Karol Klimczak, prezes Lecha: Siódme miejsce? Mamy impuls, żeby silnie przebudować drużynę
Autor wpisu: Marcin Kalita 22 lipca 2016 15:00
Karol Klimczak – prezes zarządu Lecha Poznań w szczerej rozmowie z Futbolfejs.pl. O tym, czemu „posypała się” drużyna Macieja Skorży, nauczkach z siódmego miejsca i przebudowie zespołu, budowaniu kadry, kwotach oczekiwanych za najlepszych zawodników. A także o tym, jak Lech został zamieszany w sprawę Vacka, trudnych spotkaniach z kibicami i umowie z Janem Urbanem.
FUTBOLFEJS.PL: Nowy sezon to nowy oddech Lecha. Wreszcie zamknęliście karty poprzedniego sezonu, którym wydawaliście się bardzo zmęczeni.
KAROL KLIMCZAK: Końcówką rundy mistrzowskiej – tak. Po tym, jak będąc na 16. miejscu zmieniliśmy sztab trenerski i przyszedł ten Jana Urbana, był okres, gdy szliśmy od zwycięstwa do zwycięstwa. Nawet mieliśmy przecież szanse na wyjście z grupy Ligi Europy. Rundę zasadniczą skończyliśmy z trzema punktami straty do trzeciego miejsca. Więc dalej chcieliśmy grać o wszystko. Ale ta runda mistrzowska… Słupki, poprzeczki… W Szczecinie powinniśmy byli wygrać 4:0, a przegraliśmy 0:1. Te marnowane sytuacje, to że znów tracimy punkty, że nic nie wychodzi… Tak, wtedy faktycznie mieliśmy takie odczucie: a niech ten sezon się skończy i zacznie nowy.
Dla takiego klubu jak Lech Poznań chyba kluczową sprawą jest wyciąganie wniosków. I najciekawszy wniosek mógłby płynąć z poszukiwania odpowiedzi na pytanie, co stało się z drużyną Skorży? Przecież ta drużyna rok temu zdawała się niebywale stabilną siłą.
Wierzyliśmy w to, ale wiedzieliśmy też, jakie miała problemy. Chcieliśmy zdjąć presję z drużyny i mówiliśmy, że celem jest faza grupowa Ligi Europy, że jeszcze może nie jesteśmy gotowi na fazę grupową Ligi Mistrzów. A mimo to wewnątrz drużyny, także w sztabie szkoleniowym, rosły coraz większe oczekiwania i była gigantyczna presja: pierwszy raz od 20 lat to właśnie nam się uda! Każdy ma jeszcze do tego swoje indywidualne cele. Piłkarze z kadr narodowych marzyli o tym, by się pokazać w Lidze Mistrzów, załapać na EURO. Skorża chciał być tym pierwszym, który od czasów Smudy wprowadzi klub do Ligi Mistrzów, licząc że może za chwilę gdzieś tam zakręci się koło reprezentacji. I to wszystko się posypało. Po pierwszym meczu z Bazyleą, gdy już wiedzieliśmy, że będzie bardzo trudno iść dalej. Wtedy chyba pękła ta siła szatni, siła drużyny. Zadecydowała psychologia.
A zjazd wiosenny?
To mamy bardzo dokładnie przeanalizowane. Zdecydowały urazy mechaniczne kluczowych piłkarzy. Szymek Pawłowski – twarz, Karol Linetty – żebra itd. Brak Marcina Robaka, Nicki Bille Nielsena, Dawid Kownacki dopiero wracający po kontuzjach znów wykluczony z gry. Więc takie problemy niby znane wszystkim polskim klubom, ale nam się wydawało, że udało się wyjść z tego zamkniętego kręgu krótkiej ławki. Był taki moment, jeszcze jesienią, gdy wydawało się, że mamy szeroką kadrę, mamy wartościowych zmienników, damy radę. A jednak okazało się, że nie. Gra co trzy dni, do tego loty, podróże. Nie wytrzymaliśmy tego napięcia. Może niepotrzebnie wszędzie staraliśmy się zabierać całą kadrę, może trzeba było część chłopaków zostawić w domu, żeby odpoczywali.
No, ale prezesie – tak ma każdy w ekstraklasie.
A jak długo każdy w tej ekstraklasie gra w pucharach?
Zaczął pan mówić o rundzie finałowej, gdy już nie graliście w pucharach. Mieliście podobny kalendarz, jak reszta.
No tak, ale w tej kwestii wracam do liczby kontuzji podstawowych zawodników. Zobaczymy, jak w tym roku potoczą się puchary, ale chyba za długo się nie potoczą. Realia są brutalne.
No właśnie, niby każdy chce grać w pucharach, a potem okazuje się, że nie chce. Teraz nie gracie i jesteście w bardzo dobrych nastrojach. Macie spokój.
To jeden z elementów zarządzania taką sytuacją. Wiemy, że gramy co tydzień. Mało tego, z naszego widzenia fakt odpadnięcia Cracovii nie jest za szczęśliwy. Raz – bo to polski klub i szkoda, że już odpadł, ale dwa, że im dłużej będą grać w tych pucharach, tym dla nas lepiej, bo rywale będą bardziej zmęczeni. No takie są realia. Bo wiele klubów w naszej lidze po prostu nie ma odpowiednich kadr, żeby grać i w pucharach, i w Pucharze Polski, i w ekstraklasie. W zeszłym roku przecież Piast właśnie to wykorzystał, że grał na jednym froncie. Przy naszym obecnym terminarzu jesteśmy w stanie robić mini obóz przygotowawczy przed każdym meczem, a rok temu tylko jeździliśmy i lataliśmy. Praktycznie nie było treningów. Rozruch przed meczem, mecz, pakowanie, lecimy, rozruch, mecz.
Jednak nie było to nic, czego nie dało się przewidzieć.
Siódme miejsce to złe miejsce, ale można się z niego czegoś nauczyć. Dlatego my tu nie siedzimy, nie biadolimy, tylko staramy się wyciągać wnioski. Z drużyną, sztabem widzimy, że może to było potrzebne, żeby kilku zawodników otrzeźwiało, kilku się zmieniło. Bo gdybyśmy odnieśli umiarkowany sukces – trzecie miejsce, albo niższe i Puchar Polski, to nie wiem, czy byśmy nie przeszli nad tym do porządku dziennego: sezon był ciężki, ale coś tam zdobyliśmy, jest w miarę w porządku. A tak mamy impuls, żeby zrobić silną przebudowę drużyny. Widzimy i chcemy dokonać zmian.
Mówi pan, że wydawało się wam, że macie szeroką kadrę. Skończyło się na tym, że wiosną bywały momenty, gdy trener Urban nie mógł sklecić pełnej ekipy na mecz. Kontuzje były, ale z tym każdy musi się liczyć.
A czy z drugiej strony w naszych warunkach można pozwolić sobie na kadrę 40-osobową? Zresztą zmieniamy nasze podejście do kwestii budowania kadry zespołu. Paradoksalnie chcemy mieć ją w miarę wąską, ale za to lepszej jakości – tak, by wchodzący zmiennik dawał tę samą jakość, co piłkarz podstawowego składu. W oparciu o bardzo dobrą akademię oczywiście tę bardzo szeroką kadrę bylibyśmy w stanie stworzyć, ale chyba nie o to chodzi. Dlatego w ostatnim okresie braliśmy takich piłkarzy, którzy wchodząc do drużyny, mogą dać tę jakość. Tak jak w Superpucharze na przykład – schodzi Gajos, wchodzi Majewski. I nie ma różnicy w grze, nie ma utraty jakości. Chcemy mieć dwudziestkę bardzo dobrego poziomu zawodników. I dziś tak widzimy ten problem. Nie zaś: mamy wielu, ale 13 podstawowych plus reszta.
Macie dwóch fajnych bramkarzy, macie szeroki wybór w pomocy, to fakt. Nawet urazy Pawłowskiego czy Makuszewskiego nie powodują wrażenia straty nie do załatania.
No tak, te kontuzje martwią, bo zdarzyły się tuż przed sezonem, ale oczywiście mamy ten komfort, że ma kto grać w tej strefie. Nie jest tak, że nagle w pomocy musi grać obrońca.
No właśnie. Za to zastanawia wciąż wasz atak. Bille na snajpera na razie nie wygląda, Robak po kontuzji to zagadka, Kownacki nie gra na miarę oczekiwań. Nie brakuje wam tutaj argumentów?
Ruch na pozycji numer „9” wymagałby odejścia któregoś z tych piłkarzy, a to na dziś niemożliwe. Marcin Robak nie miał dotychczas u nas zbyt wielu możliwości gry. W każdym poprzednim klubie był czołowym strzelcem, na treningach w każdej sytuacji piłka obija się o niego i wpada do siatki. Więc chcemy, by on te 10-12 bramek u nas strzelił. Kownacki? Urban mówi wyraźnie: zrobię z tego piłkarza napastnika, zrobię z niego „9”, wiem jak i będę nad tym pracował. Mamy zaufanie do trenera, sam w końcu był napastnikiem, potrafi pracować z młodzieżą i jesteśmy spokojni o Dawida. On ma dobry charakter do pracy, potrafi harować. Jeszcze trochę pokory i zrozumienia. Poza tym to jest 19-latek. Co znaczy, że on nie gra na miarę oczekiwań? Jest jeszcze Nielsen – którego sprowadziliśmy, bo jest silnym napastnikiem, który ma absorbować obrońców, przepychać się z nimi, zmęczyć ich. Tak jak to było w Superpucharze.
No i dochodzimy do linii newralgicznej. Obrona wygląda jak jeden plac budowy.
Zgadzam się…
… zwłaszcza jeśli pozwoliliście prowadzić rozmowy kontraktowe Kadarowi.
Kadar nie jeździ po Europie i nie szuka, tylko prowadzi rozmowy z konkretnym klubem za naszą zgodą. Nie uczestniczy w zajęciach, a my musimy się liczyć z tym, że nie będziemy mieli bardzo dobrego lewego obrońcy, jakim był. I mamy dwie kandydatury na tę pozycję – piłkarzy oglądanych przez skautów, przez trenerów. Gdy sytuacja z Kadarem się wyjaśni, podejmiemy decyzję, kogo bierzemy. Nie jest przecież wykluczone, że negocjacje Kadara potoczą się tak, że jednak on u nas zostanie. Jednak – gdyby odszedł, jesteśmy na to przygotowani.
No, jeszcze tracicie Arajuuriego.
Znów – pamiętajmy, że owszem odchodzi, ale od 1 stycznia. Paulus z nami póki co trenuje, gra. Nie możemy puścić zawodnika tylko dlatego, że za pół roku wygasa mu kontrakt. To byłoby wręcz niedydaktyczne. Choć Paulus zachował się bardzo elegancko. Przyszedł w odpowiednim czasie, uprzedził, że jednak będzie szukał nowego rozwiązania dla siebie. Jest profesjonalistą i wie, że albo Broendby go teraz wykupi, albo będzie do końca grudnia normalnie u nas grał. Pamiętajmy jednak, że poza Paulusem mamy czterech innych stoperów.
Jak wysoka musi być ta oferta?
Kilkaset tysięcy euro, na pewno. Choć nie mówimy tu o górnym pułapie tego „kilkaset”.
A na ile liczycie, jeśli chodzi o oferty za Kadara i Linetty’ego?
Pewnie nasz zarobek gdzieś na poziomie 6 milionów euro musiałaby wchodzić w grę.
Skoro za Kapustkę 4 miliony to było za mało, dlaczego za Linetty’ego miałoby być ok?
To jest tak – za Nikolicia 7 milionów euro też podobno było zbyt nisko. Inter Mediolan za Dudę dawał jakieś miliony. Prezes Leśnodorski, którego lubię i szanuję, mówił: nie, no skąd, nie puszczę go za takie miliony. Szanujmy się, jest tak – wszyscy chcą sprzedać i wszyscy chcą zarobić duże miliony, ale rynek to weryfikuje. Jakoś nie słyszałem, żeby Kapustka czy Nikolić już podpisywali kontrakty. I podobnie wygląda sprawa z Kadarem czy Linettym. Są naszymi zawodnikami i wszystko może się zdarzyć. Oczywiście, możemy mówić, że są do sprzedania za 10 milionów, ale to tylko gdybanie i chciejstwo.
No dobrze, ale przychodzi ktoś, kto za Linetty’ego oferuje gdzieś w okolicach 4 milionów euro. Nie kusi jednak, by przeczekać. By mieć jeszcze chwilę dobrego piłkarza i może kiedyś zarobić jeszcze więcej?
Z Karolem jest trochę inaczej. Gdy przedłużał z nami kontrakt, a mógł tego nie zrobić, umówiliśmy się, że jeśli dostanie dobrą ofertę, którą on zaakceptuje i my zaakceptujemy, nie będziemy robić problemów. Mamy dżentelmeńską umowę i puścimy go. Byłoby nie fair teraz robić woltę.
Bardzo boli brak pucharów i siódme miejsce w lidze? Chwalicie się, że mimo wszystko macie „overbooking” na wszystkie miejsca sponsorskie.
Firmy, biznes chcą się z nami wiązać. Wiedzą, że jesteśmy wiarygodni, że wszystkie zobowiązania wykonujemy rzetelnie. Natomiast, jeśli chodzi o puchary… Oglądałem mecz Cracovii i myślałem: cholera, szkoda, że nie gramy. To zawsze jest przygoda, dużo się dzieje w klubie. Po to się gra cały sezon, żeby potem gdzieś w tej Europie jednak się pokazać. Teraz brakuje nam tych emocji. A finansowo też odczuliśmy to dotkliwie. Różnica między trzecim miejscem a siódmym to trzy miliony złotych mniej od Ekstraklasy. Początek eliminacji pucharowych to dwa miliony złotych. Czy w sumie na tym etapie brakuje nam pięciu milionów. Ale na tyle potrafiliśmy to poukładać, że mimo wszystko nie powoduje to turbulencji. Nie gasimy światła i nie zamykamy drzwi. Po prostu jest gorzej, bo lepiej mieć 5 milionów niż nie mieć. Natomiast robimy transfery, kupujemy zawodników, budujemy drużynę i gramy dalej.
Czyli można powiedzieć, że Lech uniezależnił się od wahnięć w końcowej tabeli? Do pewnego stopnia oczywiście.
Rok temu nie musieliśmy latem sprzedawać zawodnika, by móc dalej funkcjonować. Ale – ujmę to inaczej: zabrakło tych pucharów, żeby zrobić jeszcze jeden krok naprzód. Gdybyśmy i teraz grali w pucharach, mieli te dodatkowe pieniądze i budowali swoją pozycję sportową, pokazywali swoich zawodników i jeszcze dodatkowo sprzedali na przykład Linetty’ego, to moglibyśmy te pieniądze przeznaczyć na nowe inwestycje, na przykład na sztuczne boisko we Wronkach.
Zastanawia mnie niekonsekwencji w kwestii trenera Urbana. Z jednej strony panowie, bo także prezes Rutkowski, opowiadacie że waszym modelem jest trener długofalowy – jak na przykład w M’gladbach, gdzie cztery lata docierał się ze skautingiem, a z drugiej strony z Urbanem podpisujecie umowy na najkrótsze możliwe okresy.
Ta pierwsza umowa to była sytuacja sprawiedliwa dla obu stron. To nie tak, że my mówimy: do końca sezonu i zobaczymy. To także decyzja trenera, który nie chciał długiego kontraktu, bo mogło się okazać, że trafi na ludzi, na zespół, gdzie on będzie niezadowolony. Zwiążmy się na stosunkowo krótki czas i zobaczmy, jak to wygląda. Przecież ta umowa mogła się przedłużyć automatycznie. Tak się nie stało, ale i tak usiedliśmy do rozmowy i powiedzieliśmy, że gramy dalej. Trener dobrze pracuje z młodzieżą, wyciągnął nas z 16. miejsca, wykonał ileś tam rzeczy, które, mimo finalnego wyniku w Ekstraklasie, pozwalają patrzeć optymistycznie w przyszłość.
Czyli to nie kwestia braku zaufania?
Najlepiej, gdyby trener Urban pracował tu i 10 lat – wszyscy byliby najbardziej zadowoleni. To by oznaczało pasmo sukcesów, taka jest prawda.
Byłem za Skorżą, bo zrobił wam wynik rewelacyjny, ale też widziałem, że cierpliwości macie nieskończone pokłady. Ciągle po łbie, po łbie…
Trener też już nie chciał, żeby jego nazwisko się pojawiało w kontekście tego feralnego 16. miejsca. Chyba dobrze, że ostatecznie stało się, jak się stało, ale Skorża to bardzo dobry trener. Nic w tej kwestii się nie zmieniło.
Jako człowieka ekstraklasy nie martwi pana, że odpadamy w pucharach z rywalami, których uważamy za słabszych?
Zdarzają nam się wciąż wtopy, to prawda. Pamiętajmy, że rzeczywistość finansowa jest, jaka jest, co widać po możliwościach przy zatrzymywaniu zawodników w Polsce. Nie jestem w stanie zaoferować takich warunków, żeby chłopak, który chce wyjechać, powiedział: dobra, to ja zostaję tutaj, nie idę do ligi holenderskiej, czy do Stuttgartu, do drugiej ligi niemieckiej. Dlaczego oni mieliby u nas zostawać?
No tak, tylko ja wracam do tego, że nasze kluby wciąż słabo wyglądają w rywalizacji nawet z przeciętnymi ligami. Ten przykładowy Goeteborg swojego Milika też nie jest w stanie zatrzymać.
Ale oni jednak mają w kadrze zawodników, których średnia wartość jest wyższa niż w naszej lidze. Realnie pewnie jednak stać nas na to jako ligę, by te dwa zespoły w tej fazie grupowej Ligi Europy grały. I na tej podstawie trzeba się rozwijać. My wciąż, jako całość ligi, nie szkolimy na tyle szeroko i na tyle dobrze, żebyśmy po odejściu jednego czy drugiego zawodnika byli od razu w stanie go zastąpić kimś spośród wychowanków. Oddajemy, bo musimy, i wtedy zaczynamy szukać zawodników na tę pozycję lub odmrażamy tematy, które czekały od jakiegoś czasu. Zanim taki zawodnik się wkomponuje, zanim okaże się, czy to trafiony transfer, ileś czasu mija. Jako cała liga staramy się budować jej siłę, ale jednym to wychodzi lepiej, innym gorzej. Lech na pewno będzie stawiał na szkolenie i na stopniowe wprowadzanie zawodników do pierwszej drużyny. Inni robią to na inne sposoby. Piast na przykład rok temu wybrał bardzo dobrze grupę piłkarzy, ale siłą rzeczy wiedzieliśmy, że to piłkarze na krótki dystans. Gdzieś tam niechciani czy niedoceniani, tu dawali konkretną jakość. Potraktowali ten rok jako możliwość pokazania się, odbudowania. Żeby móc gdzieś pójść.
No tak, i gwiazda polskiej ligi – Kamil Vacek – trafiła do drugiej ligi czeskiej, bo się nie zmieściła w szerokiej kadrze Sparty Praga.
To znaczy, że Sparta Praga ma zawodników lepszych niż Kamil Vacek.
Ale dlaczego?
Może na przykład płaci lepsze pieniądze i lepsi piłkarze wybierają sobie po prostu lepsze miejsce pracy. Ktoś ma zostać w polskim klubie, by zarabiać jedną czwartą tego, co może zarobić gdzieś indziej?
Lech też płaci jedną czwartą tego, co Sparta?
Nie znam dokładnie zarobków w Sparcie, ale myślę, że one są jednak porównywalne do Lecha, może ciut mniejsze niż w Legii. Zwróćmy uwagę, że do niedawna nikt z porządnych piłkarzy zagranicznych nie chciał przychodzić do polskiej ligi, bo ta kojarzyła się z siermiężnością, słabą infrastrukturą i tym, że nie płacimy na czas. Teraz to się zmieniło. My na przykład zaczęliśmy ściągać Skandynawów. Jak przyszedł jeden i zobaczył, że da się tu żyć, jest sympatycznie, ładne miasto i jeszcze płacimy, to powiedział koledze. I dziś nie mamy problemu z tym, żeby na rynkach skandynawskich kogoś skusić. Bo wiedzą, że to normalne miejsce pracy. Zmienia się opinia o całej lidze. Słyszę głosy, że tej ligi nie da się oglądać… No nieprawda! Jak patrzę na ligę słowacką, czeską, węgierską, to tam dopiero nie ma czego oglądać. Jeden, dwa kluby, a reszta słabiutka, infrastruktura nie ma porównania. Rumuńska – tu się mogę zgodzić, że poziom jest nieco wyższy. I jeszcze jedno. Taki Kadar wie, że u nas nie będzie grał dla 500 widzów, tylko dla kilkunastu tysięcy. Radek Majewski pewnie trzy lata temu w życiu nie przyszedłby do polskiej ligi. Dziś wie, że ta liga się buduje. Ale oczywiście z pewnymi ligami nigdy nie będziemy rywalizować, ale są takie, z którymi możemy.
Było coś na rzeczy z Vackiem? Teoria, że Piast miał go wykupić za pieniądze Lecha coś panu mówi?
Nie mieliśmy nic wspólnego z tym pomysłem. Czytałem, owszem, z wypiekami na twarzy. Ależ sobie ktoś wymyślił! Nawet komentarze, że już od 1 lipca się pojawi. W sezonie ogórkowym ludzie różne rzeczy wymyślają. Nie ma tematu Kamila Vacka w Lechu, choć to dobry piłkarz.
Jacyś tacy „wycofani” jesteście, jeśli chodzi o społecznościowe gry i zabawy słowne. Nikogo nie szczypiecie, na zaczepki też nie lubicie publicznie odpowiadać. Rozmawiałem jakiś czas temu z trenerem Rumakiem, który w Lechu znany był z kilku ripost. On powiedział, że dla takiego klubu jak Lech to też jest element gry, rywalizacji, że trzeba w nim uczestniczyć.
To pewnie też zależy od charakteru, od tego jak sztaby marketingowców „ustawiają” prezesów. Jaką robotę wykonają PR-owcy. Owszem, zastanawialiśmy się nad tym. Obecność prezesów na Twitterze czasem pokazuje, że łatwo się zagalopować – w kwestiach różnych. I piłkarskich, i klubowych, i nawet politycznych. A poza tym nie jest tak, że to jedyny obieg informacji. Wciąż funkcjonują smsy, komórki… I tymi smsami na przykład z prezesem Leśnodorskim też się można przerzucić. A to ma tę zaletę, że nikt poza nami tego nie czyta. Myślę, że na dziś prezes Leśnodorski dobrze się czuje ze swoim sposobem funkcjonowania w mediach, a ja ze swoim. Pamiętajmy też, że Poznań jest stosunkowo małym miastem. Tu partnerów biznesowych, czy też zwykłych kibiców spotyka się na każdym kroku.
Nie wiem, czy po finale Pucharu Polski chciałbym się spotykać z kibicami…
Ja się z nimi spotkałem. Musiałem wyjaśnić pewne sytuacje.
I co, wyjaśnił pan?
Trzeba rozmawiać, cokolwiek by się nie działo. Przecież to nie jest tak, że siedzimy i poklepujemy się po plecach. Finał Pucharu Polski to była olbrzymia frustracja. Ale absolutnie nie usprawiedliwiam. Przeciwnie – potępiam rzucanie rac na murawę.
To wyciągnęliście jakieś konsekwencje wobec tych, co rzucali?
Organizator musi wyciągnąć te konsekwencje. My byliśmy tam gośćmi, nie mieliśmy nawet narzędzi do monitorowania tego, co się dzieje. Ponieśliśmy dotkliwą karę finansową jako klub. Ale z kibicami staramy się cały czas rozmawiać. I tych spotkań mamy naprawdę wiele. Nie ma innej drogi.
Rozmawiał Marcin Kalita
dawid kownackiekstraklasaJan Urbankamil vacekKarol KlimczakKarol Linettylech poznańmaciej skorżaPaulus ArajuuriTamas Kadar
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Fejs 2 fejs | Lech Poznań | Polecane