Malarz spalony na stosie. A że saga Legii w Europie to jego saga? Kto by się przejmował…
Autor wpisu: Marcin Kalita 24 lutego 2017 12:36
Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że Malarz sam ściągnął na siebie te kłopoty, bo w dużej mierze to dzięki niemu Legia w ogóle z Ajaksem zagrała.
Arkadiusz Malarz po meczu w Amsterdamie na gorąco rzucił, że nie przyzna się do błędu, nie weźmie na siebie winy za gola i nie da pożywki hejterom. Czym… dał pożywkę hejterom.
Odbiłem nieprzyjemną piłkę do boku. Zrobiłem, co mogłem. Nie mam do siebie pretensji. Nie róbcie ze mnie kozła ofiarnego – mówił jeszcze w Amsterdamie. Mówił? A może prosił? A kogo to zresztą obchodzi… Piłkarski, polski internet uwielbia kozły ofiarne, syci się paleniem na stosie, rośnie karmiony jadem.
No to się Malarz doczekał. „Zachował się jak niedołężny oldboy”, „Przestraszył się, że będzie musiał bronić karne”, „Zawaliłeś bramkę, wybiłeś prosto pod nogi”, „Popełnił błąd kosztujący Legie odpadnięcie z LE”, „Malarz nie trzyma ciśnienia”, „Spocząłeś na laurach”, „On zawsze jest niewinny” – to przykłady. Te cokolwiek bardziej cywilizowane jednakże, w odróżnieniu od tony niecywilizowanych, których cytować nie ma co, bo hejt to w czystej postaci. Słowa szybsze od myśli, sens nieobecny.
Nie znam Arkadiusza Malarza. Rozmawiałem z nim może dwa, może ze trzy razy, mówimy sobie „dzień dobry”. Ani mi swat, ani brat. Nie wiem, czy woli schabowe, czy pierogi, czy może ośmiorniczki saute. I czy na wakacje jeździ w polskie góry, czy na Hawaje. Ale wiem, że za to, co zrobił dla Legii Warszawa przez ostatnie dwa lata, należy mu się nawet nie szacunek. Szacun! A zamiast tego dostaje nie krytykę nawet, nie prztyczka w nos, ale wiadro pomyj na głowę.
Ktoś powie – no dobrze, a jak to się ma do błędu z Ajaksem? To ja pytam: jakiego błędu? Jeżeli ktoś mówi, że Malarz wypluł piłkę przed siebie, to chyba ma oczy z guzików. Widzi błąd, bo chce go zobaczyć. A zresztą, co tam. Był błąd, nie było… Ważne, żeby pojechać z Malarzem. Jest człowiek? To i paragraf się znajdzie… Tak to szło?
Proszę bardzo – poniżej jeszcze raz nagranie z tą nieszczęsną bramką dla Ajaksu. Strzał jest na wprost bramki, Malarz odbija w swoją PRAWĄ stronę. Bardzo nieszczęśliwie, to prawda, bo akurat w miejsce, gdzie jest Viergever. Ale przecież zgodnie ze sztuką. Musiałby mieć procesor R2-D2 w głowie (dla tego promila procenta, którego ominęła rzeczywistość „Gwiezdych Wojen” – to taki chodzący komputer z własną świadomością), by w ułamku sekundy obliczyć trajektorię „niezderzeniową” z Viergeverem. Nie 45 stopni, tylko 30,1 stopnia, a może 28,5 stopnia?!
Niestety, zły początek II połowy. Viergever strzela dla @AFCAjax. Ale to jeszcze nie koniec! #UEL pic.twitter.com/EPjrJXnOWn
— Eurosport Polska (@Eurosport_PL) February 23, 2017
A może pytanie powinno brzmieć zupełnie inaczej: czemu Viergever był zupełnie sam przy Malarzu? Jak to się stało, że znalazł się na zupełnie wolnej przestrzeni pięć metrów przed bramką? Może to „robota” Łukasza Brozia, który poszedł do środka i nie zwrócił uwagi, co się dzieje za jego plecami? A może bocznego pomocnika, bo nie zaasekurował Brozia? Czemu Guilherme patrzył na to wszystko z linii pola karnego i jedyne, co zrobił w tej tej akurat akcji w defensywie, to machanie rękoma?
Nie wiem – nie zamierzam z kolei ja piętnować jednego, czy drugiego, bo nie wiem, jakie były założenia gry defensywnej Jacka Magiery w podobnej sytuacji. Ale zrzucenie odpowiedzialności na Malarza to absurd, a w najlepszym przypadku półprawda.
Zresztą o tym, jak bardzo niejednoznaczna to sytuacja, świadczą najlepiej wypowiedzi ekspertów. Jacek Kazimierski: – To był błąd. Ale już Józef Młynarczyk: – To była interwencja „akurat” (TUTAJ). Dwaj wielcy bramkarze, dwie kompletnie różne oceny!
Pół żartem, pół serio można powiedzieć, że Malarz sam ściągnął na siebie te kłopoty, bo w dużej mierze to dzięki niemu Legia w ogóle z Ajaksem zagrała. Hejt ma krótką pamięć, a właściwie dobrą tylko do hejtu, nie do faktów. I nie chce pamiętać, jakie sytuacje bronił Malarz w eliminacjach Ligi Mistrzów – gdy wszyscy komentatorzy byli zgodni: do Ligi Mistrzów Legię pchało za Hasiego w eliminacjach dwóch ludzi: Malarz, który bronił, i Nikolić, który strzelał.
Z Trenčinem – 14 obronionych strzałów! Z Dundalk – 6, absolutnie kluczowych. Z Realem w meczu chwały na Łazienkowskiej – 8 obronionych strzałów CR7 i spółki! Piękne były gole Vadisa, Rado i Moulina, tylko co by dały, gdyby nie interwencje Malarza? Podobnie jak te znów kluczowe ze Sportingiem przy Łazienkowskiej.
Cała obecna saga Legii w Europie to saga Malarza. No i ma teraz za to. Hejt w podziękowaniu za całokształt po bardzo niejednoznacznej sytuacji kosztującej jednego gola. Tylko hejt takimi niuansami się nie przejmuje. Tak po prawdzie to nie przejmuje się niczym… Był błąd, nie było? A kogo to obchodzi, „jazda” się liczy, nieprawdaż?
Inne artykuły o: Blogi | Ekstraklasa | Legia Warszawa