Kto próbuje rozpieprzyć pierwszą ligę i po co?
Autor wpisu: Krzysztof Budka 1 czerwca 2017 10:33
Zrozumiałe, gdyby chodziło o faceta, który sprzedaje mecze. Albo o dopingowicza. Przynajmniej chodziłoby o czystość w sporcie. A teraz o co chodzi? O czystość w papierach?
Katowicki „Sport” – a konkretnie Łukasz Żurek (skądinąd mój serdeczny kolega) – z uporem maniaka drąży temat Borisa Milekicia, doszukując się spisku, nieprawidłowości, przestępstwa, wykroczenia (niepotrzebne skreślić), w efekcie czego na finiszu mielibyśmy mieć prawdziwą rozpierduchę w pierwszoligowej tabeli, a jej układ ustalony przy zielony stoliku.
Wczoraj była „hekatomba”, dziś są już tylko „szachy”. Co będzie jutro? Nie wiadomo. Najważniejsze pytanie jest jednak inne – po co to robi? W imię prawa? W imię sprawiedliwości? Łukaszu, psie Sabo i kto tam jeszcze przebiera w tym temacie nogami – nie idźcie tą drogą…
Hekatomba w pierwszej lidze? Ktoś chwyta się brzytwy i próbuje wysadzić w powietrze Stal Mielec…
Zrozumiałe, gdyby chodziło o faceta, który sprzedaje mecze, ma wyrok za korupcję i coś gdzieś komuś po drodze umknęło. Albo o dopingowicza. Gdyby Stal sprowadziła zimą faceta, który się koksuje, zrozumielibyśmy tę walkę o walkowery, bo przynajmniej chodziłoby o czystość w sporcie. A teraz o co chodzi? O czystość w papierach? Ktoś gdzieś przeoczył przystawienie pieczątki? Może tak, może nie – tego przecież nikt na razie nie jest w stanie rozstrzygnąć, bo działacze Stali zapierają się, że w papierach wszystko jest, jak ma być. Dziennikarskie śledztwo prowadzonej w tej sprawie przez „Sport”przypomina zasadzanie się na grubego zwierza. Trochę karykaturalnie, zważywszy na to, że cała sprawa prawdopodobnie za chwilę pójdzie w gwizdek.
W PZPN-ie już dają do zrozumienia, że żadnego wysadzenia pierwszej ligi w kosmos nie będzie. „Sport” pisze, że dla związku ta sprawa to koszmar. Żaden koszmar. Skończy się raz dwa. Zresztą sugeruje to dwa akapity niżej, pisząc: „Wygląda jednak na to, że wszystkie działania centrali prowadzone są w takim kierunku, by drastyczność ewentualnych sankcji nie wysadziła sezonu w powietrze. Gdyby przyznano siedem walkowerów, końcowego kształtu tabeli nie poznalibyśmy mimo rozegrania ostatniej kolejki. Kluby niezadowolone z finalnych rozstrzygnięć miałyby bowiem prawo skorzystania ze ścieżki odwoławczej. Tym sposobem sezon nie zakończyłby się w najbliższą niedzielę, lecz toczyłby się dalej przy zielonym stoliku”.
Otóż to – takiego chcielibyście finiszu rozgrywek? W imię walki o pieczątkę? Brawo.
Poza tym nie wierzę, by związek przystał na coś takiego, pamiętając, jaką rozpierduchą na skutek zaniedbania Komisji Odwoławczej skończyła się w ubiegłym sezonie runda zasadnicza w ekstraklasie (słynna sprawa Podbeskidzia). Co zresztą niektórym odbija się czkawką do dziś. Po co PZPN-owi kolejna taka żaba do przełknięcia? Po nic. Tym bardziej że przepis mówi wyraźnie:
„Zawodnicy – cudzoziemcy spoza obszaru Unii Europejskiej mogą być uprawnieni do gry jedynie na okres, na jaki mają prawo przebywania na terytorium Polski oraz na jaki otrzymali zezwolenie na pracę”.
Milekić ma pozwolenie na grę do 30 czerwca. To znaczy, że jeśli piłkarz nie ma prawa pobytu (podkreślam – JEŚLI), to ktoś w PZPN-ie zrobił błąd, co przy okazji mogłoby wyjść na jaw…
Największa szkoda, że w to wszystko zaplątała się Miedź, która po sugestiach „Sportu” o siedmiu walkowerach dla Stali, stałaby się największym beneficjentem tego układu. Klub z Legnicy wystąpił do PZPN-u z oficjalnym protestem w sprawie meczu ze Stalą, więc związek musiał oficjalnie zareagować, wszczynając postępowanie wyjaśniające. Rozumiemy, że można się napalić na szansę na awans, jaką taki układ za sobą niesie, ale co to ma wspólnego ze sportową postawą i rywalizacją fair play?
-
Homer Juliusz Goethe
-
Zbigniew Luśnia
-
ursynów
-
Zbigniew Luśnia