TGV, Ferrari i polskie drogi

Autor wpisu: 14 lutego 2018 10:28

Pierwszą w tym roku kolejkę ekstraklasy obejrzało mniej więcej tylu widzów ilu się mieści na trybunach PGE Narodowego. Może dlatego po raz kolejny z centrali PZPN dobiega donośne wołanie o powiększenie ligi, bo wtedy będzie jeden mecz więcej i nikt się nie będzie czepiał, że widzów można pomieścić na największym polskim stadionie.

Emocje, owszem były, goli w huk, a bramkarze z Płocka, Gliwic i Gdańska zgłosili akces do rankingu „europejska akcja weekendu”, niestety w kategorii „piłkarskie jaja”. Tych jaj jest więcej, zwłaszcza w pierwszej lidze, (mam tu na myśli sprawy organizacyjne), więc pomysł powiększenia najwyższej klasy rozgrywkowej nie został przyjęty przez kilka klubów ze zrozumieniem. Typowe dla tej śmiałej i nieco wielkomocarstwowej reformy jest to, że po raz kolejny przypomniano o niej bez porozumienia z tymi, którzy gwarantują przynajmniej resztki poziomu, emocji, frekwencji i zainteresowania ze strony mediów. Przypomniało mi to jako żywo zeszłotygodniowe spotkanie węgierskich i polskich oficjeli, którzy oświadczyli, że będzie szybka kolej między Warszawą i Budapesztem. Dla mnie git, jakby to powiedział bohater kultowego filmu „Nie zaznasz spokoju”, bo chciałbym żeby powstało takie nasze, polsko-madziarskie TGV. Problem polega na tym, że część trasy przebiegać ma przez Słowację, a nikogo z tego kraju na spotkaniu nie było.

Nie było też nikogo znającego się na motoryzacji kto doradziłby Armando Sadiku. Chłopak złapał pana boga za nogi, bo zamienił ekstraklasę na Primera Division i pewnie z tego powodu poczuł się silny. Na razie w gębie, bo zrobił z siebie Ferrari. Albański napastnik powiedział w wywiadzie, że Legia mając Ferrari (czyli jego) trzymała je w garażu (czytaj na ławce rezerwowych). Z miejsca posypały się na jego głowę gromy, a grzmieli Janusze motoryzacji. Grzmieli, że mu odbiło, bo gdzie mu tam do Ferrari. Tymczasem jedni i drudzy guzik wiedzą na ten temat, Sadiku ględził o rzeczy dla niego czysto teoretycznej, podobnie jak ci, którzy śmiali się z niego w internecie. Czas na fakty. Na stronie niemieckiego serwisu mobile.de są do sprzedania 202 samochody z Maranello wyprodukowane w roku 2016, każdy z nich jeździł więc po drogach od 13 do 25 miesięcy. Oto statystyka przebiegów: tylko 84 przejechało więcej niż 10 000 km, 82 zaliczyło 5000 i mniej tysięcy kilometrów, aż 44 sztuki 2 tysiące i mniej kilometrów, a 22 pojazdy tysiąc i mniej… Bo kiedy się jeździ Ferrari? Jak jest ładna pogoda i równe drogi. Bo to drugi albo trzeci samochód bogatego kierowcy i dlatego losem Ferrari jest garaż lub parking przez większość żywota. Jeździ się od święta, rzadziej niż mityczna osiemdziesięcioletnia żona niemieckiego stomatologa golfem do kościoła. Taki jest właśnie Sadiku. Błyszczał w reprezentacji Albanii, w Legii zaś był trzymany w garażu, bo swoje wyjeździł podczas spotkań kadry. Nie ma się więc czego czepiać Legii. Aha, jeszcze jedno, Ferrari niejedno ma imię, to auta drogie i niezwykle drogie, ceny za wspominany rocznik 2016 wahają się od „ledwie“  0,28 do 3,5 mln. Euro. Bo są różne modele aut z Maranello i tu będziemy chyba zgodni, Sadiku należał do tych tańszych. Na razie były napastnik Legii ogląda mecze Levante z trybun, a to nawet nie jest jeszcze garaż, to zaledwie plac, z którego nikt nie kwapi się go odebrać. Tymczasem Legia poszła po rozum do głowy i kupiła wozy na co dzień, ale z przyśpieszeniem, bardziej uniwersalne, i mogące wrzucić na licznik kilkadziesiąt tysięcy kilometrów rocznie. Teraz jeszcze Nissan GTR, który jest szybki jak Ferrari, wytrzymalszy od niego oraz tańszy i można zdobywać Europę.

Było o kolei, było o luksusowych autach, więc teraz o komunikacji ogólnie i przekrojowo. Do kogo wszyscy mają najdalej? Do Pogoni Szczecin. Dla każdego poza Lechem, wyjazd do Portowców to eskapada, także dla telewizji. Czas, koszty zmęczenie i stadion, który nie jest szczytem wygody. To wszystko nie gra na korzyść klubu z Zachodnich Kresów IV RP, a jeszcze większą kotwicą była sportowa forma. Osiem punktów straty do bezpiecznego miejsca nie było tak deprymujące jak to co działo się na boisku. Wydawało się zatem, że Pogoni jest równie daleko do utrzymania jak Budapesztowi i Warszawie do połączenia szybką koleją, a Sadiku i jego krytykom, by pojąć co znaczy być Ferrari. A jednak! Jak to mówią Tomek Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski było rach, ciach, ciach i Pogoń opuściła ostatnie miejsce w tabeli, mając do dwóch znajdujących się w strefie bezpiecznej Sandecji i Bruk Betu po punkcie, a do Lechii i Cracovii po pięć. Zanosi się zatem na to, że klubowe autokary i wozy transmisyjne dalej będą ciągnąć do Szczecina. W końcu powstało parę nowych kilometrów autostrad i ekspresówek, więc nie jest to już taka udręka jak parę lat temu.

Inne artykuły o: Blogi | Ekstraklasa | Legia Warszawa

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli