Grzegorz KALINOWSKI: Pucharowo-ligowa zasada domina
Autor wpisu: Grzegorz Kalinowski 3 maja 2017 13:43
Przed ostatnią prostą ligi było wystarczająco dużo znaków zapytania, ale wystarczył jeden długi weekend, by namnożyć ich jak nigdy przedtem.
Po 38 latach Arka Gdynia z Pucharem Polski. Sensacja? Na pewno, ale trzeba się przygotować na kolejne, bo poruszone przez Arkę kostki piłkarskiego domina ruszą w zawrotnym tempie czyniąc piekło przynajmniej w jednym ligowym klubie.Na razie nie wiemy, którym.
Lech miał wygrać Puchar Polski, bo szedł na dublet i ma skład, o jakim w Gdyni nie mogliby nawet pomarzyć. A poza tym – wiadomo – do trzech razy sztuka. Pełna mobilizacja, marsz na pozycje wyjściowe, a później poprzedzona bombardowaniem ofensywa. Arka się okopała, ale miała zginąć pod poznańską nawałnicą. Tymczasem Ojrzyński zdjął presję z siebie i z zespołu, ogłosił że to finał Grzegorza Nicińskiego, a skład ustawił tak, by ukryć swe atuty na ławce. Asy miały się przydać w dogrywce i tak się stało, cel został osiągnięty.
Burić, który uratował Lecha w lidze, tym razem nie naprawił błędów obrońców i dorzucił swój własny, Kownacki wysiadł już na Centralnym i na Narodowy nie dojechał, a Robak chciał zostać królem, więc zostali z niczym.
Jagiellonia, Lech, Legia i Lechia miały mieć na finiszu swój klub dżentelmenów i zarządzić sprawą pucharów. Wydawało się, że klamka zapadła bo z tej trójki w pierwszej kolejce punkty straciła tylko Legia i to straciła je tak, by… nie zachwiać układem.
A to sobie Lech nagrabił… A może Lechii albo… Legii – czytaj TUTAJ
Aby naprawdę myśleć o wejściu do ekskluzywnego, europejskiego klubu Wisła musiała w Warszawie wygrać, tymczasem remis zmniejszył jej pucharowe szanse do minimum. We wtorek kropkę nad i miał postawić Lech, ale zamiast kropki wyszedł kleks. To Arka jest pierwszym pucharowiczem i z „wielkiej czwórki” sezonu ktoś wypadnie.
WARIANT TRÓJMIEJSKI I
Arka dała trójmiejskiej piłce jeden z trzech największych sukcesów w historii. Do własnego Pucharu Polski z 1979 i do tego z 1983 wygranego przez III-ligową Lechię dołożyła kolejne trofeum. W Gdańsku czują, że „teraz albo nigdy”. Skoro Arka ma puchar, czemu my nie mamy być mistrzem Polski? Wcale nie jest to fantazją, bo Lechia przez sporą część sezonu była na czele ligi. Mistrz i Puchar Polski w Trójmieście? Tego jeszcze nie było, umiera piłkarski Górny Śląsk, niech żyje Wybrzeże.
WARIANT TRÓJMIEJSKI II
Trójmiejski dublet jest możliwy, ale przyznajmy, że do sensacji musiałaby dołączyć sensacja. Bardziej prawdopodobne jest to, że Lechia nie będzie mistrzem, ale znajdzie się na ligowym podium i zagra w pucharach, a tego też jeszcze w historii nie było.
Jest jednak jeszcze jedna możliwa wersja rozwoju wypadków; Lechia nie tylko nie zdobywa mistrzostwa, ale i nie wchodzi na podium, a Arka z pucharem w dłoniach spada z ligi. Może być zatem najpiękniejszy sezon w historii trójmiejskiej piłki, może też być i koszmar jakiego nie było.
WSZYSTKO ALBO NIC
Do tej pory Michał Probierz zajmował się rozdawaniem pocałunków śmierci. Jego słowa „gratuluję mistrzostwa” były jak nominacja w Big Brotherze. Poczuł to właśnie Lech namaszczony przez trenera Jagiellonii jako zdobywca dubletu.
Na sześć kolejek przed końcem Jaga jest liderem i pora przestać się krygować. Kibice już tego nie robią wznosząc popularną w całej Polsce „pieśń dziadów stadionowych”. Na ostatnim meczu z gardeł popłynęło „Jezu, Jezu jak Cię błaga lud, Jezu, Jezu z Jagi mistrza zrób”, a na trybunach pojawił się gigantyczny wizerunek rozmodlonej postaci odzianej w żółto-czerwony szalik.
Tak się musiało stać, bo jak śpiewa w utworze „Mój Białystok” raper Lukasyno:
To nieuniknione, tutaj, po wschodniej stronie
Mówię ci ziomek, kości zostały rzucone…
Co na to Michał Probierz i piłkarze, czy presja nie spęta nóg, czy lider zostanie obroniony, czy w ogóle uda się utrzymać na podium?
Mecze z najsilniejszymi i trzy wyjazdy czekają, a Jaga poza Białymstokiem grać nie przepada. Do tego słowa Michała Probierza o tym, że na morderczym finiszu Jagiellonii może zabraknąć argumentów. Z jednej strony historyczna szansa, z drugiej zaś strony brzmiące jak memento mori słowa białostockiego klasyka Kononowicza: „żeby nie było nic”.
ZŁOTY POCIĄG ALBO WYKOLEJENI
W Poznaniu huśtawka nastrojów. Wspaniały start, urzędowe niemal 3:0 z każdym rywalem, po czym maszyna się zatarła, a jak ruszyła, to znów wypadła z szyn. Dubletu nie będzie, może będzie za to mistrz Polski, ale jak go zdobyć skoro Lech to postrach słabych i średniaków. Były za to po dwie porażki z Jagiellonią i Legią oraz remisowy dwumecz (1:2 w Gdańsku i 1:0 u siebie) z Lechią.
Finał z Arką pokazał, że ekipa Kolejorza ma kłopoty w meczach o najwyższą stawkę. Czy Nenad Bjelica odmieni zespół w ostatnich sześciu kolejkach i czy ta odmiana starczy na to, by walczyć o mistrza, czy tylko o pierwszą trójkę. Jeszcze kilkadziesiąt godzin temu Kolejorz był złotym pociągiem, ale jeśli maszynista nie zapanuje nad lokomotywą, może się ona z hukiem wykoleić.
RUTYNOWA PRZYJEMNOŚĆ ALBO ZACZYNAMY Z PUSTĄ KASĄ
Gdyby Legia grała tylko na wyjazdach, gdyby Necid był dawnym Necidem, i gdyby zespół Jacka Magiery walczył przez cały mecz, a nie tylko wtedy, gdy zaczyna brakować czasu, sprawa byłaby jasna.
A tymczasem… Legia traci trzy punkty do Jagiellonii. Odrobienie strat spowoduje, że wciąż to Jaga będzie nad nią, bo taki jest regulamin. To premia za zdobycz z sezonu zasadniczego, Legia musi zgromadzić o jeden punkt więcej od Jagi, by na końcu być pierwszą. To pod warunkiem, że nie zmienią się priorytety, bo jeszcze jedna wpadka taka jak w meczu z Wisłą i obrońca mistrzostwa będzie musiał grać o obronę pucharów zamiast o obronę tytułu .
Porażka oznaczałaby zejście Legii o dwie półki niżej, bo ile dają puchary o tym najlepiej wie klubowy kasjer. Po odkupieniu udziałów od panów Leśnodorskiego i Wandzla Dariusz Mioduski powiedział „zabawę zaczynamy od początku z pustą kasą”. Wypadnięcie z pucharów kazałoby zweryfikować słowa, bo Legia zaczęłaby kolejny rok z debetem.
Przed ostatnią prostą ligi było wystarczająco dużo znaków zapytania, ale wystarczył jeden długi weekend, by namnożyć ich jak nigdy przedtem. A przecież to tylko górna połowa tabeli, na dole też nie brakuje dramatów i uniesień oraz gwałtownych zmian w narracji.
I tam też się gra o wiele, bo spadek Łęcznej oznaczać może definitywnie koniec tego klubu na ekstraklasowym poziomie. Bo, jeśli nic się nie zmieni, przyszły sezon może być pierwszym bez zespołów z Górnego Śląska w ekstraklasie. Bo może się też zdarzyć tak, że po raz pierwszy spadną z ligi dwa zespoły, które ubiegłego lata grały w eliminacjach europejskich pucharów.
Gdyby jeszcze poziom nadążył za emocjami…
arka gdyniaekstraklasaGrzegorz Kalinowskijagiellonia białystoklech poznańLechia Gdańsklegia warszawaPuchar Polski
Inne artykuły o: Blogi