Najbardziej zapracowany trener na świecie… Dziękujemy panie Jacku!
Autor wpisu: Krzysztof Budka 7 grudnia 2016 23:43
Raptem okazało się, że da się to wszystko jeszcze odczarować. A czarodziej wcale nie wygląda jak jakiś Gandalf, choć też cały siwy...
I nikomu nie wolno się z Legii śmiać… Pamiętacie to? Trzy miesiące temu brzmiało jak kiepski żart, w dodatku pisany na zamówienie. A okazało się proroctwem. I to jakim! Ktoś dziś z Legii zamierza się śmiać?
Piłka, jak życie, uczy pokory. Czasem w tempie ekspresowym. Kto uczyć się nie chce, ten zjeżdża na boczny tor. W Legii nauka pokory to była najważniejsza nauka, jaką tej jesieni przeszli panowie odpowiedzialni za klub. Opamiętali się w porę, właściwie nawet w ostatnią porę, a przecież nie musieli. Mogli tkwić w przeświadczeniu, że z czasem nawet przy Hasim jakoś się to wszystko poukłada, że nikt (ani kibice, ani dziennikarze) nie będzie im mówił, co mają robić. A w pewnym momencie mówili już wszyscy. I to jednym głosem, głosem nieocenionego – jak zawsze – Janka Tomaszewskiego: „Hasi nie powinien zostać zwolniony, on powinien zostać wyp… dyscyplinarnie”.
Raptem okazało się, że da się to wszystko jeszcze odczarować. Że klątwa wcale nie jest wieczna. Że trujące wyziewy wyparowują szybciej, niż się spodziewaliśmy. A czarodziej wcale nie wygląda jak jakiś Gandalf, choć też cały siwy…
Na początku września rozmawiałem z Magierą. W Pruszkowie, tuż po meczu Znicza z Zagłębiem. Wtedy oczywiście do głowy ani mi, ani tym bardziej jemu nie przyszło, że trzy miesiące później będzie miał za sobą pięć meczów w Lidze Mistrzów i awans do Ligi Europy. Kosmos… Wtedy głównym problemem było to, co zrobić, by utrzymać rewelacyjną formę Zagłębia (po tym meczu ze Zniczem zostało właśnie pierwszoligowym liderem) do końca jesieni, a najbardziej kurtuazyjną kwestią fakt, że trener Wigier Suwałki Dominik Nowak kilka dni wcześniej właśnie Magierę i jego Zagłębie wymienił w gronie najpoważniejszych kandydatów do awansu do Ekstraklasy. Co na to Magiera? Jak to on. – Pracujemy. Pracujemy nad tym – słowo wytrych. Używa go zawsze i wszędzie. Ale w jego ustach – choć przyznam się bez bicia, że czasem sobie za to z niego drwiłem – brzmią tak jakoś poważnie. Nie jak lanie wody, banał, slogan na odczepnego, ale solenna obietnica faceta, który wie, co chce w życiu robić i co chce w nim osiągnąć.
Od tego czasu minęły trzy miesiące. Magiera przeszedł najszybszy na świecie kurs trenerski, pokonując kolejne szczeble szkoleniowego wtajemniczenia w butach siedmiomilowych. I choć wiele razy mógł się w nich wypieprzyć, za co tak naprawdę nikt nie miałby prawa mieć do niego pretensji, to jednak zdołał się utrzymać na nogach i dziś może się na chwilę zatrzymać i powiedzieć: – Opłacało się, ale wciąż wiele pracy przed nami…
Z tą jego pracowitością zaczyna przypominać innego fanatyka pracy i piłki – Adama Nawałkę. Ale to akurat dobry wzór do naśladowania. Tak samo jak sposób gry reprezentacji pod wodzą Nawałki. Patrząc na Legię w meczu ze Sportingiem, jak nic przypominały się fragmenty spotkań biało-czerwonych na EURO. Solidna, cholernie konsekwentna, wręcz żelazna postawa w defensywie, do tego robienie wszystkiego, by w każdej minucie spotkania obrzydzić rywalom grę w piłkę, wyczekiwanie na ich chwilę słabości, moment dekoncentracji i te zabójcze kontry. Ładne to to może i nie jest (choć akurat DT ma inne zdanie – TUTAJ), ale jakże skuteczne.
Na dziś na więcej Legii nie stać, ale kto powiedział, że to jest mało? Przeciwnie, to cholernie dużo, zważywszy na to, co było na jej koncie po trzech meczach w Champions League – 0 punktów, w bramkach 1-13. Ktoś dawał jej wtedy szanse na wiosenną grę w pucharach? Chyba tylko Magiera. Ale on, jak wiadomo, pracuje, pracuje, pracuje, więc sobie na to zapracował. Jak najbardziej uczciwie. Dobrze, że są w tym kraju jeszcze ludzie, którym chce się pracować…
Dzięki, pani Jacku!
Inne artykuły o: Blogi | Legia Warszawa