Nie ma tego złego…
Autor wpisu: Grzegorz Kalinowski 9 grudnia 2016 16:37
Teraz widać, jaki był sens „sparingów“ z Królewskimi i BVB, na koniec wyszło bowiem, że były to dwie bolesne, ale nie dość, że opłacane przez UEFA lekcje futbolu, to jeszcze takie, które przyniosły gwałtowny postęp.
Ból i dezorientacja po odejściu z Legii Stanisława Czerczesowa były wielkie. Sknery, dyletanci, ludzie bez wizji, to były określenia pod kierunkiem właścicieli i szefów Legii może nie najczęstsze, ale na pewno najpopularniejsze spośród tych, które nadają się do powtórzenia. Czerczesow dawał wielu kibicom poczucie solidności, więc się im nie dziwię. Z kolei dla mnie był ślepą uliczką, na końcu której była furtka z napisem „wrzuć monetę”.
Polska to nie Rosja i Turcja, ani nawet nie Ukraina, tutaj nie ma oligarchów i gazpromów mogących rzucić na transfery nie głupie dziesięć milionów ojro lecz wielokrotność tej sumy. Dlatego dla mnie znakomity fachowiec, jakim niewątpliwie jest Czerczesow, nie pasował do Legii. Tak też myśleli ci, którzy ponoszą w Legii finansowe ryzyko. Nie zdziwiło mnie, że sięgnięto po Besnika Hasiego, bo z CV wyglądał on na TEGO CZŁOWIEKA. Młody, ze spenetrowanym rynkiem belgijskim (Avram Grant w rozmowach z poprzednim zarządem radził przyglądać się temu kierunkowi), obyty z wielkim futbolowym światem, no i w końcu uczestnik Champions League. Nie wyszło, zdarza się, ale Hasi nie pozostawił po sobie spalonej ziemi. To nie była Legia Franka Smudy z najlepszym i najdroższym składem, z którego pożytek mieli wszyscy, tylko nie klub. Widzew załatał dziury budżetowe, rywale ogrywali Legię, a klub stracił płynność finansową bo zmienił się w luksusowe sanatorium i dom piłkarskiej opieki. Hasi pozostawił po sobie jeden piłkarski niewypał: Langila. Ale najważniejsze jest to, że ściągnął Ofoe oraz Moulina i Legia ma teraz drugą linię na europejskim poziomie.
Albańczyk z Belgii zostawił Legię bez punktów i stylu, ale za to ze znakomitym materiałem piłkarskim, a Jacek Magiera zrobił z tego zespół, idąc kompletnie pod prąd. Pół Polski tej fachowej i amatorskiej śmiało się z 1:5 w Madrycie i 4:8 w Dortmundzie. Czerczesow pewnie by to przegrał po 0:1, a na koniec zremisował a może nawet i wygrał ze Sportingiem, ale nie miało by to już żadnego znaczenia. Legia zakończyłaby przygodę z pucharami na ostatnim miejscu w grupie z legendą Edwarda Klejndinsta.
Już rozwiązuję łamigłówkę: dziesięć lat temu po mundialowej porażce z Niemcami 0:1, asystent trenera Pawła Janasa powiedział: „były zarzewia ciekawych akcji“, a kibice słuchali tego z przejęciem, bo niewiele brakowało, byśmy murując bramkę i mając w niej Boruca, który jak hinduski bożek Sziwa sześcioma zdawałoby się kończynami, ratował nas przed utratą gola. Nie uratował, w doliczonym czasie Neuville wepchnął piłkę do siatki.
To, co zrobił Magiera, było dla wielu mało jasne, niezrozumiałe, a nawet kompromitujące. Ale jak się okazało – skuteczne. Legia straciła 24 gole, ale zdobyła cztery punkty, zajęła 3. miejsce w grupie i co najważniejsze, piłkarsko weszła na wyższy poziom. Warszawiacy grają dalej i zdobyli punkty do rankingu, nie powtórzyło się więc przekleństwo, które jest stałym udziałem Dinama Zagrzeb. Za swoimi plecami drużyna Magiery pozostawiła nie tylko mistrzów Chorwacji i Sporting, ale także Club Brugge, CSKA Moskwa, PSV, Celtic, Dynamo Kijów oraz FC Basel. Teraz widać, jaki był sens „sparingów“ z Królewskimi i BVB, na koniec wyszło bowiem, że były to dwie bolesne, ale nie dość, że opłacane przez UEFA lekcje futbolu, to jeszcze takie, które przyniosły gwałtowny postęp.
Nie chcę zagłaskać Jacka, znam go zbyt dobrze, on nie lubi lukru i czytając wszystkie wspaniałe opinie na swój temat, uśmiecha się, bo ma przy sobie kartkę, na której spisuje, co można było zrobić lepiej i jakich błędów więcej nie powtórzyć. Mam nadzieję, że jego siwa głowa pracuje już nad tym, jak wskoczyć poziom wyżej.
Inne artykuły o: Blogi