ALAN URYGA: To byłby dla Wisły gwóźdź do trumny, jeśli uleciałyby z nas resztki optymizmu

Autor wpisu: 22 sierpnia 2016 09:16

Z Alanem Urygą rozmawiamy o jego niewesołej sytuacji w Wiśle, ale i niewesołej sytuacji całej Wisły. – Ciężko się na to z boku patrzy i mnie jako wychowankowi i kibicowi Wisły trudno pogodzić się z tą sytuacją – mówi nam młodzieżowy reprezentant Polski.

FUTBOLFEJS.PL: Nie tak to miało wyglądać. Rok 2016 zapowiadał się dla ciebie zupełnie inaczej.
ALAN URYGA: Nie ma co ukrywać, że nie tak wyobrażałem sobie ostatnie miesiące. Kiedy rozpoczęliśmy przygotowania w styczniu, byłem jeszcze podstawowym zawodnikiem u trenera Tadeusza Pawłowskiego. Później nastąpiła zmiana szkoleniowca, a Dariusz Wdowczyk miał już inną koncepcję. Nie widział mnie w składzie, więc nie pozostało mi nic innego, jak zakasać rękawy i walczyć. Z perspektywy czasu można powiedzieć, że wyszło dla mnie nie najlepiej.

Piłkarsko czułeś się wtedy mocny? Czułeś, że należy ci się ta pierwsza jedenastka? Czy może trener przekazał ci informację, że masz pewne braki, nad którymi musisz popracować? A może powiedział wprost, że nie będzie na ciebie stawiał?
Nie było żadnych znaków od trenera, że np. muszę nad czymś pracować, że jakieś rzeczy mu nie pasują bądź jest jakiś inny powód tego, iż nie wystawia mnie w składzie i nie wpuszcza do gry z ławki. Bardzo rzadko pojawiałem się na boisku. Ja czułem się mocny po poprzednim roku, kiedy grałem regularnie. Tak samo po tym początku rundy wiosennej, kiedy normalnie występowałem i grałem od pierwszej do ostatniej minuty. Był taki moment, że naprawdę czułem się ważną częścią tej drużyny. Kimś takim, z kim należy się liczyć. Ale też nie mogę powiedzieć, że czułem, iż coś mi się należy. Nie miałem pretensji do trenera Wdowczyka, że mnie nie wystawia.

Trener przeprowadził z tobą szczerą, męską rozmowę na temat twojej sytuacji?
Nie mieliśmy szczerej rozmowy na temat tego, co jest przyczyną, o co chodzi i dlaczego jest tak, a nie inaczej. Była jedynie krótka wymiana zdań w momentach, kiedy trener nie zabierał mnie do meczowej osiemnastki. Wtedy chciał być w porządku, wziął mnie kilka razy na bok i powiedział, że nie ma dla mnie teraz miejsca, dodając kilka słów motywacyjnych, żebym się nie załamywał, tylko robił swoje. Wtedy to było na tyle. Dopiero pod koniec sezonu nastąpiła przełomowa rozmowa, kiedy poruszył temat mojego podejścia do treningów. Podobało mu się to, że nie odpuszczam i robię swoje, że nie obrażam się. Trener podkreślił, że wie, iż wcześniej byłem podstawowym zawodnikiem, a teraz w ogóle nie dostawałem okazji gry. Zaznaczył, że muszę być cierpliwy, bo na pewno dostanę swoją szansę. Później zagrałem przeciwko Podbeskidziu na stoperze i wtedy dochodziły do mnie głosy, że będzie szansa, żeby właśnie na tej pozycji dostawać więcej okazji do gry.

30 czerwca kończył ci się kontrakt z Wisłą. Miałeś obawy, że to może wpłynąć na twoją przyszłość?
Okres przedłużenia kontraktu, który obligował klub do podjęcia decyzji, kończył się bodajże w kwietniu. Wisła musiała zatem już wtedy zadecydować, czy przedłuża tę umowę, czy nie. Ale skorzystała z tej opcji. Wtedy byłem raczej przekonany, że tak zrobi.

Kontrakt został przedłużony tylko na rok.
Bo taka była opcja. To nie była żadna renegocjacja.

Klub nie chciał dłuższej umowy? Jesteś wciąż młodym, perspektywicznym zawodnikiem. W przyszłym roku młodzieżowe mistrzostwa Europy. Za rok może się mówić o tym, że z Wisły Kraków odszedł kolejny piłkarz, na którym klub nic nie zarobił.
Z jednej strony można tak na to spojrzeć. Kiedy podpisałem kontrakt trzy lata temu, to właśnie na trzy lata z opcją przedłużenia o rok na podstawie decyzji klubu. Jasne, że klub mógł podejść i powiedzieć, że chce podpisać nowy, z dłuższym terminem, a nie korzystać tylko z tej opcji, która mu przysługuje nawet bez mojej zgody. Bo to była taka opcja, że jeśli Wisła mnie chciała jeszcze na rok, to ja nie miałem nic do powiedzenia. Klub mógł też oczywiście podpisać umowę na dłuższy czas, ale się na to nie zdecydował.

Dla ciebie to chyba nie najgorsza opcja?
Można tak też na to spojrzeć. Myślę, że głównie pozytywna dlatego, iż dalej nie wiem, co ze mną będzie w tej drużynie. Zacząłem sezon w pierwszym składzie, zagrałem w dwóch meczach w pełnym wymiarze. Myślałem, że regularnie będę zbierał te minuty, a tak nie jest. Liczyłem, że ten ważny dla mnie sezon przed młodzieżowymi mistrzostwami Europy będzie się dobrze układał. Teraz troszkę to wyhamowało. Znów pojawiła się jakaś taka niewiadoma.

Jeżeli chodzi o młodzieżowe mistrzostwa Europy, to jednak trener Marcin Dorna liczy na ciebie. W ubiegłym tygodniu dostałeś powołanie na towarzyski mecz z Węgrami. Jesteś jednym z podstawowych zawodników w jego kadrze.
Z trenerem Dorną znamy się od najmłodszych młodzieżowych reprezentacji. Ostatnio spotkaliśmy się przy okazji naszego zgrupowania z Gniewinie. Czuję od niego mocne wsparcie. Nieraz dał mi do zrozumienia, że wie, iż można na mnie liczyć. Nawet jeśli trzeba było, to mimo kontuzji zaciskałem zęby i przyjeżdżałem na zgrupowania. Nigdy nie było z tym problemu. On wie, że zawsze daję z siebie wszystko. Fajnie, że jest to wsparcie i ktoś widzi we mnie członka tej reprezentacji.

Siedzą ci już w głowie te przyszłoroczne mistrzostwa? To będzie znakomita okazja do pokazania się potencjalnym nowym pracodawcom.
Wiele osób traktuje te mistrzostwa jako zbiór młodych zawodników z potencjałem. Są to imprezy, na których nie pojawiają się przypadkowe drużyny. Wiele osób jedzie tam w celu wyłowienia talentów. Jednak szczerze mówiąc, teraz jeszcze o tym nie myślę. Do rozpoczęcia turnieju zostało jeszcze dużo czasu i z personalną obsadą tych mistrzostw różnie może być. Nie wiadomo, ilu chłopaków z pierwszej kadry zagra z nami. Może kilku dostanie pozwolenie od Adama Nawałki? Także na pewno szykuje się silna drużyna i nawet nie byłbym do końca pewny, czy zmieszczę się w tej kadrze. Najpierw muszę się skupić na tym, aby być w formie i znaleźć się w tym gronie.

Zapewne dla ciebie, jak i wielu innych młodych zawodników, transfery Bartosza Kapustki czy Mariusza Stępińskiego muszą być budujące. Pokazują, że brama do wielkiej piłki wcale nie jest tak daleko.
To prawda. Jest to bardzo motywujące. Myślę, że taki trend zaczął się od Arka Milika. Ludzie z zachodnich klubów baczniej przyglądają się polskiej młodzieży. Coraz częściej potwierdza się to, że Polacy potrafią i nie jest to jakiś zaściankowy kraj pod względem piłki. Otworzyło się wiele się ciekawych ścieżek rozwoju. Wiadomo, że każdy chciałby być w takiej sytuacji, żeby móc wybierać z kilku mocnych klubów i za wysoki transfer gotówkowy odejść gdzieś za granicę. Fajnie byłoby być kiedyś w takiej sytuacji, ale nie jestem w stanie powiedzieć, czy ja kiedykolwiek w takiej sytuacji będę. Myślę, że potrzebuje znowu takiego bodźca, jak za trenera Franciszka Smudy czy Kazimierza Moskala. Wtedy dostawałem szansę regularnych występów i budowania swojej pozycji. Dla młodego zawodnika jest to bardzo ważne, kiedy otrzymuje taki kredyt zaufania. Gdy co tydzień może wychodzić na boisko i udowadniać swoją wartość.

Choć ty wypadłeś ze składu po tym, jak Dariusz Wdowczyk objął Wisłę, to jednak jako drużyna wystrzeliliście wtedy z formą i byliście o krok, aby znaleźć się w grupie mistrzowskiej. Po w miarę udanej rundzie wiosennej wydawało się, że ten sezon będzie w waszym wykonaniu wyglądał zupełnie inaczej.
Na pewno nie spodziewaliśmy się, że tak to będzie wyglądać. Nie można zrzucać też wszystkiego na to, że nie ma Rafała Wolskiego. Wiadomo, że Rafał był ważnym elementem naszego zespołu, ale jego odejście to nie było jakieś rozsprzedanie drużyny czy nawet zabranie kilku ważnych ogniw. Wszyscy podchodziliśmy do rundy jesiennej z dużym optymizmem, mając w głowach tę poprzednią rundę. Pod koniec sezonu zasadniczego wyglądało to naprawdę fajnie i niewiele zabrakło, żeby awansować do pierwszej ósemki. Tak samo pierwszy mecz w tym sezonie – już nie pamiętam, kiedy zdobyliśmy trzy punkty na inaugurację. To też był bodziec. Wszystko szło w jak najlepszym kierunku. Nikt nawet nie przypuszczał po meczu z Pogonią, a nawet przed nim, że po pierwszych pięciu kolejkach będziemy na ostatnim miejscu.

Analizujecie na pewno dokładnie te porażki. Jakie wnioski?
Bardzo długo trwają analizy tych meczów. Konkretnych przyczyn i konkretnego powodu jeszcze nie zlokalizowaliśmy tak na sto procent. Po analizie każdego spotkania wychodzą różne rzeczy i nasuwają się różne wnioski, które składają się akurat na porażkę w danym meczu. Ale to nie jest tak, że jest jeden powtarzający się element, który jest przyczyną tego wszystkiego.

Na treningach pracujecie nad poszczególnymi błędami, czy pracujecie zgodnie z wcześniejszym nakreślonym planem?
To wszystko jakoś diametralnie się nie zmienia. Ciężko całkiem inaczej podchodzić do treningu, do mikrocyklu i wszystko nagle wywrócić do góry nogami. To też nie jest sposób. Najwięcej czasu poświęcamy na poprawę gry w defensywie. I nie mówię tylko o formacji obronnej, bo nikt nie powie, że ta duża liczba traconych bramek to tylko wina obrony i bramkarza. Skupiamy się jako zespół na poprawie gry defensywnej począwszy od napastników. Mamy dużo do poprawy w kwestii grania pressingiem czy doskoku w wyższych strefach boiska. Bo sądzę, że to jest teraz najważniejsze i to się bardzo rzuca w oczy w naszych ostatnich meczach.

W szatni atmosfera mocno ponura przed treningami?
Nie jest kolorowo i za wesoło. Ale też nie możemy popaść w taki marazm i dołek, że nikt do nikogo nie będzie się odzywał, bo mamy ostatnie miejsce w tabeli, czy są zawirowania w klubie z właścicielami. Mimo wszystko staramy się żyć normalnie. Wiadomo, że ciężko czasem wywołać jakieś wyjątkowo pozytywne myśli, kiedy to wszystko się tak układa. Ale od tego są też starsi zawodnicy, ludzie bardziej doświadczeni, żeby zbierać to wszystko w całość. I żeby po prostu pobudzać tego dobrego ducha drużyny. To byłby dla nas gwóźdź do trumny, jeśli uleciałyby z nas resztki optymizmu i przeszlibyśmy do porządku dziennego nad tym, że jest, jak jest.

Ta atmosfera z zewnątrz, o której wspomniałeś, mocno oddziałuje na szatnię?
Siłą rzeczy gdzieś tam to musi siedzieć. Myślę, że nie ma to jednak aż takiego wpływu, żebyśmy mogli tłumaczyć swoje porażki czy występy aktualną sytuacją w klubie i wokół niego. Ta sytuacja nie pomaga, to można powiedzieć otwarcie. To zamieszanie nie ułatwia dobrego przygotowania się do meczu, ale przecież kiedy wychodzimy na boisko i czekamy na pierwszy gwizdek, nikt o tym wtedy nie myśli. Wtedy jest przeciwnik i jest mecz, jak każdy inny. Jedynie może to mieć wpływ na przygotowanie w tygodniu. Kiedy codziennie słyszy się jakieś informacje, które wychodzą i docierają do nas, to każdy o tym rozmawia i mniej lub bardziej tym żyje. Wtedy zapewne ma to wpływ.

Jesteś wychowankiem Wisły. Pewnie gdy byłeś młodym chłopakiem, patrzyłeś na ten klub jak na ikonę polskiej piłki. Potem dorosłeś, stałeś się częścią pierwszego zespołu, ale to już nie jest ta sama Biała Gwiazda co na początku XXI wieku. Jak bardzo w twoich oczach zmienił się ten klub?
Na pewno bardzo od czasu, kiedy byłem małym chłopakiem i grałem w szkółce piłkarskiej. Wtedy, gdy grały tu wielkie nazwiska i zespół odnosił wielkie sukcesy, każdy z nas marzył, żeby na tym stadionie kiedyś grać i być częścią takiej drużyny. Później wiadomo, wszystko się trochę pozmieniało. Ale kiedy wchodziłem do pierwszej drużyny, to wtedy ta Wisła była jeszcze na topie. Chłopaki grali w Lidze Europy. Byli świeżo po nieszczęsnej porażce w eliminacjach Ligi Mistrzów z APOEL-em. Nadal to była Wisła, która była mistrzem Polski i która biła się o najwyższe cele. Później zaczęły się problemy finansowe. Wiele mówiło się o przyczynach, dlaczego jest tak, a nie inaczej, o ściągnięciu zagranicznych zawodników, czy holenderskim duecie. Wtedy zaczęły się te problemy organizacyjne i finansowe. Ale ja byłem wówczas młodym zawodnikiem, więc ciężko, aby to we mnie uderzało. Bardziej skupiałem się na tym, żeby w tej pierwszej drużynie coś osiągnąć, na dłużej się w niej zatrzymać i w końcu zadebiutować. No ale jak wiemy, z każdym rokiem, delikatnie mówiąc, poprawy już nie było. Nawet teraz widzimy, że jeszcze jest regres. Ciężko się na to z boku patrzy i mnie jako wychowankowi i kibicowi Wisły, trudno pogodzić się z tą sytuacją. Naprawdę Wisła była kiedyś ikoną polskiej piłki i sportu, ale… no cóż.

Najbliższe tygodnie wcale nie zapowiadają się na łatwiejsze. Może być wam coraz trudniej wygrzebać się z ostatniego miejsca w tabeli.
Spoczywa teraz na nas bardzo duża presja. Ludzie liczą, że zaczniemy wreszcie dobrze grać w piłkę, zdobywać bramki i wygrywać spotkania. My też tego chcemy. To pomoże, żeby zachować pozytywny obraz tego klubu i go podtrzymać. Najbliższy mecz z Koroną. Trudny wyjazd do Kielc, gdzie zawsze bardzo ciężko się gra. W obecnej sytuacji myślę, że może być jeszcze trudniej, bo każdy może mieć w głowie sytuację w tabeli. Musimy nastawić się na zwycięstwo za wszelką cenę. Tylko tyle nam zostało. Czasem umiejętności piłkarskie i czysto techniczne nie wystarczą, żeby w tej lidze punktować. W sytuacji, w jakiej się znajdujemy, musimy skupić się przede wszystkim na walce, bo bez tego nie możemy myśleć nawet o punkcie. Do przerwy reprezentacyjnej zostały jeszcze dwie kolejki i nie wyobrażam sobie, żebyśmy nie wyszli do tego czasu z dołka.

Rozmawiał Przemysław Rączka

Inne artykuły o: Ekstraklasa | Fejs 2 fejs | Wisła Kraków

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli