Miejsce buraka jest na polu, a nie na salonach, czyli Glik w centrum uwagi
Autor wpisu: Krzysztof Budka 10 maja 2017 09:54
"Miejsce buraka jest na polu, a nie na salonach"... Grubo. Z drugiej strony, Glik zachował się jak burak i trudno go jakoś racjonalnie bronić.
Dziś o Gliku mówi się więcej, niż o awansie Juventusu do finału Ligi Mistrzów. Problem w tym, że nie o taką chyba chwilową popularność chodziło. To nie w tym kontekście Glik miał być zauważony. „Miejsce buraka jest na polu, a nie na salonach”… Grubo. Z drugiej strony, Glik zachował się jak burak i trudno go jakoś racjonalnie bronić.
O meczu Monaco z Juventusem i akcja, w której Glik podeptał Higuaina TUTAJ
Zresztą sam przyznał po meczu, że „być może zasłużył na czerwoną kartkę”. Być może to zasłużył nawet na coś więcej. Ale nie o to chodzi, by teraz rozjeżdżać Glika i pastwić się nad nim. W końcu pomroczność jasna dopada wielu piłkarzy, czasem też lepszych i popularniejszych od polskiego obrońcy. Nerwy, frustracja, jakieś zadawnione rachunki i tak dalej. Niektórzy robią wielkie oczy ze zdziwienia, że coś takiego przydarzyło się akurat Glikowi – ostoi spokoju obrony biało-czerwonych. Cóż, ta ostoja spokoju robi coś takiego nie pierwszy raz i to jest w tym wszystkim najbardziej niepokojące.
Pamiętacie niedawny mecz z Kazachstanem w el. MŚ? Rozzłoszczony Gilk, gdy było już 2:2, „przesunął” nogą leżącego na murawie rywala (bodajże Baurzajana Islamchana). „Przesunął” to najdelikatniejsze określenie tego, co zrobił. Powinien za to wylecieć z boiska, ale upiekło mu się, bo dostał tylko żółtą kartkę.
Kilka lat wcześniej, jeszcze jako piłkarz Torino, derby Turynu (czyli znów z Juve) zakończył już po dwóch kwadransach, gdy o mało nie połamał nogi Giaccheriniego. I z pewnością nie była to interwencja z gatunku „walczyłem o piłkę”, a raczej „walczyłem o to, by Giaccherini już nie wstał”.
Glik to prosty chłopak – w sensie nieskomplikowany, a nie prostacki – który dzięki nieprawdopodobnie ciężkiej pracy, ambicji i hartowi ducha zaszedł tak daleko. Mnóstwo chłopaków dużo bardziej utalentowanych od niego kopie dziś piłkę na peryferiach wielkiego futbolu, występy w reprezentacji traktując jak marzenie ściętej głowy, nie mówiąc już o półfinale Ligi Mistrzów. Właśnie dlatego, że zabrakło im ambicji i samozaparcia, jakie ma Glik. Ale ta ambicja nie może usprawiedliwiać boiskowego chamstwa i buractwa. To jasne. Dziś ci najwięksi non stop podkreślają, że nogi to ich narzędzie pracy – niezbędne, by tę pracę wykonywać, więc niezależnie od okoliczności – szanujmy się. Odpuść, zrób sobie przerwę, ochłoń, bo za chwilę zrobisz głupotę, której możesz żałować bardzo długo. Dobrze, gdyby to przesłanie dotarło też do Glika.
Tym bardziej że facet rozgrywa sezon życia, który chcemy zapamiętać z zupełnie innych powodów niż te, o których trąbią teraz nie tylko włoskie media („Atak szału”, „Kryminał”, „Szaleństwo”): mistrzostwo Francji, półfinał Ligi Mistrzów i awans do finałów MŚ 2018. Bo Glik to bardzo dobry piłkarz, a nie burak…
Inne artykuły o: Blogi
-
ursynów
-
gryf01
-