Rosołek, który ugotował Lecha
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 19 października 2019 20:09
Brawa dla Legii za zwycięstwo z Lechem 2:1, ale jeszcze większe za pokazanie twardego, męskiego charakteru. Bo drużyna z Łazienkowskiej miała w sobotę mocno pod górę. Była w trudnym momencie: po dwóch porażkach z rzędu, przystępowała do meczu z Lechem bez połowy składu, a w samym spotkaniu potrafiła się podnieść ze stanu 0:1. Także krytykowany Aleksandar Vuković pokazał, że ma jaja. W tak ważnym meczu, w krytycznym momencie, wpuścił w końcówce na boisko debiutanta Macieja Rosołka – rocznik urodzenia 2001! I ten „żółtodziób”, w kluczowej akcji meczu, spokojnie przyjął piłkę na udo i strzelił zwycięską bramkę. Pięknie się chłopak stolicy przedstawił.
– Każdy, kto trenuje w Legii chce w niej zagrać. Jak już zadebiutuje, to chce zagrać w takim meczu, jak ten z Lechem. A strzelenie w takim spotkaniu bramki to już w ogóle jest kosmos. Nawet w najbardziej odważnych snach nie mogłem sobie tego wymarzyć – przyznał po meczu Rosołek.
Chłopak wytrzymał ciśnienie. Tak samo jak Aco Vuković. A już był niemal pod wodą… Przynajmniej wielu próbowało tam wepchnąć głowę Serba.
Bo jak się w Legii przegrywa dwa mecze z rzędu (a cztery w sezonie na 11 kolejek) to żaden trener, który pracuje na Łazienkowskiej nie może być pewny swojej posady. I to niezależnie od tego, jak mocno właściciel klubu zapewnia, że szkoleniowcowi nic nie grozi. Legia ma wygrywać, a jeśli nie wygrywa, to nie ma dla niej żadnego usprawiedliwienia. Nie ma taryfy ulgowej, nawet jak trenerowi wypada pół składu. Tak jak było w sobotę.
Za kartki akurat na mecz z Lechem wypadł Artur Jędrzejczyk, a na liście kontuzjowanych szereg asów Legii: Cafu, Marko Vesović, Paweł Stolarski. Główny reżyser ofensywnych poczynań Legii Walerian Gwilia wrócił z kadry Gruzji z urazem i dało się go co najwyżej posadzić na ławce i straszyć rywali nazwiskiem. Podobnie jak Jarosława Niezgodę, o którego w każdym meczu trzeba drżeć. Nie tyle o jego formę, co o zdrowie. Przylgnęła do niego łatka, że „piłkarz ze szkła”, ale trudno powiedzieć, że to opinia niezasłużona.
Skutek tego „szpitala” w Legii był taki, że praktycznie w każdej formacji Vuković musiał zrobić rewolucję. W ostatniej chwili do pierwszego składu wskoczył inny „ozdrowieniec” Igor Lewczuk. I to była świetna informacja dla „Vuko”, bo groziła mu konieczność wystawienia pary stoperów Mateusz Wieteska – Inaki Astiz, a to byłaby niewątpliwie najwolniejsza dwójka środkowych obrońców w lidze. Źle by to wróżyło przy szybkich piłkarzach Lecha.
Legia zaczęła źle i nerwowo. W trzy minuty obaj boczni obrońcy dostali po żółtej kartce. Legia dała się stłamsić piłkarzom Lecha, którzy atakowali pressingiem, z czym gospodarze mieli wielkie problemy. Paweł Wszołek gonił i gonił za Tymoteuszem Puchaczem, ale dogonić go nie był w stanie. Wyglądało na to, że jeszcze przez tydzień by rywala nie dogonił. Asekurujący na skrzydle kolegę Michał Karbownik musiał faulować rozpędzonego lechitę i od razu sędzia Musiał dał młodemu legioniście upomnienie.
Drugi boczny obrońca gospodarzy – Luis Rocha złapał kartkę w trzeciej minucie. No, ale ten facet tak gra. Czasem podostrza grę, wchodzi wślizgiem, gdy to wcale nie jest potrzebne. Nadal jestem pewny, że dla Portugalczyka Legia to zbyt wysokie progi. Gorzej, że ściągnięty jako konkret dla Rochy Ivan Obradović to jest facet, który bardziej nadaje się do wojennego lazaretu niż do profesjonalnego klubu piłkarskiego. Nadal się leczy. Ten gość to jest piłkarz – widmo: trudno zobaczyć jak gra, bo ciągle jest – tak jak obecnie – kontuzjowany. Kiedy i gdzie on łapie te urazy? W domu, na śliskich kafelkach w toalecie?
Nieobecność w pierwszym składzie Gwilii zmusiła do przestawienia Luquinhasa ze skrzydła na środek pomocy. Brazylijczyk grał za plecami wysuniętego Jose Kante, ale grał tak, jakby występował na skrzydle. Podejmował wiele pojedynków (sporo wygrywał), biegał, wszędzie go było dużo. Ale jednak tej podstawowej roboty ofensywnego pomocnika – czyli rozgrywania – było stanowczo zbyt mało. Luquinhas grał nieźle. Jest efektowny, szybki, ale w tym miejscu powinien częściej szukać podaniem kolegów, szczególnie Jose Kante.
Po tym jak gola dla Legii strzelił Darko Jevtić, „Aco” Vuković wpuścił na plac Niezgodę (za Rochę) i to był dobry ruch taktyczny, choć pan Jarek dał – szczerze mówiąc – słabą zmianę. To Niezgodzie w kluczowej akcji na 1:1 piłka odskoczyła jak juniorowi, ale fartem trafiła ona do Novikovasa. Litwin tym razem, mając piłkę na swojej lepszej, lewej nodze, nie mógł spudłować. To znaczy mógł (bo nie raz w Legii to już pokazał), ale w końcu trafił. A jeszcze w pierwszej połowie „Arvi” zagotował do czerwoności Vukovicia, gdy źle przyjął piłkę 5 metrów od bramki. Może ten gol go odblokuje, choć jakoś sam w to wątpię…
W Legii nie gra kontuzjowany Cafu i – jak wiemy – jeszcze długo go nie będzie. W miejsce Portugalczyka wskoczył do drużyny Domagoj Antolić i Chorwat daje jej jakość. To nie jest piłkarz, który gra widowiskowo, tak że każdy kibic go zauważy. Ale swoją robotę robi. To taki cichy zabójca. Mądrze reguluje tempo gry, dobrze odbiera piłkę i ma świetne podanie. To on zaliczył asystę przy trafieniu Macieja Rosołka! Ale co równie ważne, Antolić świetnie kasuje akcje rywali. Nawet jeśli przerywa je faulem to są takie faule… „mądre”, niewinne. Takie, gdy sędzia gwiżdże, ale kartki nie daje. Mógłby się tej sztuki „mądrego” faulu od Antolicia pouczyć Rocha…
Pożegnanie Miro Radovicia było oczywiście wzruszające. Stał się nie tylko najważniejszym obcokrajowcem w 100-letniej historii Legii, ale też jednym z najlepszych piłkarzy klubu. Dobrze, że został godnie pożegnany przy Łazienkowskiej. Drugi ex-legionista Michał Kucharczyk też się żegnał, ale on sam, jest przekonany, że tylko na chwilę powiedział „do widzenia” i jeszcze do Legii wróci.
Obrazek z Rodoviciem i Kucharczykiem przypomniał, że w futbolu czas biegnie szybko. Umiera „król” przychodzi następny. Coś cię kończy i coś się zaczyna. Właśnie karierę w Legii zaczął odważnie Maciej Rosołek. Ale kibice z Łazienkowskiej chcieliby, żeby ten ważny, prestiżowy mecz z Lechem stał się też nowym początkiem. Początkiem stabilnego wspinania się w tabeli. Już na to czas najwyższy. To ważny moment sezonu. Legia musi być bardziej przewidywalna, musi więcej wygrywać, musi złapać więcej stabilności. Dość już tej „wańki-wstańki”. Chyba wszyscy to w końcu zrozumieli.
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Lech Poznań | Legia Warszawa
-
smutas
-
Paweł 1916
-
meriva
-