Kopniak od swoich boli podwójnie
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 23 września 2020 09:27
Zwolnienie Aleksandara Vukovica odbieram jako niegodziwość. Niezależnie od tego jak Legia ostatnio grała, nie było powodów do takiego ataku paniki jaki się wydarzył przy Łazienkowskiej. Decyzja o zwolnieniu Vukovicia powiedziała nam wiele o psychice prezesa Legii. Wnioski niech każdy zatrzyma dla siebie.
Vuković to człowiek uczciwy. Nie ma ich już zbyt wielu w polskiej piłce, więc tych nielicznych trzeba szanować. Wyczyścił szatnię Legii z „zepsutych jabłek”, od których zgniłyby kolejne. Widocznie ta uczciwość to nie jest to, co się w polskiej piłce ceni najbardziej.
Dariusz Mioduski ma ten problem, że ciągle ktoś mu do ucha coś szepce. A jak to w środowisku piłkarskim, zawiść panuje taka, że człowieka w łyżce wody by utopili. I „Vuko” też „buty szyli”, bo praca w Legii jest atrakcyjna, dobrze płatna, prestiżowa. Warto wprowadzić na stołek swojego znajomego czy kolegę. Działają różne grupy nacisku, koterie, czy grupy interesu, bo przecież Legia to miejsce, do którego kupuje się zawodników. Na tym klubie da się zarobić.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że Mioduski zwalniając „Vuko” nie zrobił niż więcej niż gdyby wykupił los na loterii. Jeśli nowy trener nie zakwalifikuje się do Ligi Europy, to powie, że miał za mało czasu. Przecież ten sam manewr prezes Legii zastosował dwa lata temu, zatrudniając Sa Pinto. Portugalczyk też przyszedł w środku kwalifikacji z misją ratunkową. Ale niczego nie uratował. Narobił kosztów i zostawił po sobie spaloną ziemię.
Tym razem Dariusz Mioduski i podszeptywacze spanikowali zbyt wcześnie. Przestraszyć się takiego rywala jak Drita z Kosowa, z którą gra się u siebie i robić z tego powodu zmianę trenera? Trzeba chyba kompletnie nie wierzyć w potencjał własnej drużyny i w to co się samemu robi. Przecież oczywiste było, że ten zespół za chwilę zaskoczy, że to kwestia czasu. Takich rywali jak Drita i Karabach Agdam Legia przeszłaby także bez zmiany trenera.
Jeszcze kilka zdań o sportowym aspekcie tej zmiany.
Po pierwsze warto pamiętać, że to Vuković postawił mocno na Karbownika, który z gracza rezerw stał się z dnia na dzień najgorętszym „towarem” transferowym Legii.
Po drugie po przerwie wywołanej pandemią drużyna Vukovicia zaczęła się krztusić, grała nierówno, ale to nic zaskakującego. Ostatnio wyjaśniał mi to jeden z trenerów: „niektórzy zawodnicy są niedotrenowani, mam takich, co mają siły na 45 minut i takich na pół godziny gry. Kibic nie rozumie czemu zmieniam dobrze grającego piłkarza, albo wpuszczam go po przerwie, a ja wiem, że jak pogra trochę więcej to złapie kontuzję mięśniową i stracę go na dłużej”.
Ale w Warszawie kibic jest niecierpliwy (prezes jak się okazuje też). Nikt nie bierze pod uwagę pandemii czy skróconych przygotowań, albo zaburzonych cykli treningowych, bo ileż razy w roku można przeprowadzać okres przygotowawczy?
Co ma zrobić trener gdy Paweł Wszołek (najlepszy w Legii w meczu z Górnikiem) dopiero co wrócił z kwarantanny i na razie połówka meczu to dla niego maksimum możliwości? Może tylko czekać.
Tak jak Vuković musiał czekać na to, aż formę złapią nowe nabytki: Kapustka, Rafael Lopes czy Josip Juranović. Legię chwalono za transfery, ale żaden z nowych piłkarzy (poza Filipem Mladenovicem) nie jest na dzisiaj wzmocnieniem. Wprowadzanie ich do składu to droga przez mękę. Oni będą grać, ale za jakiś czas. Jednak by tak się stało, trzeba było zacząć ogrywać ich już teraz i rachunek za ten proces niesłusznie wystawiono „Vuko”.
Dziwi mnie, że dziś ludzie eksponują, iż Legia gra teraz słabo, a nie chcą pamiętać jak efektownie grała przed pandemią. Dwa miesiące temu Vuković zdobył mistrzostwo Polski, czym uciął bajki o tym, że brak doświadczenia nie pozwali mu odnieść sukcesu.
Legia potrafiła grać efektownie, wysoko wygrywać, nie zatrzymywała się nawet na trzech czy czterech golach (7:0 z Wisłą Kraków czy po 5:1 z Arką i Górnikiem Zabrze, albo po 4:0 z Jagiellonią i Koroną). To była najlepsza Legia od czasu tej, która zagrała w Lidze Mistrzów w 2016 roku. A że ostatnio grała źle?
Drużyny Kloppa i Guardioli też grywają źle, ale nikt trenerów nie wyrzuca do kosza. Choć tam nie są przecież legendami swoich klubów. W odróżnieniu od Vukovicia, który dostał kopa dostał od swoich, na Łazienkowskiej. Boli podwójnie.
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa
-
xymoxon