Kto wykorzystał rok po EURO? Tylko trzech ludzi, czyli… stagnacja
Autor wpisu: Marcin Kalita 2 stycznia 2018 13:39
Robert Lewandowski i Adam Nawałka jawią się w krajobrazie naszego futbolu jak goście z kosmosu.
Tylko trzech ludzi z szeroko rozumianego kręgu reprezentacji wykorzystało rok po EURO 2016. Bez zaskoczeń: Robert Lewandowski i Adam Nawałka. A także Wojciech Szczęsny – bo transfer do Juve to rzecz wielka. Reszta? Stagnacja to i tak jeszcze nie najgorsze słowo. Przy wielu nazwiskach trzeba by użyć znacznie mocniejszego słowa: „zjazd”.
Robert Lewandowski i Adam Nawałka jawią się w krajobrazie naszego futbolu jak goście z kosmosu. Przelatywali z tragarzami i na chwilę przycumowali, ale ich futbolowe DNA zdaje się mieć tyle wspólnego z resztą towarzystwa co DNA E.T. z DNA jego człowieczego przyjaciela.
O Robercie Lewandowskim rozpisywać się nie ma co – rok po roku najlepiej za niego mówią liczby, jakość gry i gole. W tym roku 53. Ale Robertowi grozi syndrom Zlatana Ibrahimovicia. Wielkiego piłkarza, do którego reprezentacja nie dorosła.
Adam Nawałka – wiadomo: ciągnie tę kadrę za uszy, ciągnie i wyciąga. Ma fenomenalną zdolność wydobywania ze „swoich” ludzi pokładów umiejętności i zdolności, o których oni sami nie mieli bladego pojęcia.
Jakim cudem jeżdżący od czasu do czasu na wielbłądach w Legii Michał Pazdan ubierając strój reprezentacji staje się bezdusznym terminatorem wycinającym watahy rywali w pień albo całkiem przeciętny w lidze Krzysztof Mączyński w kadrze staje się pomocnikiem klasy międzynarodowej, albo całkiem pogubiony Grzegorz Krychowiak z biało-czerwonym dresem odzyskuje uśmiech i spokój?
Takie przykłady wyrwane jako pierwsze z brzegu, ale przecież można je mnożyć przez tyle, ile kadrowiczów. I nie podlega najmniejsze wątpliwości, że to golom Lewandowskiego i iluzjonistycznym zdolnościom Nawałki zawdzięczamy grubą radochę z finałów mistrzostw świata – wyniku osiągniętego bez zbędnych nerwów (przyłóżmy miarkę jakichkolwiek innych eliminacji), z dominacją nad rywalami, bez niepotrzebnych emocji w barażach.
No i to… koniec plusów. Rok temu o tej porze dzieliliśmy włos na czworo: ćwierćfinał EURO to był sukces czy też nie? Dziś można powiedzieć – był. Niestety był. Czemu „niestety”? Bo rok później dość smutno należy skonstatować, że Nawałka w czerwcu 2016 roku wydobył ze swoich piłkarzy maksimum. A większość z nich tego maksimum nie potrafiła utrzymać. Nie dla kadry, dla siebie samych.
Nawałka pokazał: patrzcie, tak potraficie grać! A oni w to uwierzyli, ale dziś wydaje się, że tylko na chwilę.
Śmiem twierdzić, że jedynym, który zrobił skok jakościowy, był Kamil Glik, ale i on w 2017 roku się zatrzymał, bo większą część chwały, na jaką zapracował w Monaco, zdobył jeszcze jesienią 2016 roku. W 2017 zdobył mistrza Francji, ale nie potrafił pomóc drużynie w kluczowych meczach Ligi Mistrzów, jesienią podobnie jak cały zespół zwiądł i zgasł. Pomyłki przytrafiły mu się i w drużynie narodowej.
Oczywiście są jeszcze trzymający poziom Łukasz Piszczek (teraz leczy kontuzję), Łukasz Fabiański i Wojciech Szczęsny, który zapracował na transfer do Juventusu.
No ale już Piotr Zieliński czy Karol Linetty bywają to chwaleni, to ganieni – niby idą do przodu, ale wyraźnie brak im stabilizacji. A są już w takim wieku, że trzeba od nich tego wymagać, jeśli mają naprawdę liczyć się w wielkim futbolu.
Kuba Błaszczykowski – owszem – w kadrze jest wciąż niesamowicie przydatny ze swoim podejściem, charakterem, niezłomnością. No, ale wiemy, że w piłce klubowej to zdecydowanie nie był dla niego udany czas.
Przypadek Grzegorza Krychowiaka wymagałby osobnego tekstu, a przypadek Łukasza Teodorczyka (jego na EURO nie było, ale był w kadrowym kręgu) chyba studium na wydziale psychologii. To niewątpliwie dwa największe „zjazdy” 2017 roku. Ale przecież do tego duetu możemy dołożyć jeszcze Bartka Kapustkę. Dziś to już chyba nawet trochę zapomnieliśmy, że ten chłopak grał na EURO 2016. W dwóch meczach nawet w pierwszej jedenastce! Dziś cieszy się, gdy choć usiądzie na ławce 13. zespołu Bundesligi.
A przecież nie tylko o nich chodzi. Największe „Turbo” kadry zostało z marzeniami o Premier League i ugrzęzło w Championship, gdzie musi bronić się przed spadkiem.
Słabe momenty w Legii wyliczaliśmy w 2017 roku i Pazdanowi, i Arturowi Jędrzejczykowi. Nie jest też tak, że ekstraklasa nagle uklękła przed Krzysztofem Mączyńskim. Dziś to jedyny pomocnik z polskiej ligi mający realną szansę na pierwszy skład podczas finałów MŚ. Ale czy powiemy, że to bez dwóch zdań najlepszy pomocnik Lotto Ekstraklasy 2017 roku? Chyba nie.
Gdzie dziś są i jak daleko od kadry Bartosz Salamon, Mariusz Stępiński, Jakub Wawrzyniak, Tomasz Jodłowiec? Ich wszystkich Nawałka zabrał na EURO!
Sławek Peszko ostatni mecz w reprezentacji zagrał w marcu, choć oczywiście akurat on pechowo w kadrowych momentach leczył kontuzje, które wyeliminowały (w różnych okresach 2017 roku) także Arkadiusza Milika i Filipa Starzyńskiego. To wielki znak zapytania, kiedy i w jakiej jakości piłkarskiej wrócą do normalnego grania.
EURO 2016 to powinien być wielki impuls dla kadrowiczów, szerzej – dla polskiego futbolu. Że można, że da się, że warto pracować nad sobą. Paradoksalnie dziś można podsumować, że takim impulsem było akurat dla tych, którzy od tego EURO byli bardzo, ale to bardzo daleko – dla Marcina Brosza i jego „bandy” z Zabrza, która w czasie EURO… jeszcze nie istniała.
Inne artykuły o: Blogi | Reprezentacja