Piłkarz realny, czyli wszystko na sprzedaż

Autor wpisu: 29 grudnia 2016 14:02

Wstajesz, jesz, ubierasz się, wsiadasz do samochodu, jedziesz na Old Trafford, wchodzisz do szatni, przebierasz się, słuchasz odprawy Mourinho, wybiegasz na mecz z Liverpoolem. Wszystko w czasie rzeczywistym, wszystko z prawdziwym piłkarzem

To tylko kwestia czasu. Chyba jeszcze nie w 2017 roku, może jeszcze nie w 2020. Ale to pewne – zbliża się chwila, gdy piłkarz podpisując profesjonalny kontrakt będzie się musiał zgodzić na całkowite pozbycie się prywatności. Jego dom, żona, kochanka, dzieci, kot, pies, ręka, noga, głowa w całości należeć będą do tego, z kim ten kontrakt podpisze.

Czy rok 2016 był tu przełomowy? I tak, i nie zarazem. Tak – bo postęp w ujawnianiu prawdy o Panu Piłkarzu i Panu Trenerze jest olbrzymi, gdy rynek podbijają stosunkowo młode zjawiska – Snapchat, Pinterest, Line, WhatsApp, Vine, Viber, a wciąż i tak najmocniejszą pozycję mają te „bardziej tradycyjne” (to też znak czasów – że można w odniesieniu do nich użyć już takiego określenia): Facebook, Instagram czy Twitter. Tak – bo świat futbolu po mediach społecznościowych rozpełza się jak zombie w „World War Z”. Tak – bo przedmiotem powszechnego użytku stają się okulary VR (rzeczywistości wirtualnej), co z futbolowego punktu widzenia może być kolejnym (ósmym, dziesiątym, piętnastym?) przełomem.
Nie – bo to oczywiście nie jest zdarzenie, tylko proces. Proces nie wiadomo, kiedy rozpoczęty (no dobra, na siłę można byłoby tu przyjmować jakąś datę graniczną – pierwsze piłkarskie konto na Twitterze, pierwszy profil na Facebooku…) i proces, który nigdy się nie skończy. Dziś to już potężna machineria, która niczym ta z Vonnegutowskiej hali 58 z każdym dniem pozostawia coraz mniej złudzeń, że ktokolwiek jest w stanie zapanować nad jej procesami, łącznie z tymi, którzy piszą algorytmy pobudzające ją do działania.

Rok 2016, czy szerzej – cykl EURO 2016, to też zjawiska bliskie nam, a uzmysławiające, jak potężny jest proces rozwoju „wścibstwa” w piłkarskie życie. Łukasz Wiśniowski i kanał „Łączy nas piłka” towarzyszyli z kamerą reprezentantom Polski dzień w dzień we Francji, każdy z tych dni dokumentując – umożliwiając zobaczenie piłkarzy podczas treningów, posiłków, rozrywek, czasu wolnego, w podróży, w szatni. To dziś wyznacza standard pokazywania określonej grupy piłkarskiej (pomijam kwestie „polityczne” – o tym więcej TUTAJ, a dla tej obserwacji nie mają one absolutnie żadnego znaczenia).
Uzupełnieniem tego „wścibstwa” była książka Marcina Feddka „Dekalog Nawałki” (więcej TUTAJ) – napisana przez dziennikarza Polsatu Sport, który doświadczył rzeczy medialnie absolutnie wyjątkowej: Adam Nawałka dopuścił go do towarzyszenia drużynie także w chwilach merytorycznie absolutnie najbardziej intymnych dla zespołu – zamkniętych treningach i odprawach. Feddkowi umożliwiło to zrozumienie procesów, jakie zachodzą w drużynie, a końcowym efektem była wspomniana książka, która część tych obserwacji ujawnia nam wszystkim.

Niby mówimy tutaj o mediach wciąż tradycyjnych – filmie, książce, ale podstawy do ich stworzenia dała zmiana myślenia o mediach (i tradycyjnych, i społecznościowych), o wizerunku, o tym, co i tak widać na zewnątrz, a co czasami widziane tylko w 140-znakowym niby-tekście czy 10-sekundowym niby-filmiku potrafi zostać wypaczone na 100 i jeden różnych sposobów.
Paradoksem jest to, że to akurat Nawałka wykonał gest dla trenera niezwykły. Tak, ten Nawałka, który stał się dla dziennikarzy synonimem wypowiedzi tylko oficjalnych i to wypowiedzi wyzutych z wszelkich konkretnych treści.

No właśnie, mówimy o człowieku bardzo dbającym o to, by oficjalny przekaz medialny był bardzo oficjalny, a co z ludźmi piłki, którzy w mediach społecznościowych szaleją? Pół biedy, jeśli pokazują w ten sposób swoje życie rodzinne, czym w przypadku Nemanji Nikolicia zachwycili się niedawno Amerykanie – bo do ich ligi przyjeżdża człowiek z „ich bajki”. Żony, dzieci, psy, koty, choinka, zastawiony stół, ćwiczenia indywidualne, ćwiczenia zespołowe, gry, zabawy, fury – dla fanów niektórych gwiazd to już nie jest żadną tajemnicą.

  W tych sytuacjach próby jakiegokolwiek kontrolowania piłkarzy przez media klubowe spalają na panewce. To jest żywioł, nad którym nie da się zapanować, bo przecież każdemu może zdarzyć się taki czy inny moment „odpłynięcia”. Kompletnie bezmyślny – jak ten Steevena Langila (o tym czytaj TUTAJ) Albo jak Zlatan Ibrahimović w Wigilię, w sposób jednak cokolwiek bardziej bezpieczny (dla wizerunku, nie dla zdrowia):

Tabu przestają być wyniki badań lekarskich, prezentowanie zabiegów na piłkarzach – przed, w czasie i po. Tabu przestaje być szatnia, do której mają wstęp media klubowe i do której wstęp zastrzegają sobie oficjalni nadawcy. Tabu przestaje być galopada myśli prezesów – tu przykładów aż nadto (mało kto pamięta, że pionierem był szef Maćka Rybusa – Jean-Michel Aulas, który już od ładnych kilku lat bardzo aktywnie używa Twittera i to używa go zgodnie z założeniem, czyli tocząc dysputy nie tylko z dziennikarzami, ale przede wszystkim z kibicami).
Tabu przestają być odprawy przedmeczowe. To w maju tego roku dzięki temu można było zobaczyć tę najbardziej „odjechaną”, która pewnie na lata stanie się symbolem motywowania do walki – trenera Toulouse Pascala Dupraza motywującą do walki o uniknięcie degradacji zespołu (udało się – na marginesie).

To staje się już powoli praktyką – w filmie o meczach Zagłębia Lubin w eliminacjach Ligi Europy mogliśmy oglądać fragmenty odpraw Piotra Stokowca, w niedawnym o Młodej Legii – Krzysztofa Dębka przed UEFA Youth League. Ale to tylko pierwsze z brzegu przykłady.

Następny etap tego wielkiego ekshibicjonizmu będzie należał do okularów VR. To pewne. Jeśli nie w nadchodzącym roku, to za dwa lata. Jeśli nie w Europie, to w Stanach, albo w Chinach, albo w Korei Południowej, gdzie już ponad 80 procent społeczeństwa nie wyobraża sobie istnienia bez mediów społecznościowych.
Okulary umożliwiają rzecz niebywałą – mimo nazwy (wirtualna rzeczywistość), jak najbardziej realny dzień meczowy z piłkarzem. Nie w FIFA17, nie „spreparowany” w rzeczywistości zero-jedynkowej, absolutnie prawdziwy. Technologicznie tu już nie ma bariery. Wkładasz okulary i budzisz się jako, dajmy na to, Zlatan.
Wstajesz, jesz, ubierasz się, wsiadasz do samochodu, jedziesz na Old Trafford, wchodzisz do szatni, przebierasz się, słuchasz odprawy Jose Mourinho, wybiegasz na mecz z Liverpoolem. Wszystko w czasie rzeczywistym, wszystko z rzeczywistym piłkarzem, który w opasce na włosach przymocowaną miniaturową kamerkę. Do końca nie wiadomo, co zrobić w czasie „toaletowym”. Tu z ochoczą pomocą jednak przyjdą reklamy. I pewnie szybko okaże się, że z punktu widzenia reklamodawców najlepiej będzie, jeśli taki piłkarz do kibla, za przeproszeniem, będzie ganiał jak najczęściej.
Bariera jest tylko mentalna. Taka prezentacja „live” z punktu widzenia podglądającego ma same plusy, z punktu widzenia podglądanego – wiele minusów, o czym wiele mógłby powiedzieć na przykład… Joachim Löw. Mimo wszystko nad materiałem nagrywanym, nawet jeśli nagrywa go niezależny od klubu nadawca – na przykład dostając pozwolenie na wejście do piłkarskiej szatni, jakaś podstawowa kontrola jest, nad tym „live” nie ma żadnej. Ale i ta bariera wcześniej czy później pęknie, bo wygra atrakcyjność towaru.
A dalej… No dalej oczywiście przyjdzie czas na pokazanie w taki sam sposób życia rodzinnego, pozarodzinnego, zawodowego, prywatnego. Choć z tą „prywatnością” to już w zasadzie przesada. Gdzieś, kiedyś dojdzie do sytuacji, że nic już nie będzie prywatne. „Wszystko na sprzedaż” – tak to szło?
Ale to przecież nic nowego… Wszyscy godzimy się na sprzedawanie swojej prywatności, czasem nie zdając sobie z tego sprawy. Czy ktoś z was zadał sobie trud przeczytania warunków korzystania z dowolnej aplikacji Google’a albo Facebooka? No właśnie…

Inne artykuły o: Blogi

Wszystkie teksty, zdjęcia, grafiki i inne dane znajdujące się w serwisie Futbolfejs.pl chronione są prawami autorskimi.

Użycie skopiowanych lub pobranych materiałów bez pisemnej zgody Autora jest zabronione.

Serwis przeznaczony dla odbiorców posługujących się językiem polskim, ale mieszkających w krajach, gdzie zakłady bukmacherskie są legalne.

Projekt i realizacja Konrad Siuda & Stukot Pikseli