Nie ma co płakać nad sprzedanym Prijoviciem
Autor wpisu: Piotr Wierzbicki 16 stycznia 2017 16:48
Prijović - ten z pozoru kozak - uznał, że już czas uciekać, że lepsza oferta może się nie trafić. I to nie świadczy o nim dobrze
Trzeci piłkarz z podstawowego składu opuścił już Legię. Po Nemanji Nikoliciu i Bartoszu Bereszyńskim, mistrzowie Polski sprzedali Aleksandara Prijovicia. I nie ma co rozpaczać, trzeba się z tego cieszyć.
Sprzedaż Serba ze szwajcarskim paszportem wywołała sporo kontrowersji. Wielu kibiców zarzuca mu, że niedawno po strzelonych golach całował eLkę na koszulce, a nagle – gdy stanęła mu przed oczami trochę większa kupka pieniędzy – zaszumiało mu w głowie. Owszem, mam mały niesmak po odejściu Prijovicia, głównie dlatego, że kiepsko to rozegrał medialnie. Legia prowadzi politykę transferową pod hasłem „z niewolnika nie ma pracownika” i pewnie dałoby się z szefami dogadać pokojowo. Pohukiwania jednej strony na drugą były niepotrzebne.
„Prijo” mógł za pół roku dostać lepszą ofertę i jeszcze większą górkę pieniędzy, ale chyba trochę puściły mu zwoje i stwierdził, że już czas uciekać, że lepsza oferta może się nie trafić. I to akurat dobrze o nim nie świadczy. Serb z pozoru (i chyba w rzeczywistości, ale nie wiem na pewno, bo aż tak dobrze go nie poznałem) sprawiał wrażenie kozaka, piłkarza pewnego siebie, czasem nawet przesadnie. Okazało się, że wykorzystał pierwszą okazję do ucieczki. Do Grecji. Umówmy się, liga może wciąż jeszcze lepsza, ale czy klub wypłacalny? Czy kierunek bardziej perspektywiczny? Rozumiem, że Prijo to wszystko przekalkulował. Bez złośliwości, sam się wkrótce o tym przekona. W każdym razie sam pokazał, że aż tak wysoko to on się jednak nie ceni.
PRIJOVIĆ: Gdy mamy piłkę, rywale muszą się bać i myśleć: o kur…, idą na nas
Nie rozpaczałbym nad jego odejściem przede wszystkim z jednego powodu. Tak szczerze, ile dobrych meczów zagrał ten zawodnik w ostatnim roku? Dwa? Trzy? Pięć? Borussia, Śląsk… Jestem pod wrażeniem jak niewiele teraz trzeba, żeby się w Legii wypromować. A to dobry znak. Legia na nim zarobiła i jestem spokojny, że pieniędzy „nie przehula”. Że nie grozi jej los słynnej Żyliny, która po jednym sezonie w Lidze Mistrzów zniknęła z mapy Europy. Nie ten kaliber klubu.
Uważam, że to dobrze, że piłkarze z polskiej ligi są coraz bardziej cenieni w Europie. Na tyle, że po dwóch czy trzech dobrych występach w LM jest takie zainteresowanie zawodnikami. A jeśli sprzedamy jednych, to kupimy innych. Nie oszukujmy się, Legia (i cała polska ekstraklasa) w piłkarskim układzie pokarmowym Europy jest wciąż bardzo nisko. Trochę wyżej niż rok czy dwa lata temu, ale do tego, by pożerać innych, droga daleka. Nawet na horyzoncie nie zarysowuje się cień perspektywy na zmianę tej sytuacji. Legia na razie może marzyć i dążyć do modelu biznesowego, jaki mają kluby w Holandii czy Belgii. Ma szansę być miejscem, na które patrzą te czołowego ligi i myślą: tutaj można kogoś ciekawego wyhaczyć, bo tutaj znają się na piłce i robią solidny przesiew.
A co mogą pomyśleć szefowie Legii? Kupujemy tanio, sprzedajemy kilka razy drożej, interes się rozkręca. Stać nas na coraz więcej, ale i tak jesteśmy skazani na bycie tzw. „feeding club”. Drogi na skróty nie ma, trzeba przejść przez ten bardzo długi etap, by kiedyś cokolwiek znaczyć w Europie. Ajax Amsterdam to nieporównywalnie lepsza marka, a co pół roku musi sprzedawać tych najlepszych. I coraz młodszych. Ale w ich miejsce ciągle pojawiają się inni. Na razie Legia, Lech czy Lechia mogą marzyć o tym, że nakarmią któregoś z rekinów, a za zarobione pieniądze poszukają jakiegoś ciekawego planktonu. Bo na razie jesteśmy płotkami i ze sprzedaży takich Prijoviciów trzeba się cieszyć.
Inne artykuły o: Blogi
-
kibic z W-wy