Jak się człowiek za długo cieszy, to może skończyć z ręką w nocniku

Autor wpisu: 7 stycznia 2016 07:15

O czym rozmawia się w święta w domu u Zielińskich? Dlaczego trener Cracovii tak rzadko się uśmiecha i dlaczego Pasy w tym sezonie nie są przygotowane do walki o mistrzostwo Polski? Rozmawiamy z Jackiem Zielińskim, trenerem Cracovii.


FUTBOLFEJS.PL: Nie wypada inaczej zacząć – gratuluję nowego kontraktu z Cracovią. 
JACEK ZIELIŃSKI (trener Cracovii): Dziękuję, ale gratulacje będę przyjmował, jeśli uda mi się umowę wypełnić.

Jakie znaczenie ma taki gest dla trenera? Bo rozumiem, że w ten sposób prezes Janusz Filipiak docenił pana pracę.
Prezes docenił moją pracę, to raz. Dwa – pokazuje w ten sposób, że na dłuższym dystansie chcemy zrobić zespół, który stanie się kolejną siłą w polskiej piłce, a nie tylko broniący się co roku przed spadkiem.

Gdy słyszymy o długoterminowych umowach podpisywanych przez prezesa Filipiaka, przypomina się historia Wojciecha Stawowego i jego dziesięcioletni kontrakt rozwiązany po miesiącu.
Ja akurat znałem kulisy tej umowy i jej rozwiązania, i nie łączę tego ze swoją osobą. Natomiast zdaję sobie sprawę, że wypełnienie kontraktu w piłce, szczególnie w polskiej, jest sprawą trudną. Póki co, nie zaprzątam sobie tym głowy.

Udało się oderwać i odpocząć od piłki w święta? Tuż przed Wigilią udzielał pan wywiadu synowi Tomkowi dla sport.pl. Drugi syn, Maciej, jest dyrektorem agencji menedżerskiej ProSport Manager. 
Odpocząć się udało, oderwać nie, bo u nas w domu przeważają dyskusje na temat piłki. Dużo rozmawialiśmy, ale też dlatego, że rzadko się spotykamy. Synów widzę przeważnie z okazji świąt, bo nasze drogi rozeszły się po kraju i nic w tym dziwnego, że rozmawialiśmy o futbolu. Żona jest do tego przyzwyczajona i nie ma z tym problemów. Ale porozmawialiśmy nie tylko piłce.

Trenerowi nie jest potrzebny taki totalny reset od futbolu?
Nie. Inna sprawa, że nie rozmawialiśmy za dużo o Cracovii, poza wywiadem z Tomkiem. Dyskutowaliśmy ogólnie o piłce – o światowych trendach, o tym, co na topie. Od Cracovii miałem chwilę spokoju, ale wkrótce był noworoczny trening, więc nie trwało to długo. Zresztą trudno tak całkowicie uciec od pracy.

Oprócz analizowania meczów Cracovii i podglądania spotkań rywali z ekstraklasy, na jaką ligę pan najchętniej zerka w wolnych chwilach?
Od dawna najbardziej lubię ligę angielską.

Jakiś konkretny klub? Która z filozofii gry jest panu najbliższa?
Trudno mówić o jakiejś filozofii, bo to się zmienia. W ostatnich latach najbardziej powtarzalną drużyną była Chelsea, solidnie wygląda Arsenal, ale ja od dawna kibicuję Liverpoolowi, mam sentyment do tego klubu.

Jak się panu podoba zespół prowadzony przez Jürgena Kloppa? Widzi pan jego rękę?
Za wcześnie, by już coś wniósł. Na to trzeba będzie poczekać przynajmniej jedno okienko transferowe. Po odejściu Stevene’a Gerrarda ten zespół potrzebuje nowego lidera, który nie narodzi się z dnia na dzień, na to potrzeba czasu.

Ile trener potrzebuje czasu, żeby odcisnąć pieczątkę na zespole?
Tak z pół roku jest potrzebne, żeby mówić o jakichś zwiastunach czegoś.

Sylwester spędzony w klubie w towarzystwie sztabu szkoleniowego – to nowość dla pana?
Tak. To wiązało się z tym, że następnego dnia mieliśmy trening noworoczny. To była fajna zabawa w rodzinie Cracovii, taka typowa impreza Pasów z wieloma kibicami. Bardzo fajne dwa dni.

A mógł pan spędzić Sylwestra gdzieś indziej?
Nie wypadało. Taka jest tradycja, że trener pierwszej drużyny bierze udział w imprezie klubowej, tego się w Cracovii pilnuję, ja nie mam nic przeciwko.

Co pan robił w ostatniej przerwie w pracy przez prawie półtora roku? Po odejściu z Ruchu a przed Cracovią?
Zagospodarować tyle czasu, to jest kawał przedsięwzięcia. Przede wszystkim podreperowałem trochę zdrowie, poddałem się operacji kolana. Dokuczało mi to od dłuższego czasu. Pobyłem też długo w domu z żoną, która wcześniej widywała mnie bardzo rzadko. Przez ten czas nabrałem trochę dystansu do tego co się działo w polskiej lidze. Komentowałem mistrzostwa świata w Brazylii, więc trochę z innej strony popatrzyłem na tę wielką piłkę. Jestem w komisji licencyjnej przy PZPN, więc brałem udział w szkoleniach młodych kadr trenerskich. Były zajęcia z piłką, ale w trochę innym wymiarze.

Czyli nie było żadnego stażu u Pepa Guardioli albo Jose Mourinho?
Nie, na żadnych stażach nie byłem, ale przerabiałem różne materiały, które można ściągnąć z internetu, albo powymieniać się z innymi trenerami. Miałem czas żeby je przejrzeć, popatrzeć na to jak inni grają i głośno zadać sobie pytanie: co by było, gdybym ja był w tym miejscu? Było sporo rzeczy, które pomogły mi po Ruchu dojść do siebie i – co najważniejsze – wyciągnąć wnioski. Myślę, że jest to widoczne.

Co najbardziej panu pomogło?
Ja generalnie staram się jak najmniej wypowiadać na temat tego, co się działo w Ruchu. Nie wyszło mi, ale to jest wpisane w zawód trenera. Nie miałem jednak powodu, by mieć jakieś myśli samobójcze i popełnić harakiri. Stało się, wyciągnąłem wnioski. Nie jest tak, że byłem największym winowajcą tego, co się stało. Było wiele czynników, które szwankowały, natomiast ja zapłaciłem za to głową i tak w życiu bywa.

Chciałem zapytać co panu najbardziej pomogło w tej przerwie?
Wiele rzeczy. Każdy w takich sytuacjach robi resume. Myślę, że ten czas wykorzystałem dobrze.

To zapytam inaczej: jak się zmienił trener Zieliński od czasu pracy w Ruchu?
Nie jest tak, że do Cracovii przyszedłem jako inny człowiek i inny trener. Bzdura zupełna, jeśli ktoś tak myśli. W dalszym ciągu jestem tym samym człowiekiem i trenerem, tyle że bogatszym o doświadczenia, zwłaszcza o te z Ruchu.

Nie zmienił pan na przykład podejścia do piłkarzy?
Nie. Ci którzy mnie znają mogą to potwierdzić. Nie na tym to polega, żeby nagle zacząć wszystko robić na odwrót.

Ale na pewno pan analizował jakie błędy popełnił?
Oczywiście. Na tym polega ta praca. Analiza tego, co się zrobiło źle i myślenie o tym, jak to się sprawdzi w innym klubie.

Nie jest pan w stanie podać jednego przykładu największej, konkretnej korekty, której pan dokonał u siebie?
Nie.

Na czym więc polega fenomen transformacji, której pan dokonał w Cracovii?
Nie ma tu żadnych czarów, nie jest to żaden fenomen. Trafiliśmy z chłopakami na nić porozumienia, szybko pojawiła się chemia między nami i wszystko ruszyło. Było kilka korekt w składzie, dużo rozmów oczyszczających głowy, może trochę inny schemat gry. Dużo czynników, które rzucone pojedynczo nie robią wielkiego wrażenia, ale które akurat w tym przypadku zadziałały.

Jaką drużynę pan zastał, gdy przychodził? Rozbitą mentalnie?
W to rozbicie mentalne specjalnie nie wierzę, bo zespół mentalnie rozbity w ciągu tygodnia nie wstaje z kolan. Był lekki dołek, bo wiadomo, że zmiana trenera nie jest przyjemną sprawą.

Lech wstał w tydzień po przyjściu Jana Urbana, a był totalnie rozbity.
Ale to jest mistrz Polski, bardzo dobry zespół. Nie szło im jakiś czas, ale mówienie o odrodzeniu się z popiołów jest trochę na wyrost, to dorabianie ideologii. Lech zaczął wygrywać, z tym że też niektóre mecze wygrywał na żyle, z dużą dozą szczęścia. Spokojnie z tym wszystkim, to trochę trwa. To nie jest tak, że my wygraliśmy z Zawiszą i już wszystko było OK. Dopiero następne mecze nas budowały.

Jako trener bardziej wierzy pan w sprawy taktyczne czy mentalne?
Wszystko musi być na swoim miejscu, trzeba pracować nad każdym elementem: taktyka, technika, zespół, chemia, dyscyplina itd. A do tego potrzebna też jest doza szczęścia, bo bez niej – ani rusz. Ale na samym szczęściu bazować się nie da.

Gdy przychodzi pan na rozmowę w sprawie pracy, na przykład do Cracovii, ma pan już konkretny pomysł na drużynę czy to rodzi się dopiero w trakcie, a rozmowa z właścicielem ma charakter ogólny?
Jeśli przyjeżdżam na rozmowy do klubu, to już muszę mieć wiedzę o drużynie. W Polsce zna się piłkarzy, zespoły. Trzeba mieć też jakiś pomysł jak to ma wszystko wyglądać. Ja ten pomysł miałem i myślę, że to było od razu widać. To nie były gwałtowne ruchy i szukanie rozwiązań. Przychodząc znałem już skład drużyny, która w piątek miała wyjść na mecz z Zawiszą w Bydgoszczy. Ja już ten zespół widziałem.

Jak bardzo ten pomysł ewaluował z czasem?
On się tylko potwierdził.

Cracovia gra atrakcyjny, ofensywny futbol. Ale strzelanie goli kosztuje też bramki. Wspomniał pan w jednej z rozmów, że chciałby zimą przede wszystkim uszczelnić obronę.
To, że angażujemy tylu zawodników w grę ofensywną oznacza, że odkrywamy się z tyłu. Ale myślę, że część z tych bramek, które straciliśmy, mogliśmy uniknąć, bo to były nasze proste, indywidualne błędy. Pracujemy nad tym z ludźmi, których mam, ale nie ukrywam, że jeśli myślimy o postępie, musimy tę formację wzmocnić. I nad tym też pracujemy.

To jest priorytet?
Priorytety nie zmieniają się od czerwca. Już wtedy mówiłem, że potrzebujemy „dziewiątki” i chcemy też uszczelnić tyły.

Nie ma zagrożenia, że wzmocnienie defensywy odbędzie się kosztem gry ofensywnej?
Myślę, że nie, bo nie zmieniamy swojego stylu. Będziemy próbować grać w ten sam sposób, oczywiście z założeniem, że tyły muszą być szczelniejsze.

Czy Cracovia jest drużyną, w której najbardziej wyraża pan swój warsztat i charakter trenerski?
Tak. Myślę, że to co kiedyś mi się podobało i co chciałem spróbować, w Krakowie jest dość wyraziste i wyraźne. Ale też w Lechu, zwłaszcza w drugiej połowie mojej tam pracy, w drugiej rundzie, w której szliśmy po tytuł mistrzowski i walczyliśmy w europejskich pucharach, graliśmy ofensywnie.

Skąd powszechne kojarzenie pana z grą defensywną?
Ktoś to kiedyś wymyślił, chociaż ja wiele razy tłumaczyłem, że to totalna bzdura, że jest ogromna różnica między zespołem grającym dobrze w defensywie, a zespołem defensywnym. Utarł się taki stereotyp, zmieniałem zespoły, a ktoś ciągle tę opinię powielał.

W co celuje Cracovia w tym sezonie? W mistrza?
Spokojnie. Nie może być tak, że zespół, który parę lat z rzędu broni się przed spadkiem, po jednej udanej rundzie mówi o mistrzostwie. Wiem, że ktoś poda przykład Piasta, natomiast w maju zobaczymy jak to wszystko będzie wyglądało. Na razie mówienie o mistrzostwie jest trochę na wyrost. To musi być proces cykliczny, który trwa latami – budowa drużyny, schemat organizacyjny itd. Nie jesteśmy przygotowani do żadnej walki o mistrzostwo.

W szatni też pan tak chłodzi głowy piłkarzy?
Nie muszę, chłopcy chodzą twardo po ziemi. Cieszymy się z tego co jest, każdy kolejnym wygranym meczem. Do czego nas to doprowadzi – zobaczymy.

Pan to co się dzieje przyjmuje z kamienną twarzą, ale nie wierzę, że od środka radość z tego co udało się zrobić nie rozsadza pana?
Zarzuca mi się, że się mało uśmiecham, ale ja mam taki styl bycia i charakter. Ale potrafię się śmiać, bawić i cieszyć natomiast trzeba pamiętać, że za kilka dni jest kolejny mecz i jak się człowiek odpowiednio wcześnie nie przestanie cieszyć, to skończy z ręką w nocniku. Jestem uodporniony, miałem w życiu kilka sytuacji w pracy trenerskiej, że się cieszyłem i cieszyłem, a nagle sprawa się kończyła. Na razie nie ma się co cieszyć, bo my jeszcze nic nie ugraliśmy.

Ale jeśli nie teraz, to kiedy sięgać po mistrzostwo? Legia gra średnio, Lech został z tyłu, prowadzi Piast…
To jest ocena po 21 kolejkach. Ta druga część sezonu – dla nas, dla Piasta – będzie znacznie trudniejsza. I my się z tym liczymy. Nie jesteśmy już anonimową Cracovią, Piast nie będzie anonimowym Piastem, nie będzie już nam się grało tak łatwo, na to musimy się przygotować.

Będzie pan wybredny w oknie transferowym?
Chcę ściągnąć konkretnych zawodników, dwóch, góra trzech. Nie będzie żadnej rewolucji.

Jaki ma pan wpływ na to co się stanie z Bartoszem Kapustką czy Denissem Rakelsem?
Jesteśmy po rozmowach z jednym i drugim. Zdaję sobie sprawę, że większą siłę perswazji, większy wpływ mamy na Bartka, który stoi przed dużą szansą pojechania na EURO 2016 i myślę, że najłatwiej mu będzie to osiągnąć grając dobrze w Cracovii. Denissa przekonujemy, ale on ma wpisaną w kontrakcie umowę odstępnego i my mamy na to niewielki wpływ. Nie oszukujmy się, będzie ciężko go utrzymać.

Pan przygotowuje drużynę z założeniem, że go nie będzie?
Zakładam wariant optymistyczny, że do czerwca obaj zostają w Krakowie i gramy w tym samym zestawie osobowym plus nowi gracze, którzy dojdą. Trudniej będzie w czerwcu, ale mamy jeszcze pół roku, żeby pewne rzeczy przewidzieć i przemyśleć.

Czy Bartek Kapustka ma skłonności, żeby się zatracić?
Nie, nie. To co się stało, to był przypadek, który się więcej nie powtórzy. Jestem o niego spokojny.

Jako trener Cracovii co pan myśli o tym, co się dzieje w Wiśle?
Jestem z zewnątrz i na pewne sprawy patrzę inaczej. Dla dobra krakowskiej piłki bardzo ważne jest, żeby oba kluby funkcjonowały jak najlepiej. Dla rozwoju Cracovii potrzebna jest mocna Wisły. Wtedy poziom tej rywalizacji będzie jeszcze wyższy i wtedy mecze derbowe nakręcają koniunkturę na piłkę w Krakowie.

Na koniec dwa słowa o planie przygotowań. Pod jakim kątem je pan układał?
Szlifujemy schematy, które do tej pory robiliśmy. Chcę też trochę popracować nad sprawnością piłkarzy. Krótki okres przygotowawczy, krótki obóz w Wałbrzychu, później zgrupowanie w Hiszpanii, kilka gier kontrolnych i 13 lutego już jest liga więc nie ma czasu, żeby się rozpędzić.

Rozmawiał: PIOTR WIERZBICKI

Inne artykuły o: Cracovia | Ekstraklasa | Fejs 2 fejs | Hit

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli