Ostatnia bitwa przegrana, ale za to wojna wygrana

Autor wpisu: 19 lipca 2020 20:02

W niedzielę na Łazienkowskiej wynik meczu z Pogonią nie miał większego znaczenia. Kibice Legii przyszli na trybuny po to, żeby świętować mistrzostwo Polski zdobyte przed tygodniem w spotkaniu z Cracovią. Sam mecz z ekipą ze Szczecina absolutnie do zapomnienia. Z jednej strony Legia wykrwawiona personalnie na amen, grająca głębokimi rezerwami, a z drugiej Pogoń, która bardzo chciała się w Warszawie pokazać, ale – umówmy się – możliwości ma jednak ograniczone. Goście wygrali zasłużenie (co ciekawe pokonali Legię, w tym mistrzowskim sezonie aż trzy razy!), ale wnukom przy kominku opowiadać o tym meczu raczej nie będą. Po prostu nie ma o czym.

Na trybunach przez ponad 90 minut trwał festiwal śpiewów spod znaku „Legia mistrz, mistrz, mistrz!” itd. Niedzielna porażka z Pogonią nie miała żadnego znaczenia, pokazywała raczej przyszłe pokolenia młodych legionistów, którzy – przy wielu dla nich zasłużonych pochwałach – na teraz na grę w Legii gotowi jeszcze nie są. Warto było tych chłopaków zobaczyć, ale z dużym i poważnym futbolem nie miało to wiele wspólnego.
Rzadko kiedy kibice gospodarzy – po porażce swojej drużyny 1:2 – idą do domu tak zadowoleni jak legioniści w niedzielę. Tak się właśnie skończył ten dziwny, poszarpany atakiem koronawirusa sezon 2019/2020.
Bo radość kibiców po zdobyciu mistrzostwa przez Legię była wielka, ale od meczu z Cracovią zmieniły się w klubie priorytety. Rzeczywistość ligowa w Legii po Covidzie skrzeczy, że aż uszy bolą. Świeżo koronowani mistrzowie Polski biedę mają w składzie konkretną, bo Vuković uznał – całkiem zresztą słusznie – że skoro plan został wykonany, to zawodnicy pierwszego składu albo dostają wolne żeby się leczyć albo dostają wolne, żeby odpocząć po sezonie (obóz przygotowawczy do nowego sezonu w Książenicach zacznie się już 29 lipca).

Dlatego Legia miała w niedzielę ubogie, nawet nie tylko na Legię, możliwości. W środku pola zamiast kogoś z kreatywnej trójki Andre Martins, Domagoj Antolić czy Walerian Gwilia, grali Mateusz Wieteska (człowiek raczej do przerywania akcji niż ich budowania) Bartosz Slisz, który na tle trzech niedoświadczonych 17-letniich kolegów (Ariel Mosór, Radosław Cielmęcki, Szymon Włodarczyk) wyglądał na starego wygę, oraz właśnie Cielęmecki.
Fakt jest, że akurat Slisz ma najbliżej z całej legijnej młodzieży do pierwszego składu. I wcale nie musi czekać, że – tak jak teraz – wszyscy lepsi wyjadą na wakacje. Ma chłopak przegląd pola, ma uderzenie z dystansu, potrafi odbierać piłkę. Nie chcę chwalić go ponad miarę, ale nie zdziwię się, jak ze Slisza wyrośnie na Łazienkowskiej reprezentant Polski.

W niedzielę Legia nie miała wielu piłkarskich argumentów i jakości. Mogła się tylko bronić i ryglować drogę do bramki. Przez długie minuty, a nawet nieco więcej niż pół godziny, na Pogoń to zupełnie wystarczało. Zresztą obie drużyny starały się raczej gola nie stracić niż coś strzelić.
Obecna Pogoń to już nie jest ten sam zespół ze Szczecina, który nawet jeszcze kilka miesięcy temu wyglądał na ekipę, która może rozdawać karty w naszej Ekstraklasie. Ale „Portowcy” bez Zvonimira Kożulja, bez Srdjana Spridonovicia i bez Adama Buksy mocno zubożeli.  Potencjał w ekipie Kosty Runjaicia jest jednak sporo mniejszy.
Gościom udało się strzelić gola w 34. minucie, kiedy Marcin Listkowski oszukał zwodem „na zamach” Mateusza Wieteskę i pokonał Radosława Cierzniaka. Ale jeśli ktoś myślał, że zdobycie gola doda gościom wiary w siebie, to musiał czuć się rozczarowany. Szczecinianie absolutnie nie przejęli kontroli nad meczem, ale Legia nie miała czym odpowiedzieć. Najlepsi na urlopach lub leczeniu.

W 65. minucie gry William Remy zagrał dobrą, prostopadłą do bramki, piłkę do Macieja Rosołka, a ten wyprzedził Mariusza Malca i z ostrego konta mocno uderzył na bramkę Pogoni. Tam sprawdził się golkiper Pogoni Dante Stipica, ale Rosołek potwierdził to, co od dawna zapowiada trener Aleksandar Vuković: że ten chłopak ma spory potencjał i z każdym tygodniem będzie odgrywał ważniejszą rolę w drużynie.
Gola Rosołek nie strzelił, ale za to… zdobyła go Pogoń. Kacper Smoliński ograł trzy (!) razy w jednej akcji Pawła Stolarskiego (ależ ten facet zjechał z formą, gdzieś na poziom radzieckich łodzi podwodnych) i idealnie zacentrował w pole karne. Tam sprytniejszy od Inakiego Asitiza i Mateusza Grudzińskiego (kolejny wprowadzony do Legii młodzieżowiec, 20-latek) okazał się Adam Frączczak i zdobył gola na 2:0.
Legia odpowiedziała golem – kolejnego debiutanta – Damiana Warchoła, który strzelił bramkę głową, ale do remisu gospodarzom zabrakło nie tylko czasu, ale i argumentów piłkarskich. Nie ta jakość. Na szczęście w niedzielę liczyły się tylko złote medale dla Legii za mistrzostwo Polski, a nie wynik.

Jedynym kompletnie wygranym legionistą w meczu z Pogonią był Luis Rocha. Zagrał na tyle dobrze, że nie będzie dziwne, jeśli Legia przedłuży z tym – bądźmy szczerzy – przeciętnym zawodnikiem wygasający właśnie kontrakt. Końcówka sezonu pokazała, że czasem nawet przeciętność jest w cenie.
Legioniści po meczu odebrali nie tylko efektowne  trofeum za tytuł i złote medale. Nagrody indywidualne od Ekstraklasy otrzymali: młodzieżowiec sezonu – Michał Karbownik,  obrońca sezonu – Artur Jędrzejczyk, a pomocnik sezonu – Domagoj Antolić Trener sezonu – Aleksandar Vuković. No, ale to oczywistość.
Teraz krótki odpoczynek i sprawdzian w europejskich pucharach.

Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli