Gula w Pilźnie miał ogromne zaufanie piłkarzy i szefów, ale sobie nie poradził
Autor wpisu: Marcin Kalita 7 czerwca 2021 20:31
Gdy czytam, że Adrian Gula w Czechach radził sobie świetnie, że miał bardzo dobry wynik, bo Viktoria Pilzno zdobywała średnio 2 punkty na mecz, albo że to hit, iż szkoleniowca do Wisły Kraków udało się ściągnąć z ligi o wiele lepszej niż nasza, śmiać mi się chce. Prawda jest taka, że Gula w Viktorii poległ na całej linii mając całą furę zaufania ze strony klubowych władz, a po zwolnieniu nie miał najmniejszych szans na zatrudnienie w klubach, które trenerom płacą więcej niż w Polsce.
Stanowczo podkreślam – nie mam żadnych uprzedzeń do trenera Guli. Był czas, gdy z przyjemnością patrzyłem na grę jego Viktorii (tyle, że było to na początku jego kadencji w Pilźnie), ujmował tym, że nie uciekał przed rozmowami, gdy jego piłkarzom nie szło i wstydliwie tracili punkty w meczach ze słabszymi od siebie. Inna sprawa, że ma tendencję do koloryzowania i szukania zaskakujących usprawiedliwień, co oczywiście nie czyni go słabym trenerem.
Przeciwnie – po stronie jego atutów należy wymienić niewątpliwie sukcesy w lidze słowackiej (która jednak poza czołowymi dwoma, trzema zespołami, jest słabiutka), pracę z reprezentacją młodzieżową, wychowanie kilku niezłych piłkarzy i praca z technologicznymi nowinkami (choć skuteczność tych nowinek wielu podważa).
Akurat, jeśli chodzi o postHyballową Wisłę ma jeszcze jedną ważną cechę – piłkarze na ogół go lubią. W Viktorii, gdyby nie wstawiennictwo piłkarzy u władz klubu, Gula przestałby pracować już w grudniu! Czyli kompletnie inne klimaty niż niedawno w Krakowie.
Gdy jednak czytam, że okres pracy w Pilźnie był udany, a zwolnienie po serii słabszych meczów, to jest to po prostu nieprawdą. Gula w Viktorii Pilzno, klubie, który w ostatnich ośmiu latach trzy razy (!) grał w grupie Ligi Mistrzów, potocznie mówiąc wyłożył się na całego.
Jego drużyna dobrze grała tylko tuż po jego przyjściu, czyli wiosną 2020. Skutecznie, efektownie, bez porażek. Ze Slavią o mistrza i tak jednak nie miała szans na rywalizację, dlatego sformułowanie „rywalizowała ze Slavią o tytuł”, które zdarzyło mi się przeczytać, to bajki.
Sezon 2020/2021 został jednak przez Gulę dokumentnie skopany. Już na dzień dobry falstartem, bo Viktoria pod jego wodzą miała wrócić do fazy grupowej europejskich pucharów. Najpierw jednak w absurdalnych okolicznościach przegrała mecz z AZ w eliminacjach Ligi Mistrzów, a potem zagrała popularną padlinę w decydującym meczu o awans do Ligi Europy z Hapoelem Beer Sheva. Dla takiego klubu jak Viktoria drugi rok bez fazy grupowej to szok i bolesny cios finansowy.
W czeskiej lidze był raz lepiej, raz gorzej, ale raczej gorzej. Jesienią Gula notował gorsze wyniki niż poprzednik zwolniony rok wcześniej (Pavel Vrba), na koniec 2020 jego zespół zanotował aż 7 porażek i miał najgorszy klubowy wynik od sezonu… 2008/2009!
W ostatnich kolejkach roku Gula przegrał pięć z siedmiu meczów. W Czechach czekano już na komunikat o zwolnieniu. Wydawało się nieprawdopodobne, by Gula to przetrwał, a jednak – po części dzięki wstawiennictwu piłkarzy – tak się stało. Ogromne zaufanie szefów klubu na nic się zdało. Wiosną Viktoria grała znów w kratkę. Raz lepiej, raz gorzej. Gdy Gula został zwolniony była bliska niezakwalifikowania się do europejskich rozgrywek pierwszy raz od… 2009 roku!
Finał Pucharu Czech? Też dużo można tłumaczyć, ale prawda jest taka, że Viktoria miała dużo szczęścia do rywali na swojej pucharowej drodze.
Jakie można mieć największe zastrzeżenia do Viktorii Guli?
Po pierwsze – brak efektywności w grze. Gra Viktorii charakteryzowała się posiadaniem piłki zazwyczaj dużo większym od rywali, dużą liczbą podań, strzałów i bardzo małą efektywnością w przekładaniu tych elementów na gole i punkty. W statystykach podań i przeprowadzonych ataków jest pierwsza w lidze za sezon 2020/2021 – lepsza niż Slavia, tylko co z tego?
Po drugie – na to zwracało uwagę wielu ekspertów w Czechach – brak planu B. Gdy rywal rozgryzał to, co chce grać Viktoria, piłkarze Guli walili jak głową w mur wciąż powielając te same nieskuteczne schematy, co oczywiście do niczego nie prowadziło.
Po trzecie – jego piłkarze obniżyli loty, zwłaszcza patrząc na największe osobowości drużyny. Jesienią do reprezentacji powoływanych było regularnie trzech-czterech piłkarzy Viktorii, w marcu tego roku powołania nie dostał już ani jeden, na EURO jedzie ostatecznie tylko Jakub Brabec, który jednak nie przypomina w niczym zdecydowanego stopera sprzed roku (polecam gole Włochów w ostatnim meczu z Czechami) i w lidze zbierał wiele krytycznych głosów.
Czy to znaczy, że Wisła zrobiła błąd zatrudniając Gulę? Ależ absolutnie nie! Słowacki szkoleniowiec nie poradził sobie po prostu w klubie, któremu towarzyszą zupełnie inne oczekiwania i wymagania niż Wiśle i w którym w większości grają piłkarze z o wiele wyższej futbolowej „półki”, z zupełnie innym doświadczeniem.
W polskiej lidze Gula to może być dobry ruch, bo wniesie trochę ożywczego powiewu, a kibice będą się cieszyć, że Wisła stara się dominować nad przeciwnikiem. Natomiast dorabianie mitów o jego pracy w Pilźnie absolutnie niczemu nie służy.
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Wisła Kraków