Dekoncentracja w Ekstraklasie to grzech ciężki

Autor wpisu: 15 lutego 2020 23:19

Legia nie wygrała meczu z Rakowem, bo nie wygrywa w futbolu ten, kto popełnia aż tyle „grzechów” w jednym spotkaniu. Drużyna z Warszawy pozwoliła sobie na zrobienie dwóch rzutów karnych, na szybką utratę prowadzenia przy stanie 2:1, na zastawiające chwile „zamrożenia”, gdy rywal mógł robić na boisku co chciał, jak to miało miejsce przy pierwszej bramce dla częstochowian, gdy kandydaci do mistrzostwa Polski nadziali się na banalną w sumie kontrę.

Te słabe początki spotkań i chwile totalnej dekoncentracji Legii, w meczach z niżej notowanymi rywalami, stają się już irytujące. Bo nie zdarzają się pierwszy raz.
Raptem tydzień temu piłkarze Aleksandara Vukovicia musieli odrabiać straty w spotkaniu z ŁKS-em. Teraz to samo zdarzyło się w Bełchatowie, bo znowu rywal jako pierwszy napoczął Legię. Tym razem zrobili to zawodnicy Rakowa Częstochowa, a konkretnie Sebastian Musiolik, który uderzeniem głową pokonał w 22.minucie gry Radosława Majeckiego. Co ciekawe, Musiolik wygrał walkę o pozycję w polu karnym z Igorem Lewczukiem, który przecież nie zwykł przegrywać tego rodzaju pojedynków. Na usprawiedliwienie stopera Legii można tylko dodać, że Musiolik wyglądał na boisku więcej niż solidnie. Klasyczna „dziewiątka”, chłopak o ogromnym potencjale.
Paradoksalnie Raków zdobył gola, w momencie przygniatającej przewagi Legii. Wydawało się wówczas, że lada chwila to gospodarze muszą pęknąć, ale pękli – ku zaskoczeniu trybun – goście.

To co trzeba oddać piłkarzom Legii – i jest to od dłuższego czasu znak firmowy drużyny Aco Vukovicia – że na pewno walczą i dążą do wyrównania strat. Widać wiarę w siłę drużyny i we własną przewagę piłkarską nad rywalami. No, ale to trzeba jeszcze udowodnić na boisku. A z tym tak łatwo nie jest.

Zespół Marka Papszuna od dawna jest chwalony za styl gry oraz odwagę i to się potwierdziło także w sobotni wieczór. Mało która drużyna w Ekstraklasie – a już z pewnością nie beniaminek ligi – może sobie pozwolić na prowadzenie otwartej gry z Legią. A Raków się na to odważył i wypadł w tej roli bardzo dobrze. Napędził stracha Legii i mógł nawet wygrać, a zespół z Warszawy nie mógłby powiedzieć, że to wynik kompletnie niezasłużony.

Raków pokazał, że potrafi grać wysokim pressingiem, odważnie atakować, dobierać się do rywala, już na jego połowie. Ma dobrze przygotowane stałe fragmenty gry i niezły potencjał. Kilku graczy ma świetne warunki fizyczne, co stało się jeszcze większym atutem częstochowian, gdy do zespołu dołączył Jarosław Jach. Były reprezentant Polski dał próbkę swoich możliwości także w meczu z Legią, ale gości uratował kapitalną interwencją Radosław Majecki.

Aleksandar Vuković pewnie odbędzie szczerą rozmowę ze swoimi piłkarzami i rzeczywiście jest ona tej drużynie potrzebna. Gdy się walczy o mistrzostwo nie można tak głupio gubić punktów jak to się przydarzyło Legii w Bełchatowie. Mecz był już w praktyce wygrany, a tu dekoncentracja. A dekoncentracja w Ekstraklasie, to grzech ciężki.
Zresztą występ Legii w Bełchatowie był cały spod znaku dekoncentracji. Legia gra na początku meczu z Rakowem dobrze, ofensywnie, gniecie rywala i kiedy wydaje się, że gol dla warszawian to kwestia czasu, nagle pojawia się dekoncentracja: kontratak, bum, stracona bramka.

Po przerwie to samo: Luquinhas wyrównuje, wydaje się, że zaraz Legia nabierze wiatru w żagle i zrobi porządek z rywalem a tu: dekoncentracja, faul Jędrzejczyka (śmiało można powiedzieć, że naiwny i głupi faul) i karny. Co prawda niestrzelony, ale to już nie Legii zasługa.
Później Legia rusza za ciosem, zdobywa gola, który daje jej prowadzenie. Wydaje się, że jest „pozamiatane”, że wszystko się ułożyło jak w kartach. A tu co? No tak, oczywiście: dekoncentracja, bum, karny, gol. A w efekcie remis zamiast trzech punktów. I powrót do Warszawy z poczuciem kaca, z poczuciem, że się coś niepotrzebnie spieprzyło.
Na nic kapitalne szarże Karbownika, na nic walka i strzały Jose Kante, na nic parady Majeckiego, bo na koniec liczy się przecież wynik. Ekstraklasa wkracza w decydującą fazę, więc na takie chwile słabości jak ta w Bełchatowie, Legia nie może już sobie pozwolić.
Ma zbyt silny skład i potencjał piłkarski, jakiego próżno szukać gdzie indziej, żeby losy mistrzostwa rozgrywać–  jak na loterii – do ostatniej ligowej kolejki. Od Legii mamy prawo więcej wymagać niż to, co ugrała w Bełchatowie. I tego wymagamy.

Inne artykuły o: Ekstraklasa | Legia Warszawa

  • xymoxon

    „Aleksandar Vuković pewnie odbędzie szczerą rozmowę ze swoimi piłkarzami i rzeczywiście jest ona tej drużynie potrzebna.”

    Jak się ma takich piłkarzy, którzy popełniają takie błędy, to rozmowy nic nie pomogą. Oni po prostu już tacy są: łatwo się dekoncentrują, łatwo się dają wpędzić w szkolne błędy, łatwo marnują doskonałe okazje bramkowe. Dlatego w tej słabej lidze Legia nie jest w stanie dominować.

    • Dariusz Tuzimek

      No i tu jest rola trenera właśnie! On musi trafić do głów piłkarzy, żeby – skoro mają przewagę piłkarską – potwierdzali to na boisku. Vuković ma lepszych piłkarzy niż inni trenerzy, ma silniejszy skład. Więc można (naprawdę można) od nich wymagać, żeby lepiej sobie radzili z niżej notowanymi rywalami.

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli