak na stadiony, należy się cokolwiek więcej w nagrodę niż przysłowiowa kiełbaska z rusztu i miska gorącej grochówki. Bo umówmy się – wymaga to niezłego samozaparcia.
– W Polsce jest niezwykła dostępność wszystkich możliwych lig – w telewizorze. Liga Mistrzów, Hiszpania, Anglia, Niemcy, co tylko się zechce. No to kluby ekstraklasy muszą jakoś kombinować, jak tych ludzi wyciągnąć sprzed tego telewizora i zaprowadzić na stadion. Zwłaszcza, gdy są niesprzyjające warunki atmosferyczne. Bywam często na stadionach, często i tak w bardziej „cieplarnianych” warunkach niż większość publiczności i muszę powiedzieć, że byłem pełen podziwu dla kibiców, którzy w końcówce rundy, na tych mrozach przychodzili na trybuny i marzli, żeby oglądać ligę. Potrzebne są magnesy, które właśnie niezależnie od sytuacji przyciągają ludzi na stadion – mówił niedawno u nas Maciej Murawski (więcej TUTAJ).
No właśnie, nigdy nie głaszczemy piłkarzy za nudną grę, ale w tak mroźny weekend ich zobowiązania wobec fanów rosną i to znacząco. W ich głowach i nogach cała odpowiedzialność za to, by zziębnięta, stadionowa gawiedź przynajmniej wiedziała po co marznie, odmraża sobie nosy i uszy i naraża na L4 w poniedziałkowy ranek po odstaniu czterech godzin w kolejce do lekarza.
Dobra, to wszystko trochę śmichy, chichy. Ale trochę nie. Bo po pierwsze – rzeczywiście jest to sprawdzian odpowiedzialności piłkarzy, trenerów za „produkt”, jaki dostarczają. Priorytetem, ale i ambicją klubów powinno być, jak zauważył to Maciek Murawski, odciągnięcie jak największej liczby widzów od telewizorów i przyciągnięcie na stadion. Przy takiej temperaturze i w tak niesprzyjających okolicznościach o, przepraszam za słowo, „wkurw” kibica nietrudno. I nim ten „wkurw” mu minie, kilka ładnych kolejek może przelecieć.
Grzechem polskiej ESA 37 jest niemiłosierne rozwleczenie terminarza. Oczywiście, Dariusz Marzec – szef Ekstraklasy SA – ma rację zauważając, że także słaba pozycja polskich klubów w eliminacjach europejskich pucharów. No ale może jednak coś z czegoś wynika. I może odwróćmy sytuację – grajmy tradycyjnym systemem i doprowadźmy do sytuacji, gdy wstępne fazy eliminacji pucharowych nie będą nas angażowały, a potem dopiero rozdymajmy kalendarz ligowy.
No tak, ale mleko się rozlało, a Dariusz Marzec razem z zarządem ESA wciąż upiera się, że to wciąż bardzo smaczne mleko. Nawet jeśli trzeba je zlizywać ze stołu zamiast kulturalnie wypić z kubeczka.
Skutkiem tego na przykład Zagłębie Lubin swój pierwszy mecz sezonu zagrało 30 czerwca (jeszcze w czasie EURO 2016), ostatni… 19 grudnia. Jak na ironię ligowy terminarz ułożono w taki sposób, by drużyna, która najwcześniej zaczynała, kończyła w ostatni możliwy dzień, czyli w poniedziałek, pięć dni przed Wigilią, ostatnim meczem kolejki.
Śnieg w połowie grudnia to raczej nic niezwykłego, podobnie jak siarczysty mróz na początku lutego, bo – jak mawiała pewna pani, która zmieniła aurę warszawską na brukselską – sorry, taki mamy klimat.
W naszej strefie klimatycznej Słowacy, Węgrzy, Bułgarzy, Czesi wznawiają ligę tydzień później, Ukraińcy dwa tygodnie później. Białorusini, kraje nadbałtyckie grają i tak systemem rocznym i zaczynają w okolicach marca/kwietnia. Czesi, którzy też mają ligę 16-zespołową i w europejskich pucharach zazwyczaj grywają liczniej i dłużej, jesień skończyli w pierwszy weekend grudnia.
To, że podgrzewane murawy to dziś standard to wiemy, tyle że nie tylko chodzi o komfort piłkarzy, ale przede wszystkim kibiców. Podgrzewanych siedzisk póki co w standardzie nie ma, podobnie jak zamykanych stadionów ligowych. Podgrzewanych bocznych muraw też nie, a przynajmniej nie wszędzie. Piłkarze Stomilu Olsztyn (pierwsza liga) w cykl treningowy wpletli… odśnieżanie boisk i chyba nie był to wyjątek. Dla Michała Probierza po powrocie z trzytygodniowego obozu w Turcji największym zmartwieniem było znalezienie w tych warunkach dobrej płyty do treningów. Franciszek Smuda musiał przenieść zajęcia na ostatnie dni przed ligą na salę treningową, bo nie chciał ryzykować urazów piłkarzy na zmrożonym boisku.
Probierz, jak wiadomo, jest zadeklarowanym przeciwnikiem ESA 37 i to wcale nie jest wyjątek wśród trenerów. W mniej lub bardziej zawoalowany sposób sprzeciw wyrażali i Piotr Stokowiec, i Waldemar Fornalik, i Jan Urban. A to naprawdę tylko symboliczny wybór nazwisk, bo trudniej wśród szkoleniowców znaleźć zwolenników niż przeciwników ESA 37.
Ostatnio mocno wypowiedział się na polsatsport.pl prezes Lecha Poznań Karol Klimczak, który w rozmowie z Romanem Kołtoniem stwierdził: „Lech jest przeciw” i tłumaczył: „Siłą ligi musi być przede wszystkim jej jakość. Lepsza piłka, na wyższym poziomie, z trzema-czterema klubami, które grają co roku w pucharach europejskich. Podkreślę grają, a nie odpadają w pierwszej fazie kwalifikacyjnej. Zresztą dziś nie brakuje w naszych rozgrywkach – jako produkcie sformatowanym jako ESA 37 – rzeczy mocno dyskusyjnych. Choćby fakt, że liga w każdej kolejce jest grana za każdym razem przez cztery dni – od piątku do poniedziałku”. To była odpowiedź na dość dziwny, jak się okazało, ostatni przekaz zarządu Ekstraklasy SA, która zaskoczyła dokładnie wszystkich stwierdzając ex cathedra, że ESA 37 zostaje na dwa najbliższe sezony.
Po Klimczaku, a także prezesach Bogusławie Leśnodorskim i Zbigniewie Bońku, teraz przeciwko ESA 37 zaprotestowała aura. Czy zamrozi pomysły zarządu ESA? Może przynajmniej otrzeźwi głowy.
Inne artykuły o: Blogi | Ekstraklasa