Dominik Furman: Dziewczyna powiedziała mi, że muszę być groźny
Autor wpisu: Piotr Wierzbicki 28 lipca 2016 13:37
Przed meczem Wisły Płock z Legią rozmawiamy z Dominikiem Furmanem, byłym zawodnikiem stołecznej drużyny, obecnie liderem Nafciarzy. Rozmawiamy o Płocku, Warszawie, Tuluzie, Weronie, ale też trenerach i jego charakterze.
– Podobno miałem być dziewczynką. Tak mówi mama – powiedział nam Furmi.
FUTBOLFEJS: Boli cię tyłek?
DOMINIK FURMAN: Nie. A dlaczego?
Mówiłeś w jednym z wywiadów, że dużo razy po nim dostałeś.
Nie, nie boli. Nie jest tak źle.
Co było dla ciebie największym kopniakiem w karierze?
Drugie pół roku pobytu w Tuluzie. W pierwszej połowie było OK, fascynacja wszystkim co nowe. Ciężko było później, gdy trener zapowiedział mi, że nie będę grał, czyli od lipca 2014 do stycznia 2015. To był chyba najgorszy czas, bo w Weronie choć nie grałem w ogóle, miałem Pawła Wszołka, ja też byłem rok starszy i bardziej doświadczony, potrafiłem sobie lepiej poradzić z sytuacją. We Francji sytuacja była dziwna, chłopaki w szatni widzieli to i próbowali mi pomagać, a tej pomocy nie dostałem od ludzi z klubu. Nie chcę ich za to obwiniać , ale uważam, że powinni trochę inaczej podejść, powinni być bardziej przyjacielscy i pomocni. Chyba, że to było wszystko, co mogli dać ze swojej strony.
Zachowali się niezbyt dobrze?
Powiedziano mi, że moja agresja nie jest taka, jak oni by sobie tego życzyli. Była taka sytuacja na treningu, że praktycznie nie mogłem biegać, bo dwa razy skręciłem kostkę, a trener kazał mi dalej ćwiczyć. Potem podkręciłem tę kostkę po raz trzeci. Dziwna sytuacja. Gdyby to się wydarzyło rok później, to bym po prostu zszedł z treningu i nie słuchał trenera. Wtedy próbowałem z całych sił, ale nie wychodziło. Poza tym kiedy widzisz , że idzie ci dobrze, a wiesz, że nawet jakbyś był najlepszy, to i tak nie masz szans na grę, to nie masz z tego żadnej przyjemności.
Czyli na treningach radziłeś sobie dobrze?
Były lepsze i gorsze momenty, ale dużo rozgrywało się w głowie. Jeśli masz świadomość, że rywalizujesz z kimś i szanse są 50 do 50 procent, to nastawiasz się pozytywnie. A kiedy widzisz, że twój konkurent nic nie musi robić, bo wie, że będzie grał, to się zastanawiasz o co chodzi. Ale zostawmy już tę Francję.
Trener Jan Urban często podkreśla, że młodzi, którzy wypływają na szersze wody, często mają wahania formy: Borysiuk, Rybus, Łukasik, Furman.
Pamiętam taki trening u trenera Urbana przed meczem chyba z Zagłębiem Lubin. Na tych zajęciach miałem z 90 procent niecelnych podań. Po zajęciach, w drodze do szatni, trener podszedł do mnie i pyta: Furmi, ogarniesz się do jutra? Odpowiedziałem, że się postaram. Zagrałem z Zagłębiem, wygraliśmy 2:0, wypadłem dobrze.
To dowód na to, że potrzebujesz trenera, który w ciebie wierzy i stawia na ciebie?
Tak, trener jest dla mnie ważny. Taki, który nawet gdy widzi, że ci nie idzie, to podejdzie i powie: spokojnie, ty i tak to potrafisz. Oczywiście nie chodzi o to, żeby rozmawiał ze mną jak mama z dwuletnim synkiem. Czasem po prostu nie wychodzi. Przed meczem z Lechią (Wisła wygrała 2:1 – red.) wszystkie strzały ze stałych fragmentów leciały mi 20 metrów od bramki. Gdy strzelałem karnego, to prawie przekopałem piłkę za siatkę za bramką.
Przemysław SZYMIŃSKI: Wolę w piłkę grać niż ją pałować
A przyszedł mecz i strzeliłeś podcinką.
Mecz to była już inna bajka. Nie mówię, że na treningu nie byłem skupiony, po prostu nie szło. A z tym karnym to też była ciekawa historia, bo najpierw do bramkarza podszedł Kuświk, potem Paixao i obaj pokazywali mu prawy róg. Zauważył to Piotrek Wlazło i przekazał mi tę informację. I rzeczywiście chciałem tak strzelać, ale stwierdziłem, że w takim razie trzeba inaczej. Zdecydował, że trzeba iść grubo, albo wcale. No i wyszło, jak wyszło – bramkarz zrobił ruch w prawo, piłka poszła w środek i nie zdążył jej złapać.
Niezłe manewry odchodzą przed tymi karnymi.
Tak, dziękuję Paixao i Kuświkowi. Ja staram się wejść w głowę bramkarza. Mogę powiedzieć, że następny karny też będzie w środek…
Wracając do sprawy trenerów, wiesz, że są ludzie – trenerzy, kibice, piłkarze – którzy uważają, że zawodników nie powinno się niańczyć, że klub to nie miejsce dla przedszkolaków…
Ja jestem innego zdania. Uważam, że klub musi być jak rodzina, to nie może być suchy biznes. W Wiśle jest rodzinna atmosfera, polubiłem szatnię bardzo szybko i miło jest do niej przyjeżdżać. W ogóle mi nie przeszkadza, że nie ma tu takich warunków, jak na przykład na Legii. Płytki pod prysznicami odchodzą, ale liczy się to, co sami tworzymy.
Możesz powiedzieć, po tych doświadczeniach z Francji i Włoch, że na Zachodzie o rodzinną atmosferę jest trudniej?
Tak, trudniej. Dowiedziałem się, że piłkarz musi być egoistą. Na podstawie doświadczeń i na podstawie tego, czego się dowiedziałem ostatnio o niektórych transferach wielkich piłkarzy. Moje myślenie trochę się zmieniło.
A o co dokładnie ci chodzi?
Nie będę rozwijał tego wątku.
Wiadomo, że Wisła Płock nie była jedyną twoją opcją na powrót do Ekstraklasy, bo chciała cię też Cracovia. Rozbiło się o…
…kwotę odstępnego.
Jeśli Legia sprzedała cię do Tuluzy za 2,7 mln euro, to ile ta kwota odstępnego wynosi dziś?
No właśnie, tu jest cały haczyk. Ale jest to informacje, której nie mogę ujawnić. Jest to mniej, ale wszyscy są zadowoleni z tego, co jest wpisane.
Zgodzisz się, że można było się zdziwić, że piłkarz z takim CV przenosi się do Płocka.
Nie ukrywam, że sam się obawiałem tego, jak to będzie wyglądało, ale jestem pod dużym wrażeniem tego, co udało się tutaj zrobić. Myślę o drużynie, sztabie szkoleniowym. Duże brawa dla ludzi, którzy na to pracowali. Z każdym dniem widzę większy sens tego, że tu jestem. Możemy tu osiągnąć coś fajnego, ale na razie nie wybiegajmy zbyt daleko.
Ciężko było ci przełknąć, że wracasz nie do czołowego klubu Ekstraklasy, tylko beniaminka?
Ciężkie do zniesienia było to, że prawie półtora roku nie grałem w piłkę. W Płocku wszyscy mówię, że będę grał w każdym meczu…
Z perspektywy czasu uważasz, że odejście do Tuluzy to był błąd?
Nie, niczego co było w przeszłości nie uważam za błąd, bo to nie ma sensu. Liczy się kolejny trening, kolejny mecz. Przez ostatnie dwa lata za wiele nie grałem. Była Tuluza, była Legia, gdzie też na początku nie grałem, potem wskoczyłem, bo kontuzję złapał Ivica Vrdoljak. I co? To też był błąd? Potem był Hellas Werona. Można by powiedzieć, że Furman od trzech lat same błędy popełnia. Ale gdybym tak myślał, to pewnie dałbym już sobie spokój z piłką. Trzeba podjąć rękawice. Jakiś czas temu głośno się zrobiło, gdy niby powiedziałem, że jestem na dnie. Taki nagłówek się pojawił w jednej z gazet. Mama do mnie dzwoni i pyta: co się dzieje? Tłumaczyłem jej, że taki tytuł dobrze się sprzedaje. Można powiedzieć, że nie jestem w najlepszej sytuacji, ale sezon jest długi, jest czas, żeby się odbić i wrócić tam, gdzie się chce być. A chcę być o wiele wyżej.
Czyli gdzie?
Tego też nie zakładam sobie, chcę po prostu grać jak najlepiej, a wszystko inne przyjdzie samo. Takie jest moje podejście. Teraz jestem w Wiśle Płock.
Sam dochodzisz do takich wniosków?
Tak, sam. Dużo myślę, co czasem jest błędem i wiem o tym, ale czasem pomaga. Mam też wokół siebie kilka osób, dwóch czy trzech kumpli, mam agenta, który jest moim przyjacielem, jest mama, bracia, dziewczyna, która ostatnio powiedziała mi fajne, mądre słowa o tym co się ostatnio wydarzyło w moim życiu.
Co takiego powiedziała?
Że mam być groźny. Blizna na czole pomaga (Furman doznał kontuzji głowy w meczu sparingowym z Arką – red.). Mam być pewny siebie, zdecydowany.
Z natury jesteś raczej łagodny i wrażliwy. Mam rację?
Tak, chyba po mamie. Podobno miałem być dziewczynką. Tak mówi mama.
Przed Wisłą mecz z Legią. Podoba ci się drużyna Besnika Hasiego?
Pomysł na grę jest dobry, ale widać, że wielu piłkarzom coś jeszcze brakuje, bo nie są w pełnym treningu, nie są maksymalnie przygotowani. Wiem, że ten lepszy moment dla nich nadejdzie.
Co ci się kojarzy z meczów Wisły Płock z Legią? Artur Boruc wiszący na płocie i kierujący dopingiem?
Ten filmik widziałem kiedyś w YouTube, byłem już chyba w Akademii Legii. Mam stały kontakt z chłopakami – z Guilherme, Beresiem, Arkiem (Malarzem), za chwilę widzimy się na boisku. Zobaczymy jaki scenariusz napisze życie.
Co czujesz przed meczem z Legią? Spędziłeś tam prawie 10 lat.
Co mogę czuć: znam każdy kąt na stadionie, trafię wszędzie z zamkniętymi oczami, znam się z każdym od pani sprzątaczki po prezesów. Wyszło, jak wyszło, ale nie zmienia to faktu, że nadal mam tam znajomych i przyjaciół. Dostaję nieraz sms-y „szkoda, że cię tu nie ma”, ale takie jest życie.
ROZMAWIAŁ: Piotr Wierzbicki
Inne artykuły o: Ekstraklasa | Fejs 2 fejs | Lechia Gdańsk | Legia Warszawa | Wisła Płock