Boniek się napiął na… dziennikarzy
Autor wpisu: Dariusz Tuzimek 4 września 2017 18:03
Gdy drużyna Zibiego ma zagrać przeciwko dziennikarzom, dochodzą jeszcze chorobliwe ambicje prezesa związku.
Zbigniew Boniek jest niespełnionym trenerem. Zawsze był w tym słaby, ale wielka ambicja i olbrzymie ego pchały go do trenerki. Nie szło mu klubowo: we Włoszech dwa razy spadł ligi, a raz go zwolnili. Nie szło też reprezentacyjnie – skończyło się słynną rejteradą ze stanowiska selekcjonera reprezentacji Polski, po porażce 0:2 z Danią. Wydawało się wtedy, że Boniek do trenerki sparzył się na dobre. A jednak nadal bawi się w selekcjonera. Dziś już tylko reprezentacji PZPN.
Co ciekawe, nadal jest bardzo napięty na wygrywanie. A gdy jego drużyna ma zagrać przeciwko dziennikarzom, dochodzą jeszcze chorobliwe ambicje prezesa związku.
W czerwcu przed Młodzieżowymi Mistrzostwami Europy PZPN zagrał z Reprezentacją Dziennikarzy i przegrał 2:4. Nikt z tego sprawy nie robił, nie nabijał się, nie kpił. Ot, dziennikarze okazali się lepsi od drużyny złożonej z trenerów i pracowników związku. Ale Bońkowi trudno było przełknąć tę niespodziewaną porażkę. Wściekał się przy linii, krzyczał do sędziego, a na koniec zażądał rewanżu. Do meczu doszło w minioną niedzielę.
Tym razem Boniek już nie lekceważył rywala. Ekstraklasowego arbitra poczęstował na dzień dobry tekstem: „Panie sędzio, my ten mecz musimy wygrać!”, ale Tomasz Kwiatkowski potraktował to jako żart. Słusznie. Twardy i trudny mecz poprowadził znakomicie.
Boniek napiął się tak bardzo, bo raz, że poprzednie spotkanie przegrał, a dwa, że w Piłkarskiej Reprezentacji Dziennikarzy grają także krytyczni wobec związku dziennikarze. Zwycięstwa pragnął na tyle, że postanowił zestawić drużynę niemal z samych piłkarzy. Dziwnym trafem koledzy dziennikarze z PZPN-owskiego z kanału „Łączy nas piłka” (he, he – dobre jest to hasło) tym razem nie dostali powołania. Zbyt słabi…
Lepiej dokopać dziennikarzom wypuszczając na nich zespół złożony z zawodników, którzy mają ponad sto występów w pierwszej reprezentacji, kilkaset (może nawet ponad tysiąc?) meczów w lidze, uczestników mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich w Barcelonie. No jak nie ma przebacz, to nie ma.
A zatem na dziennikarzy wybiegli między innymi: Marek Koźmiński, Stefan Majewski, Dariusz Pasieka, Dariusz Gęsior, Dariusz Dźwigała, Maciej Sawicki, Ryszard Robakiewicz, Mirosław Kalita (Amica Wronki), Marcin Drajer (Lech Poznań) czy Robert Mioduszewski (Lech, Zawisza, Polonia Warszawa).
Zespół PZPN dwoił się i troił, ale tylko zremisował 1:1 zdobywając gola z rzutu karnego. Słusznie zresztą podyktowanego.
Widać było duże umiejętności byłych piłkarzy (a po Marku Koźmińskim dobrą, dawną klasę piłkarską), ale Boniek na ławce rezerwowych paraliżuje swoich zawodników. Nie grają tak dobrze jak potrafią. Żeby dobrze grać w piłkę trzeba mieć luz i swobodę w podejmowaniu ryzyka. Przełożony z pracy w roli pokrzykującego trenera to nie jest komfortowa sytuacja.
Zresztą pracę z Bońkiem jako trenerem w podobny sposób opisywali nasi reprezentanci w świetnym artykule Marka Wawrzynowskiego z Wirtualnej Polski, który znajdziecie POD TYM LINKIEM.
Jak widać zbyt wielkie napinanie się na kogoś szkodzi. Nie ma co udawać. Kiepskie dni dla PZPN. Trzeba się odkuć na tym Kazachstanie.
Inne artykuły o: Blogi
-
zgubek
-
zgubek
-