Moskal: Boli mnie to, co dzieje się z Wisłą

Autor wpisu: 17 grudnia 2015 11:34

Pracy swojego następcy nie chce oceniać, ale nie ukrywa, że wciąż przeżywa rozstanie z Wisłą i boli go to, co dzieje się teraz z drużyną. – Jednak jeśli ktoś oczekuje, że będę wylewał swoje żale, czy obwiniał wszystkich wokół za zaistniałą sytuację, to się myli – mówi. Rozmawiamy z Kazimierzem Moskalem.

FUTBOLFEJS.PL: Co tam, trenerze, słychać? Emocje już opadły?
KAZIMIERZ MOSKAL: Opadły. Spokojnie sobie teraz odpoczywam.

Żadna robota na razie pana nie szuka?
Na razie nie, przyda mi się trochę wolnego.

Ale mecze Wisły pan ogląda?
Oczywiście, że oglądam.

Już z perspektywy obserwatora jest pan w stanie powiedzieć, co się dzieje z drużyną? Pana następca kroczy od porażki do porażki, nie ma więc łatwego życia.
Pan wybaczy, ale na to akurat nie dam się namówić i powstrzymam się od komentarza. Często jest tak, że ktoś chce coś powiedzieć, a później zostaje to inaczej zinterpretowane czy odebrane. Oczywiście boli mnie to, gdy widzę, jaka jest sytuacja w drużynie. Nie jest mi obojętne to, co teraz się z nią dzieje. To nie jest tak, że siedzę sobie spokojnie, oglądam mecze Wisły jak zwykły kibic i nic mnie nie rusza. Przeżywam to wszystko i życzę temu zespołowi jak najlepiej. Natomiast w sytuacji, w jakiej się znalazłem, cokolwiek bym na ten temat nie powiedział, mogłoby zostać źle odebrane. Ktoś mógłby stwierdzić, że kogoś pouczam, czy wymądrzam się.

Jest w tej całej sytuacji dla pana jakimś pocieszeniem to, że znaczna część kibiców i ekspertów uważa, że wykonał pan w Wiśle kawał dobrej roboty i pańska dymisja to był błąd działaczy?
Wbrew pozorom to bardzo ważne. Dla mnie jako trenera nawet większe znaczenie ma to, jak ocenia się jego pracę i co się o nim mówi, jak już odejdzie z klubu, niż wtedy, gdy do klubu przychodzi. Wiadomo, że jak szkoleniowiec rozpoczyna pracę, to na dzień dobry spotyka się z komplementami, natomiast dużo ważniejsze jest to, co po sobie zostawia. Te wszystkie miłe słowa, o których pan wspomniał, na pewno są dla mnie pocieszające, ale też zdaję sobie sprawę z tego, że w pracy trenera jest jak w życiu – nigdy nie jest tak, że człowiek będzie każdemu odpowiadał. Jak to mówią, jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził. I absolutnie mam tego świadomość. A wracając do pytania, sam też spotykam ludzi, którzy dają mi do zrozumienia, że moja praca w Wiśle miała sens. To wszystko utwierdza mnie w przekonaniu, że dalej warto robić to, co robię i nie ma się co załamywać.

Pewnie nie raz i nie dwa myślał pan o tym, co konkretnie ze sportowego punktu widzenia wpłynęło na to, że pana w Wiśle już nie ma. Jest coś, co należało zrobić inaczej, co trzeba było zmienić, poprawić?
Ja po każdym meczu, nawet wygranym, choć oczywiście szczególnie po porażkach, zastanawiałem się nad tym, co należało zrobić lepiej, co poprawić, dlaczego nie wyszło. Teraz też miewam takie momenty, że się nad tym zastanawiam. Nie twierdzę, że wszystko wiem, że doskonale się na wszystkim znam, że nie popełniam błędów. Natomiast to nie jest tak, że gdybym teraz miał szansę zrobić coś jeszcze raz i zrobił inaczej, to mielibyśmy gwarancję, że się uda, że wynik będzie inny. Przecież nie jesteśmy w stanie tego sprawdzić. Oczywiście wiele razy miałem wątpliwości, natomiast jako trener wszystkie decyzje musiałem podejmować przed meczem. Po meczu to już każdy jest mądry. Każdy potrafi dorobić teorię, czy ideologię, jak należało zagrać, co zmienić.

Byli wiślacy, z którymi rozmawialiśmy, mówią, że to nie trener jest problemem Wisły, ale wąska kadra. Że klub ma duże aspiracje, ale nie ma dużych pieniędzy na wzmocnienia.
Ale przecież ja świadomie podjąłem pracę w Wiśle, doskonale wiedziałem, do jakiego klubu przychodzę, jakie są jego problemy, z czym będę się musiał borykać. Więc marudzenie na sytuację kadrową byłoby po prostu nie fair. Jeśli ktoś oczekuje, że będę wylewał swoje żale, czy obwiniał wszystkich wokół za zaistniałą sytuację, to się myli. Zresztą wtedy, gdy jeszcze pracowałem jako trener w Wiśle, też nigdy do głowy mi nie przyszło, by narzekać, że mamy mało piłkarzy, że ktoś wypadł za kartki, czy ma kontuzję i nie ma go kim zastąpić. Starałem się tak to wszystko posklejać, aby na każdy mecz skompletować jak najlepszy skład. Choć oczywiście rozmawialiśmy o tym, że jeśli chcemy grać o najwyższe cele, to w drużynie musi być rywalizacja na każdej pozycji. Nic tak nie stymuluje zawodników do tego, by lepiej pracować, jak konkurencja w zespole. Tylko zdrowa sportowa rywalizacja może podnieść poziom sportowy drużyny.

No ale pan takiego komfortu, czyli dwóch równorzędnych piłkarzy na każdą pozycję, nie miał.
Nie dało się tego ukryć. Rzeczywiście brakowało nam na niektórych pozycjach wartościowych dublerów, dlatego w kilku meczach musieliśmy sztukować skład, niektórzy piłkarze grali nie na swoich nominalnych pozycjach. Natomiast raz jeszcze powtarzam, wiedziałem, w jakim klubie podejmuję pracę, więc nie miałem zamiaru na to narzekać.

Rozmawiała pan z działaczami o wzmocnieniach? Dostawał jakieś sygnały, że znajdą się pieniądze na transfery?
I ja, i działacze zdawaliśmy sobie sprawę, że drużynie kilku nowych piłkarzy na pewno by się przydało, rozmawialiśmy nawet o tym, na jakie konkretnie pozycje. Tylko na końcu zawsze musieliśmy pamiętać, na co w danym momencie było nas stać. Bo czasami jest tak, że można bardzo chcieć, można sporządzić listę życzeń, ale to jeszcze nie znaczy, że te życzenia zostaną spełnione.

Zobaczymy jeszcze kiedyś pana w roli trenera Wisły? Wraca pan do tego klubu jak bumerang.
Nie pan pierwszy o to pyta. A ja za każdym razem odpowiadam: bez komentarza.

Rozmawiał Krzysztof Budka

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli