Ale Kan(te)onada! Ktoś powinen wcześniej rzucić ręcznik

Autor wpisu: 27 października 2019 20:13

W boksie mają dobrą formułę gdy dochodzi do pojedynku tak nierównych rywali jak Legia i Wisła w niedzielę. Ktoś rzuca ręcznik i jest po zawodach. W futbolu to tak nie działa, więc Legia mogła spokojnie i równomiernie miażdżyć gości z Krakowa przez całe 90 minut i słusznie wygrała aż 7:0.Wisła mentalnie nie dojechała na ten mecz. Słaba, rozbita, zagubiona i jakby bez ambicji. Co dziwi, bo w składzie ma takich wojowników jak Marcin Wasilewski czy Maciej Sadlok. W tej ekipie coś pękło, nie będzie łatwo to posklejać.

Żal tej Wisły Kraków, bo to co przeszedł ten klub w ostatnich latach – okradany przez własnych działaczy i własnych kiboli – to przekracza ludzkie pojęcie. Tak zasłużony klub był systematycznie niszczony i gdyby nie jeden odważny dziennikarz – Szymon Jadczak, to już by tej Wisły nie było. Ona nadal walczy o byt, ale ciągle – mimo starań – nic tam nie jest poukładane. A jak się ktoś dwa lata topi i nikt mu ręki nie poda, to się pewnie utopi.
Szkoda by było, bo Wisła może polecieć w dół tak nisko jak np. Ruch Chorzów. Nie stać polskiego futbolu na niszczenie naszych klubów-legend. A jednak – jak to w polskim futbolu – nadal wszyscy są odwróceni, nadal nie widać, żeby ktoś się rzucił na pomoc tym trzem facetom, co to próbują od roku gasić na Wiśle pożar. Temu klubowi coś są winne i władze Krakowa (dziś niechętne do ugody w sprawie zaległości finansowych za wynajem stadionu), władze i służby państwowe (za udawanie ślepych) i PZPN, który powinien robić alarm na cały świat, że tam kradną, a zamiast tego bawił się z Wisłą i ludźmi, którzy ją rozkradali, w jakąś dziwną formę podchodów z licencją.
Czy ktoś pomoże – ale tak naprawdę – tej Wiśle? Szybko się przekonamy.

Teraz o samym spotkaniu w Warszawie.
Przed tym meczem zasadnicze pytanie brzmiało: czy wygrana z Lechem była oznaką przełamania Legii już na dobre, czy też było to tylko jednorazowe przebudzenie i budować na tym świetlanych planów nie można. Po meczu z Wisłą Kraków jest uspokojenie, że Legia wróciła na właściwe tory, ale – z drugiej strony – tej wygranej nie można również przeceniać, bo mało jest na ten moment słabszych sportowo ekip w Ekstraklasie niż „Biała Gwiazda”.
Przecież Wisła przyjeżdżała na Łazienkowską zdołowana aż pięcioma porażkami z rzędu, więc Legia miała – przynajmniej teoretycznie – obowiązek gości z Krakowa ograć. I to najlepiej wysoko. Szczególnie, że trener Maciej Stolarczyk – wbrew wcześniejszym obawom sztabu Legii – nie mógł skorzystać ani z Kuby Błaszczykowskiego, ani Vullneta Bashy ani Davida Niepsuja.
Tyle, że Legia – ostatnimi czasy – nie lubi grać w roli faworyta.
A wszyscy jej piłkarzom mówili w ostatnich dniach, że Wisła Kraków to jest teraz tak kiepska drużyna, że gospodarzom zwycięstwo przyjdzie łatwo. Niemal bez wysiłku. Mieli rację, ale przed meczem nie było to tak oczywiste.
I właśnie takiego „gadania” trener Vuković bał się najbardziej. – Nie chcę, żeby ktokolwiek w mojej drużynie w ten sposób myślał. Ludzie! Dopiero co wygraliśmy jeden mecz po dwóch kolejnych porażkach, a już się zaczyna, że mówienie o łatwym zwycięstwie. A ile to meczów w tym sezonie wygraliśmy większą różnicą goli, niż jedna bramką? Jeden? – tonował nastroje „Aco” Vuković przed meczem. I całkiem słusznie, bo jeśli coś w ostatnich czasach wyraźnie szkodziło Legii to szybkie wpadanie w samozadowolenie i przekonanie, że rywal kiepski to mecz sam się wygra… Tak jak to było w Płocku, gdzie tamtejsza Wisła była jeszcze w ciężkim kryzysie i Legia „za frajer” oddała jej punkty. Dziś ekipa z Płocka to lider Ekstraklasy (tak tak, takie jaja!), ale to Legia pomogła jej odbudować morale grając swój najgorszy mecz w sezonie.

W niedzielę trener Vuković nie mieszał za bardzo w składzie w porównaniu do meczu z Lechem. Może jest tak, że nie ma co mieszać w „garnku”, jak nie bardzo jest co do niego włożyć. A Vuković nadal nie może korzystać z Cafu, Vesovicia czy Stolarskiego, a Walerian Gwilia na razie zaczyna mecze z ławki. Czyli jak nie ma lepszych to gramy tym co było (wskoczył do składu Jędrzejczyk, wyskoczył Rocha).
Legia szybko zdobyła bramkę i od razu po golu podeszła do rywali wysokim pressingiem, nie dając im swobodnie rozgrywać piłki. To był dobry pomysł na piłkarzy Wisły, którzy szybko zwątpili w swoje umiejętności. I strasznie polegli. Nawet można powiedzieć, że wstydliwie.

Piłkarzem meczu został Jose Kante. Ostatniego gola w Ekstraklasie strzelił w wakacje, ale… ubiegłego roku. W niedziele zapakował Wiśle aż trzy! On jest bohaterem oczywistym.
Mniej oczywistym jest Michał Karbownik. Miał asysty przy dwóch golach, ale mnie bardziej chodzi o to, że chłopak – niezależnie od tego, gdzie go wystawi Vuković – ciągnie grę Legii do przodu. Umie grać, nie boi się piłki, śmiało drybluje i robi gigantyczne postępy z meczu na mecz. Nie chcę go zagłaskać, ale  postawię tezę, że będzie to w Legii… nowy Sebastian Szymański, bo ma potencjał podobnego formatu. A ma szansę się rozwinąć, bo trafił na mądrego trenera i przyjazne środowisko.
– Dramat… Brak słów na to, co zagraliśmy – mówił już w przerwie obrońca Wisły, Rafał Janicki. Szczerze to chłop powiedział. Wisła już do przerwy była zespołem rozbitym, z zupełnie innej półki niż gospodarze. Takim, który w drugiej połowie mógł grać już jedynie o honor. Ale i tego nie uratował, bo to co ten Janicki zrobił przy siódmym golu Legii, to wręcz kompromitacja. I to trzykrotna. Najpierw kopnął piłką w plecy partnera z drużyny, a gdy futbolówka do niego wróciła to ją… stracił. A jak stracił to zgubił krycie Niezgody, który łatwo strzelił gola… Oj, jakie to było złe. Janicki się raczej tej nocy nie wyśpi.

Legia zagrała bardzo dobry mecz ze słabym przeciwnikiem. Należą się jej oklaski i pochwały. Ale do tej beczki miodu dorzucę łyżkę dziegciu. Łatwiej będzie przełknąć krytykę po wysoko wygranym meczu.
Bo Pawłem Wszołkiem, który zdobył w niedzielę gola i miał asystę przy 7. golu, póki co, się nie zachwycam. Nigdy, nawet w najlepszych swoich czasach, nie był zawodnikiem wybitnym. Może wyróżniającym, to wszystko. I mecz z Wisłą zaczął od trzech (sic!) zablokowanych dośrodkowań i jednego zablokowanego strzału. No słabo jak na skrzydłowego… Wiem, że Wszołek miał też taką pół asystę przy pierwszym golu Jose Kante, ale będąc złośliwym mógłbym powiedzieć, że  i w tym przypadku jeden z wiślaków przeciął to podanie. A zrobił to tak niefortunnie, że podbił lecącą po murawie piłkę wprost na głowę Jose Kante. Jakby piłka szła po ziemi to raczej nie trafiłaby do Gwinejczyka. Później Wszołek miał jeszcze kilka niecelnych podań i próbę strzału z pięciu metrów po genialnej wrzutce w wolnego Antolicia. Ale i z tej najbliższej odległości Wszołek trafił w bramkarza. Widać, że nie jest w formie (piszę to mimo gola i asysty), że podejmuje złe decyzje, że spóźnia podania i strzały, ze gra nie w tempo.
Żeby nie było nieporozumień. Nic nie mam do Wszołka, jeśli traktujemy go jedynie jako uzupełnienie kadry, faceta, który się przydał w trudnym momencie. Ale – moim zdaniem – Wszołek to nie jest piłkarz, który da Legii jakość w meczu z trudnym rywalem. Ot takim gdzieś na poziomie fazy grupowej Ligi Europy. A przecież tą miarą powinniśmy mierzyć przydatność piłkarzy do Legii.

Zupełnie przeciwne odczucie mam w stosunku do osoby Igora Lewczuka. Gdy wracał do Legii wydawało się, że pozyskanie 34-letni zawodnika, które wszystko co najlepsze ma za sobą, to nie jest dobre posunięcie. A jednak były gracz Bordeaux udowadnia, że ten powrót do Legii miał sens. W obronie gra  pewnie i na razie „wyleczył” ze składu takiego zawodnika jak William Remy, który mecze Legii ogląda teraz z perspektywy ławki rezerwowych. W jednej z akcji, mimo że Lewczuk miał wyjściowo sporą stratę do Pawła Brożka, dogonił napastnika Wisły i wybił mu piłkę.–  Brawo Igor! – wyskoczył z pochwałami w kierunku stopera „Aco” Vuković z zaciśniętymi pięściami. Bo właśnie o taki stopień koncentracji chodziło trenerowi Legii.
Jedno zdanie o Arturze Jędrzejczyku. Kapitan Legii to dobry duch tej drużyny i obrońca, który daje jakość. Dopiero co nie grał z Lechem, bo był zawieszony za 4. żółtą kartkę w sezonie. I „Jędza” przy stanie 4:0 z Wisłą wali z łokcia w wyskoku do piłki Lukasa Klemenza, łapiąc 5. kartkę w sezonie. Po co? No po co? Przy takim wyniku to sobie można grać, za przeproszeniem „lelum polelum” i pokazywać sędziom, że się gra czysto i fair. I o tym, piłkarz taki jak Jędrzejczyk, z ambicjami na reprezentację Polski, musi wiedzieć. To znaczy on wie, tylko w ferworze walki, tak mu się jakoś zapomina…
Legia odrabia starty i idzie w górę tabeli. I co to oznacza?
Ano nic to nie oznacza. Bo w lidze, w której liderem jest Wisła Płock, to może się zdarzyć już wszystko. I burza, gradobicie i koklusz. Tu nie ma mądrych.

Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa

  • smutas

    To był mecz, gdzie jedna drużyna grała, a druga udawała,że gra. Tu nie ma co pisać o jego poziomie i zachwycać się skutecznością Legii. Wisła w tej chwili to obok Arki najsłabsza drużyna w lidze.Za tydzień z tą Arką- Legia zmierzy się w Gdyni. Zobaczymy czy tam zdobędzie 3 punkty, stadion Arki nie leży zbytnio legionistom. Wracając do meczu i oceny redaktora to nie zgadzam się z tym dziegciem.Ja też nie zachwycam się Wszołkiem, pamiętam go jeszcze z Polonii.Nie jest zawodnikiem wybitnym, ale redaktorze w Legii nie ma w tej chwili wybitnych zawodników i Wszołek , mimo ,że nie jest w pełnej dyspozycji, nie odbiega zbytnio poziomem od innych, np.Stolarskiego, Rochy, Novikovasa. Co do Lewczuka pełna zgoda, mimo upływu lat jest jak stare czerwone wino, coraz lepsze. Trudno się temu dziwić, wszak wrócił z Bordeaux, a tam czerwone wino – palce lizać.No i Karbownik. Śmiała teza,że rośnie nam nowy Szymański.Ma papiery na granie,widzi boisko,ma ciąg na bramkę, drybling.Życzę mu osiągnięcia takich sukcesów, jakie ma mimo młodego wieku Sebastian,ale nie chwalmy dnia przed zachodem…….. No może mu ,,mądry” trener i przyjazne środowisko pomogą, ale najwięcej sobie może sam Michał. W Legii mieliśmy jeszcze niedawno innego Michała – Kucharczyka.Może pójdzie w jego ślady.

  • smutas

    Pisząc,że Legia nie ma w tej chwili wybitnych piłkarzy,to ciut skłamałem. Jest jeden Luquinhas- przerasta wszystkich w tej lidze o dwa piętra,mimo,że sam jest skromnego wzrostu.Gdyby był odrobinę skuteczniejszy i nie w gorącej wodzie kąpany- byłby jak na naszą ligę zawodnikiem kompletnym.

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli