Imponujący festiwal goli Jarosława Niezgody
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 1 września 2019 22:28
To była taka Legia, jakiej oczekują jej kibice. Silna, pewna, dominująca rywala. Taka, która pokazuje, że Legia i Raków to są co prawda kluby z tej samej ligi, ale już nic więcej ich nie łączy. Ani budżety, ani cele, ani możliwości. Niedzielne spotkanie to był festiwal Jarosława Niezgody. Imponującą goleadą zmasakrował Raków Częstochowa, który miał tak dużo wnieść do Ekstraklasy, ale jakoś uszła z tej drużyny ta świeżość, którą imponowała w 1.lidze. I tej oceny nie zmienia nawet gol Tomasa Petraska na 1:3 w końcówce meczu.
To był taki mecz, o którym w Legii wiedzieli, że trzeba się podnieść po nieszczęśliwej porażce w Glasgow, zapomnieć na niemal rok o Europie i skoncentrować się na odzyskaniu dubletu. Czyli wrócić na ziemię.
I zespół z Łazienkowskiej szybko ustawił sobie rywala do bicia. Raków nawet nie zdążył zipnąć. Legia w kilkanaście minut „zabiła ten mecz”. Dwa szybkie gole Jarosława Niezgody, mocno zdeprymowały drużynę z Częstochowy. Raków, w tej pierwszej połowie niedzielnego meczu, w ogóle nie przypominał zespołu, który przecież wiosną wyrzucił Legię prowadzoną jeszcze przez Sa Pinto z Pucharu Polski. Tym razem beniaminek zaprezentował się jak nowicjusz w Ekstraklasie – piłkarze Marka Papszuna byli niepewni, wydawali się zdenerwowani, jakby nie podołali presji gry na Łazienkowskiej. Co o tyle dziwne, że jeszcze w gdy byli w 1.lidze, prezentowali się jak grupa ludzi bez kompleksów. A jednak…
Goście łatwo tracili piłkę, nie potrafili jej wyprowadzić ani się przy niej utrzymać. Co oczywiście nie umniejsza wyczynu Niezgody, który w drugim z rzędu ligowym meczu strzela dwa gole lub więcej.
Przy pierwszym niedzielnym trafieniu – po idealnym podaniu od Marko Vesovicia – wykazał się instynktem killera, przy drugim pokazał spokój godny napastnika tej klasy co… Robert Lewandowski. To nie jest porównanie na wyrost, tylko zaznaczenie, że Niezgoda, potrafi się zachować w ten sam sposób, co napastnik Bayernu Monachium (podobnie zabierają się z piłką). Przy swoim drugim golu legionista zrobił dokładnie to, co chciał. Przyjął piłkę, popatrzył, postraszył i strzelił w róg bramki, którego nie bronił bramkarz Rakowa Michał Gliwa. Trzeci gol Niezgody – z rzutu karnego – był tylko ukoronowaniem festiwalu tego zawodnika w niedzielnym meczu.
Aż szkoda, że Niezgoda na mecze z Rangersami dopiero dochodził do pełnej dyspozycji fizycznej po kolejnej kontuzji. Pytany przez dziennikarzy przed rewanżem w Glasgow czy jest w stanie grać od 1. minuty, Niezgoda sam miał wątpliwości. Pomysł, żeby wszedł na podmęczonego rywala, wydawał się wtedy optymalny. Rozpamiętywanie co by było gdyby… nie bardzo ma sens. Tego się już nie dowiemy, jak wyglądałaby Legia z Niezgodą albo z Carlitosem.
Wiadomo, że nieobecność Legii w Europie będzie miała swoje przykre konsekwencje finansowe. Drużyna jest droga w utrzymaniu, więc póki co nie będzie się jej wzmacniać, a wręcz przeciwnie. Legia jest w takiej sytuacji, że po prostu musi sprzedawać zawodników
Jednak pierwszym do sprzedaży nie jest wcale Carlitos, a Sandro Kulenović (9 meczów, 2 gole w tym sezonie). Jak podał serwis Legia.net po Chorwata zgłosił się klub z jego ojczyzny Dinamo Zagrzeb, który prowadzi były trener Lecha Poznań Nenad Bjelica. Mistrz Chorwacji zakwalifikował się do Champions League, w której zmierzy się z Manchesterem City, Szachtarem Donieck i Antalantą Bergamo. I nawet nie chodzi o to, że Kulenović miałby być tam od razu wzmocnieniem do pierwszej „jedenastki” (przypomnijmy, że ostatnio nie łapie się tam do składu reprezentant Polski Damian Kądzior), ale to dobra inwestycja na przyszłość. Kulenović jest bardzo młody, ma świetne warunki fizyczne i już – jak na swój wiek – zdobył sporo doświadczenia. Jeśli do zachodnich klubów będzie go sprzedawało Dinamo, może zarobić nawet kilkanaście milionów euro. Kwestia teraz tylko taka, ile Chorwaci są w stanie zapłacić Legii, a czasu nie ma już zbyt wiele, bo w poniedziałek zamyka się okno transferowe. Kulenović nie zagrał przeciwko Rakowowi – mecz obejrzał z trybun.
To na pewno piłkarz, na którym Legia mogłaby za jakiś czas zarobić więcej niż sprzedając go teraz, ale czy „Kule” ma obecnie na Łazienkowskiej sprzyjający klimat do rozwoju, gdy kibice liczą mu minuty bez gola? Chcąc nie chcąc Chorwat stał się w pewnym stopniu ofiarą „wojny o Carlitosa”. Może więc czas ruszyć w drogę?
Z innej beczki. Warto zwrócić uwagę, że 18-latek Michał Karbownik, który dobrze zadebiutował w meczu z ŁKS-em w Łodzi, teraz na Łazienkowskiej też rozegrał udane zawody. Nie tylko zaliczył asystę przy drugim golu Niezgody, ale w ogóle chłopak gra bardzo odważnie. Nie boi się ofensywnych wejść pod bramkę rywala, dobrze się czuje w dryblingu i nie wybija piłki na pałę. A skoro nie zżera go trema, to w niebawem Legia może mieć z niego pociechę, bo już pokazał, że może być sensowną alternatywą dla Luisa Rochy. Młody Polak, choć jeszcze nieopierzony, jest innym typem piłkarza niż doświadczony Portugalczyk, który raczej przerywa akcje rywala, bo zdolności ofensywne to ma mizerne. Ano poczekamy, zobaczymy…
W drugiej połowie na zmianę za Niezgodę wszedł Carlitos. Gdy wchodził na boisko, Vuković udzielił mu ostatnich wskazówek. Obaj nie wyglądali na ludzi, którzy nie są w stanie na siebie patrzeć. Wygląda na to, że będą musieli nauczyć się współpracować, bo okienko transferowe się zamyka, a po Hiszpana nikt z wielką kasą – jak na razie – się nie zgłosił.
Pod koniec meczu Aleksandar Vuković zachęcał swoich zawodników, żeby nie ustawali w atakach i starali się strzelić czwartą bramkę. I Legia miała swoje szanse, ale paradoksalnie gola na 1:3 zdobyli goście. Nie zmienia to faktu, że Legia na ten moment sezonu wygląda na drużynę poukładaną i silną. Złapała formę w odpowiednim momencie sezonu, jest przygotowana. To kolejny plus dla trenera Vukovicia. On ten zespół podniósł, zbudował na nowo.
Jeden gol w Glasgow, stracony w doliczonym czasie gry, nie zmienia tej oceny.
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa
-
ursynów
-
zgubek