Zakupy z Legią w tle

Autor wpisu: 18 lutego 2017 23:16

Męski naród słabo znosi zakupy. Wchodzimy tu, wchodzimy tam. Chodzę za nią jak ociemniały, snując się między stojakami, na których różnorakie szmaty wiszą. Ona w prawo, ja za nią. Cofa się, ja też. Najgorsze, że nie wiem gdzie idę.

Poślubiając kobietę się zobowiązałem, że będę jej towarzyszył na dobre i złe. Nie wiedziałem, że zakupy też w to wchodzą. Inaczej, pomijałem ten fragment rzeczywistości jako mało istotny. System się przewartościował i ciąganie po sklepach jest rozrywką o atrakcyjności porównywalnej z grypą żołądkową. Ale nikt nie obiecywał, że będzie wyłącznie sam miód i orzeszki.

Małżonka zaciągnęła mnie do sklepów. Nie ma lekko. Duży jestem i życie znam. Wiem, że z wypraw zakupowych się nie wyłgam. Nie da rady. No to idę. Wchodzenie na wojenną ścieżkę z kobietą nie jest dobrym pomysłem. Nie rozpoczyna się wojny, której nie można wygrać.
Przeczuwałem, że małżonka ma plan, którego nie zdradza. „Wejdziemy do dwóch sklepów” – początkowo obiecywana krótka wersja zakupów jest tylko etapem wstępnym. Potem zobaczymy. W sensie, że ja zobaczę, bo kobieta ma plan. Ona udaje, że akurat przypadkiem weszła do kolejnego sklepu, a ja udaję, że wierzę. Uczciwie muszę przyznać, że moja żona nie jest najtrudniejsza w kwestii zakupów. Nie to, że nie chodzi na zakupy, ale widząc, co muszą zdzierżyć inni faceci, przyznaję, że ja mam nie najgorzej. Nie narzekam, bo zamiast sobie polepszyć mogę pogorszyć, a ja kłopotów nie szukam.
Pierwszy sklep – nie było źle. Dałem radę. Drugi, też w porządku. Po rozgrzewce etap właściwy – centrum handlowe. Najpierw należy uzyskać odpowiedni poziom adrenaliny we krwi i płynie mózgowo-rdzeniowym. Pomaga w tym ćwiczenie „zaparkuj samochód”. Ćwiczy spostrzegawczość i refleks, a także cierpliwość. Sytuacja, gdy starszy pan w nakryciu głowy matizem wpasowuje się przez kwadrans w miejsce, gdzie spokojnie dałoby się hummera zaparkować. Tu dla odmiany żona musi się wykazać cierpliwością. I przyznaje, że jest wyjątkowa. Nie powiedziała nawet, żebym przestał przeklinać.

Męski naród słabo znosi zakupy. Wchodzimy tu, wchodzimy tam. Chodzę za nią jak ociemniały, snując się między stojakami, na których różnorakie szmaty wiszą. Ona w prawo, ja za nią. Cofa się, ja też. Najgorsze, że nie wiem gdzie idę. Słonko moje też nie wie, gdzie idzie, ani czego szuka. Jak znajdzie, to się dowie. A jak nie znajdzie, to szukamy dalej. Poza obowiązkiem podążania za małżonką, mam obowiązek podziwiać i wyrażać opinię. Dla początkujących wyjaśniam, że „wyrażać opinię” w żadnym wypadku nie oznacza krytykować. Zakres wyrażanych opinii powinien mieścić się na skali – zachwyt – umiarkowany zachwyt – akceptacja – akceptacja z dystansem. I na tym, poza merkantylnymi powodami, polega męska rola zakupowego asystenta.
Problem pojawia się u podstaw. Uważam, że kobieta tym lepiej wygląda, im więcej z siebie zdejmuje, a rzeczy mają dokładnie odwrotny bieg. Nie trzeba mnie namawiać do pomocy w zakupie bielizny. Pełna współpraca: pomogę, popatrzę, potrzymam i obejrzę. Zdzierżę dwanaście przymiarek bez protestu. Ale przy całej reszcie garderoby zapał znika. Nic nie poradzę, ten typ tak ma. Obserwując innych facetów na zakupach z paniami dochodzę do wniosku, że nie ja jeden tak mam. Włażę do sklepu. Panie kręcą się wokół wieszaków, wokół pań ekspedientki. Czy rozmiar dobry, czy pasuje, czy kolor jak trzeba. Połowicę wciągnęło między półki, po kilku chwilach widzę, że potrzebny jestem jak szelki do stringów. Rozglądam się, nie ma gdzie klapnąć, ale widzę schody. Siadam. Dobrze mi. Oglądam się za siebie. Na schodach siedzi jeszcze pięciu facetów. Niech zgadnę czemu oni tu siedzą…

Powiem uczciwie, że nie cierpię sklepów bez męskiego kącika, czyli fotela czy kanapy, gdzie można usiąść. Nie ma żadnej innej przyczyny, żebym pojawił się w sklepie z kieckami poza tą, że moja żona tam wlazła. Nie jest fajnie stać jak palma na środku, albo poruszać się bez sensu po sklepie jak cząsteczki gazu, obijając się o losowo wybrane wieszaki. Skoro nie czuję się komfortowo, to niech dadzą mi miejsce do siedzenia wtedy mi się samopoczucie poprawi. A jak nie ma gdzie się przechować, robię się zły. Daję upust swojemu niezadowoleniu i naciskam małżonkę na opuszczenie lokalu. Skoro oni mnie nie lubią, to czemu ja mam lubić ich?
Trafiając do centrum handlowego na pierwszy rzut oka trudno wyłapać który facet jest w podobnej do mnie sytuacji. Ale w sklepie widać od razu jak na dłoni. Widzisz gościa, co snuje się jak obłąkany. Staje, zawraca. Skręca, znów zawraca. Kurcze, czyli ja też tak debilnie muszę wyglądać! Weszliśmy z małżonką do jednego ze sklepów i był tam męski kącik. Widzę kanapę i dwa fotele. Jeden fotel już zajęty. Banan na gębie i od razu obieram kierunek na kanapę. Mebel spory. Opadam na siedzisko, a żona buszuje gdzieś między półkami. Po chwili siada obok jakiś facet. No to jest nas trzech. Nowo przybyły stawia na podłodze papierowe torby i siada. Wydaje z siebie westchnienie ulgi. Wygląda jakby miał za sobą przynajmniej godzinę w sklepach. Facet starszy ode mnie nieco i trochę bardziej przy kości. Może ma słabszą kondycję. Patrzę na niego, on patrzy na mnie. Uśmiecham się. Wzrusza ramionami. Jeśli ja wiem, o co chodzi, i ty wiesz, to po co mamy gadać o rzeczach oczywistych. Zjawia się jego małżonka.

– Mógłbyś to przytrzymać? – i zrzuca na niego ocieplany płaszcz. I torebkę. Facet umieszcza cały majdan na kanapie. Kobieta znika równie szybko jak się pojawiła. Na stoliku przed nami leżą gazety. Gość sięga po jakiś dziennik i przerzuca strony. Widać, że nie znalazł czego szukał, bo złożył gazetę i odrzucił na stolik. Rozejrzał się. Siedzieliśmy we trzech przy stoliku. Ja siedziałem najbliżej. Pochylił się do mnie i zapytał.
– O której gra Legia? – zrobił to na tyle głośno, że trzeci towarzysz niedoli także słyszał pytanie. Zastrzygł uszami.
– 20.30. Na wyjeździe.
– Cholera mogę nie zdążyć  – wyglądał na zafrasowanego.
– Panie szanowny, mamy ledwie trzecią po południu.
– Panie, ja wiem że jest trzecia, ale one są trzy!
Zaśmialiśmy się we trzech dość głośno. I to był błąd. Na tak jednoznaczny sygnał zawiązywania się męskiej komitywy panie zareagowały natychmiast. Potencjalna możliwość powstania męskiego kółka zainteresowań w sklepie z damską konfekcją został stłamszony w zarodku.
Pojawiła się partnerka gościa, co pytał o mecz Legii
– Idziemy – zakomenderowała głosem nie znoszącym sprzeciwu. W odwodzie miała dwie młodsze córki. Facet zdając sobie sprawę, że mają przewagę liczebną i taktyczną, wzruszył ramionami dając do zrozumienia, że siła wyższa i podniósł się z kanapy. Panie zwinęły go błyskawicznie i opuściły sklep. Dosłownie moment po tym, drugi mój towarzysz dostał komendę wymarszu od małżonki. Zostałem sam.
Moja żona, zwykle jest zakręcona jak słoik z konfiturami. Stawiam, że nawet nie słyszała konwersacji w okolicach kanapy, co dało mi chwilę na refleksję.
Wychodzi na to, że zainteresowanie połowicą nie może mieć żadnej konkurencji. I nie ma znaczenia, że piłkarska ekstraklasa i damska elegancja chodzą w zupełnie innych kategoriach. Żadna znaczy żadna. Bez wyjątków.

Inne artykuły o: Blogi

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli